Album grupy KARTECZKI

Page 67

GRUPA GD02E02
GRUPA
GD02E02

Redakcja: Emil Paszko

Korekta: Małgorzata Tokarska

Projekt okładki: Julia Robełek Linoryt na okładce: Bartosz Tomala Skład: Maciej Lewandowski

Copyright © 2023 by Grafika WIT All rights reserved

Wydanie cyfrowe Warszawa 2023

Grafika WIT Sp. z o.o. www.issuu.com e-mail: grafika@wit.edu.pl

WSTĘP/ 09

BARTOSZ TOMALA/ 16 MACIEJ LEWANDOWSKI/ 10 MAŁGORZATA TOKARSKA/ 20 ANNA RACZMAŃSKA/ 24 MATEUSZ ROGOWSKI/ 32 OLA SKALSKA/ 42 EMIL PASZKO/ 50

GABRIELA ŚWIGUT/ 28 NATALIA MICHALAK/ 38 PAULINA SZAFKA/ 46 MATEUSZ SALWIN/ VITALIYA DZIBROVA/

JULIA ROBEŁEK/ 56 60 64 INDEKS/ 69

WSTĘP

Ojciec Paisij postał nad nim kilka chwil.—Dość, synu miły, dość, przyjacielu —rzekł wreszcie tkliwie —czegopłaczesz? Ciesz się, a nie płacz. Zali nie wiesz, że dzień dzisiejszy jest największym z jego dni?

Gdzież on teraz przebywa, uprzytomnij sobie tylko!Alosza spojrzał nań, odsłoniwszy twarz spuchniętą od płaczu, ale natychmiast, nie mówiąc ani słowa, odwrócił się i znowu ukrył ją w dłoniach.—A. zresztą płacz —odezwał się ojciec Paisij. —Pan Jezus ci te łzy zesłał. „Rzewne łezki twoje dadzą ci wypoczynek duchowy i radość sercu twemu miłemu” —dodał w duchu, odchodząc od Aloszy i myśląc o nim z miłością. Oddalił się zaś czym prędzej, bo poczuł, że patrząc na chłopca sam się rozpłacze. Czas mijał, odprawiano

przepisane nabożeństwa. Ojciec Paisij znowu zastąpił ojca Józefa przy trumnie i znowu zaczął czytać po nim Ewangelię. Lecz nie minęła trzecia po południu, gdy zdarzyło się coś, o czym już napomknąłem na końcu poprzedniej księgi, a co nie tylko nie odpowiadało powszechnemu oczekiwaniu, ale całkowicie je zawiodło i tak wzburzyło opinię miasta, że, jak już rzekłem, wspominasię o tym żywo do dnia dzisiejszego nie tylko w mieście.

Dodam jeszcze raz, wyłącznie od siebie: przykro mi, a nawet wstrętnie opowiadać o tym błahym i gorszącym wydarzeniu, w istocie zupełnie naturalnym i bez znaczenia, i oczywiście pominąłbym je chętnie milczeniem, gdyby nie to, że miało ono wielki wpływ.

9

LEWANDOWSKI

MACIEJ

Może któryś z czytelników pomyśli sobie, że bohater mój był chorobliwą;egzaltowaną, nierozgarniętąistotą, bladym marzycielem, wątłym, nerwowym człowieczkiem. Nic podobnego.

Alosza w owym czasie był rosłym, rumianolicym, tchnącym zdrowiem i pogodą dziewiętnastoletnim wyrostkiem. Był nawet bardzo piękny i zgrabny, wzrostu nieco więcej niż średniego, miał ciemnoblond włosy, regularny, chociaż nieco wydłużony owal twarzy i błyszczące, ciemnoszare, szeroko rozstawione oczy, był przeważnie zamyślony, z wyglądu bardzo spokojny. Mogą mi czytelnicy powiedzieć, że rumiane policzki nie wyłączają bynajmniej fanatycznego usposobienia ani skłonności do mistycyzmu;

lecz mnie się zdaje, że Alosza był nawet większym niż ktokolwiek realistą. O, rozumie się, przebywając w monasterze, wierzył święcie w cuda, ale, moim zdaniem, cuda nigdy nie wprawiają realisty w zakłopotanie. Nie cuda bowiem skłaniają realistę do wiary.

Prawdziwy realista, który nie wierzy, zawsze znajdzie w sobie moc i zdolność przeczenia cudom i choćby nawet stanął przed niewątpliwym faktem, raczej nie dałby wiary własnym zmysłom, niżby miał uznać możliwość cudu. A gdyby nawet uznał, to jako fakt naturalny, który mu dotychczas był nie znany. W realiście wiara rodzi się nie od cudu, lecz cud od wiary. Jeżeli realista raz uwierzy, to właśnie ze względu na swój realizm powinien bezwarunkowo dopuścić istnienie.

10 KONTRAST
25 X 35 CM WARSZAWA
MACIEJ LEWANDOWSKI, KUROPATWY, 2022, KOLOGRAFIA

KOMAR

U podnóża drewnianego ganku, dobudowanego do ściany domu, oczekiwały tym razem same kobiety, koło dwudziestu bab wiejskich. Powiadomione wreszcie o rychłym wyjściu starca, zeszły się tu i czekały. Z pokojów przeznaczonych dla pań szlachetnego rodu wyszły również na ganek obie panie Chochłakow, matka i córka. Pani Chochłakow, bogata i zawsze ze smakiem ubrana dama, była jeszcze dosyć młoda i bardzo przystojna, twarz miała nieco bladą, o bardzo żywych i niemal czarnych oczach. Mogła mieć najwyżej lat trzydzieści trzy, od pięciu zaś lat była wdową. Czternastoletnia jej córka miała sparaliżowane nogi. Biedna dziewczynka od sześciu miesięcy nie mogła chodzić; wożono ją w długim, wygodnym fotelu na kółkach. Prześliczna jej twarzyczka, wychudzona skutkiem choroby, była mimo to wesoła. W jej ciemnych, dużych oczach ocienionych długimi rzęsami tliły się filuterne iskierki :zatrzymały ją przez lato. Dokładnie w trzy miesiące po śmierci Zofii Iwanowny generałowa naraz zjawiła się osobiście w naszym mieścieizajechała wprost do Fiodora Pawłowicza; bawiła w miasteczku zaledwie pół godziny, ale zdążyła wiele zdziałać.

Było to wieczorem. Fiodor Pawłowicz, którego od ośmiu lat ani razu nie widziała, przyjął ją pijaniuteńki. Powiadają, że generałowa w mgnieniu oka, bez żadnych wyjaśnień, jak tylko go zobaczyła, wycięła mu dwa głośne i siarczyste policzki, trzykrotnie szarpnęła go porządnie za czub, a następnie nie mówiąc ani słowa, ruszyła wprost do czeladnej, do obu chłopców. Stwierdziwszy od pierwszego wejrzenia, że są nie umyci i w brudnej bieliźnie, wycięła policzek Grzegorzowi, oznajmiła mu, że zabiera dzieci do siebie, po czym wyprowadziła obu chłopców, tak jak ich zastała, zawinęła w pled, posadziła do karety i zawiozła do siebie. Grzegorz zniósł ten policzek jak oddany niewolnik, nie odezwał się jednym grubiańskim słowem, a kiedy odprowadzał starądo karety, ukłonił się w pas i rzekł z przekonaniem, że jej „Bóg zapłaci za sierotki".

MACIEJ LEWANDOWSKI, KOMAR, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

„A ty gapa jesteś!" —zawołała generałowa na pożegnanie. Fiodor Pawłowicz zrozumiawszy rzecz całą doszedł do wniosku, że dobrze się stało, i po pewnym czasie bez zastrzeżeń dał generałowej formalne upoważnienie na wychowanie jego dzieci. O otrzymanych zaś policzkach sam opowiadał po całym mieście.

11
12 KONTRAST
LEWANDOWSKI, AUTOPORTRET, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
MACIEJ
13
17,5 X 35 CM WARSZAWA
MACIEJ LEWANDOWSKI, AUTOPORTRET, 2022, LINORYT (MATRYCA)

MOJE ULUBIONE DRZEWO

Dom Fiodora Pawłowicza Karamazowa stał dość daleko od centrum miasta, ale też niezupełnie na krańcu. Był dosyć stary, lecz na zewnątrz wyglądał wcale przyjemnie: parterowy z facjatą, powleczony szarawą farbą i kryty czerwoną blachą. Zresztą mimo starości miał jeszcze przed sobą długie lata życia Wewnątrz był przestronny i wygodny, obfitował w mnóstwo schowków, zakamarków i ukrytych schodów. Po pokojach i spiżarniach harcowały szczury, lecz Fiodor Pawłowicz nic sobie z tego nie robił: „Zawszeć to człekowi weselej, kiedy wieczorem zostaje sam w domu.” Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu. Oficyna ta stała na podwórzu i była

również obszerna i mocna. Z rozkazu Fiodora Pawłowicza mieściła się w niej kuchnia, chociaż i w domu była odpowiednio do tych celów urządzona izba; Fiodor Pawłowicz nie znosił bowiem zapachów kuchennych, toteż obiad noszono mu zimą i latem przez podwórze.

Właściwie oba budynki były przeznaczone dla dużej rodziny i mogły pomieścić pięć razy tyle osób co obecnie. W czasie naszego opowiadania w domu mieszkał tylko Fiodor Pawłowicz z Iwanem Fiodorowiczem, w czeladnej zaś, woficynie, troje służby: stary Grzegorz, stara Marfa, jego żona, i młody służący Smierdiakow. Wypada teraz zająć się trochę tą nieliczną służbą.

14 KONTRAST
25 X 35 CM WARSZAWA
MACIEJ LEWANDOWSKI, MOJE ULUBIONE DRZEWO, 2022, LINORYT
15
25 X 35 CM
MACIEJ LEWANDOWSKI, KONTRAST, 2022, LINORYT
WARSZAWA

Miał lat zaledwie dwadzieścia (brat jego Iwan miał dwadzieścia trzy, a starszy, Dymitr, dwadzieścia siedem). Przede wszystkim stwierdzam, że Alosza nie był żadnym fanatykiem ani, przynajmniej według mego zdania, nie był nawet mistykiem. Od razu wygłoszę swoje o nim mniemanie: był po prostu młodym altruistą, a wstąpił na drogę mniszą tylko dlatego, żew owym czasie ona jedna go olśniła, ona jedna objawiła mu się, rzec można, jako ideał wyzwolenia duszy, rwącej się z mroków doczesnego zła ku światłu miłości. Mówiłem, że choć stracił matkę, gdy miał cztery lata, zapamiętał ją na całe życie, zapamiętał jej twarz, jej pieszczoty —„jak gdyby stała przede mną żywa". Wspomnienia tego rodzaju (jak powszechnie wiadomo) sięgają czasem wcześniejszego dzieciństwa, czasem nawet drugiego roku życia, ale występują potem tylko jak gdyby jaśniejsze punkty z mroku, niby skrawek wydarty z ogromnego obrazu, który zgasł już i znikł na zawsze.

To samo było i z Alosza; pamiętał pewien letni, cichy wieczór, otwarte okno, skośne promienie zachodzącego słońca (te właśnie skośne promienie najżywiej występowały w pamięci), w rogu ikona, przed nią paląca się lampka, a pod ikoną na klęczkach łkająca histerycznie, z jękiem i krzykiem, matka, która trzyma go na ręku, ściska mocno, boleśnie, modli się za niego do Matki Boskiej i odrywając go od siebie, podnosi ku obrazowi, powierza opiece Bogurodzicy... i naraz wpada niańka, z przerażeniem wyrywa go z rąk matki. Widok niezwykły! Alosza zapamiętał z owej chwili także i twarz matki: mówił, że, o ilemógł spamiętać, była nieprzytomna, lecz piękna. Ale mało komu zwierzał się z tego wspomnienia.

W dzieciństwie i w młodości był nie bardzo wylewny, był nawet małomówny, ale nie skutkiem nieufności, nieśmiałości czy ponurej mizantropii, wprost przeciwnie, było w tym coś innego, jakiś szczególny rodzaj jak gdyby wewnętrznej zadumy, wyłącznie osobistej, nikogo innego nie dotyczącej, ale dla niego

tak istotnej, że zapominał przez nią o otoczeniu. Kochał jednak ludzi: przez całe życie żył jak gdyby z bezgraniczną wiarą w ludzi, a jednak nikt nigdy nie uważał go za naiwnego czy prostaczka. Miał w sobie coś,co mówiło i przekonywało wówczas (zresztą i później, przez całe życie), że nie chce nikogo sądzić, że nie zechce brać na siebie oceny cudzych postępków i że za nic w świecie nie będzie nikogo potępiał. Zdawać by się nawet mogło.

16 KONTRAST
TOMALA BARTOSZ
MACIEJ LEWANDOWSKI, MOJE ULUBIONE DRZEWO, 2022, LINORYT 25 X 35 CM WARSZAWA
17
BARTOSZ
TOMALA,
AUTOPORTRET, 2022, LINORYT 25 X 35 CM WARSZAWA
18 KONTRAST
25 X 35
BARTOSZ TOMALA, ARCHITEKTURA, 2022, LINORYT
CM WARSZAWA
19

Słuchaj. Aby tę rzecz bardziej uwydatnić, wspomniałem tylko o cierpieniach dzieci. O innych łzach ludzkich, którymi ziemia nasza jest na wskroś przesiąknięta, nie powiem już ani słowa, rozmyślnie zwęziłem temat. Pluskwą jestem i przyznaję z całą pokorą, że nie rozumiem, dlaczego świat jest tak, a nie inaczej urządzony. Człowiek niby sam sobie winien: dano mu raj na ziemi, a on zapragnął wolności i wykradł ogień z niebios, wiedząc z góry, że ściąga na siebie nieszczęście, zatem nie warto go żałować! O, mój nędzny, ziemski, euklidesowy rozum mówi mi tylko to, że na ziemi jest cierpienie, że winnych nie ma i że wszystko wypływa logicznie jedno z drugiego, wszystko płynie i wszystko równoważy ale to tylko euklidesowe głupstwa, przecie znam to już i nie mogę się zgodzić, by według tego żyć! Co mi z tego, że nie ma winnych i że wszystko wynika z siebie logicznie, że wiem o tym —domagam się odwetu, bo w przeciwnym razie niszczę siebie. I domagamsię odwetu nie gdzieś tam, kiedyś, w wieczności, ale tu, na ziemi, muszę to koniecznie sam zobaczyć. Wierzyłem, więc chcę sam zobaczyć, a gdybym przedtem umarł, to niech mnie wskrzeszą, bo jeżeli to wszystko odbędzie się beze mnie, poczuję się zbyt skrzywdzony. Nie po to cierpiałem, żeby moje cierpienie i występki, i ja sam, służyły jako nawóz do użyźniania jakiejś przyszłej harmonii.

Chcę zobaczyć na własne oczy, jak trwożliwa łania uśnie spokojnie obok drapieżnego lwa, a zamordowany wstanie i uściśnie mordercę. Chcę być tu, gdy wszyscy dowiedzą się naraz, po co to wszystko tak było. Na tym pragnieniu opierają się wszystkie religie, a ja wierzę. Ale dzieci, co ja z nimi wówczas pocznę? Oto pytanie, którego nie mogę rozstrzygnąć. Setny raz powtarzam —pytań jest wiele, lecz wziąłem tylko sprawę dzieci, ponieważ ten przykład najlepiej wyjaśnia, co chcę powiedzieć. Słuchaj, jeżeli wszyscy powinni cierpieć, aby cierpieniem okupić wieczną harmonię, to co tu robią dzieci, powiedz mi, proszę? Zupełnie nie mogęzrozumieć,

czemu one mają cierpieć i dlaczego mają cierpieniem okupić harmonię? Dlaczego one też stały się mierzwą do użyźniania jakiejś przyszłej harmonii? Rozumiem, że ludzie mogą być solidarni w grzechu, rozumiem solidarność w odwecie, ale przecież dzieci nie mogą być z nami solidarne w grzechu, a jeżeli jest prawdą, że i one muszą odpowiadać za grzechy swoich ojców, dla mnie niepojęta. I cóż to za słowo Chrystusowe bez przykładu? Zginąłby lud bez słowa Bożego, albowiem dusza ludu łaknie tego słowa i wielkiego pięknego doznania. W młodości swej, dawno już, prawie czterdzieści lat temu, chodziłem z bratem. Anfimem po całej Rosji, zbierając ofiary na monaster; nocowaliśmy razu pewnego nad wielką, spławną rzeką, na brzegu.

20 KONTRAST
25 X 35 CM WARSZAWA
TOKARSKA MAŁGORZATA MAŁGORZATA TOKARSKA, KRUK, 2022, LINORYT

SPEŁNI SIĘ, SPEŁNI!

Nieobecność starca w celi trwała jakie dwadzieścia pięć minut. Było już po wpół do pierwszej, kiedy wrócił, lecz Dymitra Fiodorowicza, w którego sprawie wszyscy się tu zebrali, wciąż jeszcze nie było. Zdawało się jednak, że zupełnie o nim zapomniano, i gdy starzec wszedł do celi, zastał swoich gości zajętych ożywioną rozmową.

Prowadzili ją przede wszystkim Iwan Fiodorowicz i obydwaj ojcowie. Wtrącał się czasem, i na pewno bardzo zapalczywie, Piotr Aleksandrowicz Miusow, ale jakoś mu się tego dnia nie szczęściło, był w sposób widoczny zepchnięty na drugi plan, nie zawsze nawet mógł się doczekać odpowiedzi, co, ma się rozumieć, ogromnie potęgowało jego wciąż wzbierającą irytację.

Trzeba wiedzieć, że już od dłuższego czasu rywalizował do pewnego stopnia z Iwanem Fiodorowiczem pod względem wykształcenia i nie mógł obojętnie znieść pewnego lekceważenia, jakie ten mu okazywał. „Dotychczas przynajmniej stałem na poziomie wszystkiego, o postępowe w Europie, a to nowe pokolenie stanowczo nas ignoruje” — myślał w duchu.

21
MAŁGORZATA TOKARSKA, POCAŁUNEK, 2022, KOLOGRAFIA 25 X 35 CM WARSZAWA

Nie spaliśmy tylko my dwaj,ja i ów młodzieniec, i rozgadaliśmy się o piękności świata Bożego i o wielkiej jego tajemnicy. Wszelkie źdźbło, każdy owad, mrówka, pszczółka złota, wszystko to w zdumiewający sposób zna drogę swoją, nie posiadając umysłu, tajemnicy Bożej przyświadcza, dokonywa jej —tak sobie gawędzimy i widzę, że rozgorzało serce miłego młodzieńca. Wyznał mi, że kocha las, ptaszki leśne: był ptasznikiem dotychczas, każdy głos ptasi rozumiał, każdą ptaszynę umiał wabić: „Nie znam nic lepszego od życia w lesie—rzecze i wszystko jest takie piękne." „Zaiste odpowiadam wszystko jest pię-kne i wspaniałe, ponieważ wszystko jest prawdą. Popatrz prawię mu na konia, zwierzę duże, bliskie nam,albo na wołu, co żywi człowieka i pracuje dlań, ponurego i zamyślonego, popatrz na pyski ich: jaka łagodność, jakie przywiązanie do człowieka, który przecież bije je często bez litości, jaka dobroć, jaka ufność i jakie piękno. Rozczula mnie świadomość, że nie mają one żadnego grzechu, albowiem wszystko dokoła, wszystko —prócz człowieka —jest bezgrzeszne, i z nimi Chrystus jest wcześniej niż z nami." „Jakże to —pyta mnie ów młodzieniec —czy i w nich jest Chry-stus?" „Czy może być inaczej? — odpowiadam. —Dla wszystkich jest Słowo, wszelkie stworzenie, wszelki twór,każdy listek dąży ku Słowu, Pana Boga chwali, po Panu Jezusie płacze, sam nie wiedząc, dowodząc tego tajemnicą życia swego bezgrzesznego. Ot —powiadam mu —po lesie tuła się straszny niedźwiedź, groźny i okrutny, ale niewinny." I opowiedziałem mu, jak pewnego razu niedźwiedź przyszedł do wielkiego świętego, który wiódł życie pokutnicze w lesie, w małej pustelni; i rozczulił się nad niedźwiedziem ten wielki święty, wyszedł doń bez strachu i podał mu kęs chleba. „Idź sobie, Pan Jezus z tobą." I odszedł srogi zwierz łagodnie i posłusznie, żadnej krzywdymu nie czyniąc. Rozczulił się ów młodzieniec, że niedźwiedź krzywdy świętemu nie czynił, i że z nim jest .

Pan Jezus. „Ach —powiada —jak piękne, jakże piękne i cudowne jest wszystko, co Pan Bóg stworzył!" Siedzi, zamyślił się cicho i słodko. Widzę, że pojął. I zasnął koło mnie snem lekkim, bezgrzesznym. Boże błogosław młodości! I modliłem się zań, nim zasnąłem: „Panie, ześlij pokój i światło dzieciom Twoim!" W Petersburgu, w korpusie kadetów byłem długo, prawie osiem lat, i nowe wychowanie zagłuszyło we mnie wiele wrażeń dziecięcych, chociaż niczegom nie zapomniał. W zamian zaś nabrałem tyle nowych nawyków i nawet przekonań, że przeistoczyłem się w istotę prawie dziką, okrutną i bezmyślną. Nabrałem poloru wychowania, ogłady towarzyskiej i znajomości języka francuskiego. Żołnierzy, którzy nam wówczas usługiwali w korpusie, miałem, jak i wszyscy koledzy, za bydło. Może nawet bardziej niż koledzy, bo byłem od nich wrażliwszy.

22 KONTRAST
BLOK MAŁGORZATA TOKARSKA, BLOK, 2022, LINORYT 25 X 35 CM WARSZAWA

Po czterech latach służby znalazłem się wreszcie w mieście K., gdzie pułk nasz stał wtedy załogą. Towarzystwo miejscowe było mieszane, wesołe i liczne, gościnne i zamożne; przyjmowano mnie wszędzie bardzo życzliwie, albowiem miałem wesołe usposobienie,w dodatku uchodziłem za zamożnego oficera, co w świecie znaczy niemało. I oto zaszedł wypadek, odktórego wszystko się zaczęło. Upodobałem sobie w pewnej młodej i, pięknej pannie, mądrej, szlachetnego i dobrego charakteru, córce zacnych rodziców. Byli to bogaci, bardzo ustosunkowani ludzie, przyjmowali mnie u siebie uprzejmie i serdecznie. I oto przywidziało mi się, że owa panna czuje do mnie skłonność —zapłonęło moje serce, gdy trwałem

w tym marzeniu. Później dopiero pojąłem i domyśliłem się, żejej wcale tak bardzo nie kochałem, że tylko ceniłem jej rozum i szlachetny charakter, co zresztą było zupełnie naturalne. Ambicja nie pozwoliła mi jednak oświadczyć się w owym czasie o jej rękę: trudno mi się wydawało rozstać z pokusami wolnego, kawalerskiego i rozwiązłego życia, do którego pociągał mnie mój wiek, tym bardziej że nie brakowało mi pieniędzy. Ale niejednokrotnie robiłem w tym kierunku aluzje. W każdym razie postanowiłem odłożyć na jakiś czas krok stanowczy. Po dwóch mną tę przewagę, że posiadał stosunki w najlepszych sferach stolicy i był bardzo wykształcony.

23
MAŁGORZATA TOKARSKA, POCAŁUNEK, 2022, KOLOGRAFIA 25 X 35 CM WARSZAWA

RACZMAŃSKA

ANNA Zwłoki zgasłego ojca, starca Zosimy, przygotowano do pogrzebania wedle ustalonego obrządku. Jak wiadomo, nie obmywa się zwłok mnichów i pustelników. „Zaledwie jaki zakonnik do Pana odejdzie (jakpowiedziano w księdze obrzędów), wtenczas wyznaczony do tej czynności zakonnik ociera ciało jego ciepłą wodą, czyniąc przódy gąbką (to znaczy grecką gąbką) znak krzyża na czole nieboszczyka, na jego piersi, rękach, kolanach, nogach i nigdzie więcej.” Wszystko to wypełnił nad zmarłym sam ojciec Paisij. Wytarłszy zaś, ubrał wszaty mnisze i zawinął w płaszcz; zgodnie z rytuałem rozciął ów płaszcz w paru miejscach, aby móc go zawiązać w kształcie krzyża. Na głowę nieboszczyka włożono kaptur z ośmioramiennym krzyżem; kaptura nie opuszczono, obli-cze zaś przykryto czarnym pokrowcem. W ręce włożono obraz Zbawiciela. Nad ranem przełożono ciało do trumny (już dawno przygotowanej). Trumna zaś miała stać przez cały dzień w celi (w pierwszym, większym pokoju, w którym nieboszczyk przyjmował braci i gości świeckich). Ponieważ nieboszczyk miał święcenia kapłańskie, więc ojcowie mieli nad nim czytać nie psałterz, lecz Ewan-gelię. Zaraz po mszy żałobnej rozpoczął czytanie ojciec Józef; ojciec Paisij zaś, który pragnął czytać potem przez cały dzień i całą noc, chwilowo był jeszcze zajęty inadtobardzo zatroskany, podobnie jak i ojciec ihumen, albowiem z coraz większą siłą poczęło się ujawniać śród braci jako też śród pielgrzymów, wciąż napływających z miasta i z gospody monasterskiej, niesłychane i nawet „nieprzystojne” wzburzenie i niecierpliwe oczekiwanie. Ojciec ihumen i ojciec Paisij usilnie starali się uspokoić wzburzone umysły. Kiedy nastał już dzień, z miasta zaczęto przyprowadzać chorych, zwłaszcza chore dzieci —jak gdyby czekano tylko na tę chwilę, ufając w niezwłoczne cudowne uzdrowienia nad trumną nieboszczyka. I teraz dopiero okazało się, do jakiego stopnia uważano w naszym mieście starca Zosimę za niewątpliwego i wielkiego świętego. Wśród nadcho-

dzących byli bynajmniej nie tylko ludzie prości. To wielkie napięte oczekiwanie wierzących, wyrażone tak pospiesznie i bez osłonek, a nawet niecierpliwie, omal z pewną natarczywością, wydało się ojcu Paisjowi wielce gorszące i choć spodziewał się tego, rzeczywistość przekroczyła jednak jego oczekiwania. Ojciec Paisij zaczął więc robić wyrzuty niektórym ze wzburzonych mnichów: „Takie natarczywe oczekiwanie czegoś wielkiego —powiadał —jest lekkomyślnością, możliwą tylko dla ludzi świeckich, ale nas niegodną.”

Nie bardzo go jednak słuchano, i ojciec Paisij z niepokojem Zdawał sobie z tego sprawę, mimo że sam (jeżeli już mówić szczerze), oburzając się na zbyt niecierpliwe oczekiwanie i uważając je za czczą lekkomyślność, potajemnie w głębi duszy spodziewał się tego samego co i tamci, przezeń potępieni. I nie mógł się do tego nie przyznać. Niemniej ze szczególną przykrością spoglądał na niektórych ludzi, budzących w nim wielkie wątpliwości. Śród tłumu, tłoczącego się w celi zmarłego starca, z wewnętrzną odrazą (którą sam sobie brał za złe) spostrzegł na przykład Rakitina jak również mnicha z obdorskiej pustelni, który wciąż jeszcze znajdował się w monasterze; obaj wydali mu się nie wiadomo czemu podejrzani, chociaż nie wyodrębniali się niczym szczególnym.

Na głowę nieboszczyka włożono kaptur z ośmioramiennym krzyżem; kaptura nie opuszczono, oblicze zaś przykryto czarnym pokrowcem. W ręce włożono obraz Zbawiciela. Nad ranem przełożono ciało do trumny (już dawno przygotowanej). Trumna zaś miała stać przez cały dzień w celi (w pierwszym, większym pokoju, w którym nieboszczyk przyjmował braci i gości świeckich). Ponieważ nieboszczyk miał święcenia kapłańskie, więc ojcowie mieli nad nim czytać nie psałterz, lecz Ewan-gelię. Zaraz po mszy żałobnej rozpoczął czytanie ojciec Józef; ojciec Paisij zaś, który pragnął czytać potem przez cały dzień i całą noc, chwilowo był jeszcze zajęty inadtobardzo zatroskany, podobnie jak i ojciec ihumen.

24 KONTRAST
25
30 X 42
ANNA RACZMAŃSKA, WILKI, 2022, KOLOGRAFIA
CM WARSZAWA

TEKSTURA/NOCĄ

Ojciec Paisij postał nad nim kilka chwil.—Dość, synu miły, dość, przyjacielu —rzekł wreszcie tkliwie —czegopłaczesz? Ciesz się, a nie płacz. Zali nie wiesz, że dzień dzisiejszy jest największym z jego dni?

Gdzież on teraz przebywa, uprzytomnij sobie tylko!Alosza spojrzał nań, odsłoniwszy twarz spuchniętą od płaczu, ale natychmiast, nie mówiąc ani słowa, odwrócił się i znowu ukrył ją w dłoniach.—A. zresztą płacz —odezwał się ojciec Paisij. —Pan Jezus ci te łzy zesłał. „Rzewne łezki twoje dadzą ci wypoczynek duchowy i radość sercu twemu miłemu” —dodał w duchu, odchodząc od Aloszy i myśląc o nim z miłością. Oddalił się zaś czym prędzej, bo poczuł, że patrząc na chłopca sam się rozpłacze. Czas mijał, odprawiano

przepisane nabożeństwa. Ojciec Paisij znowu zastąpił ojca Józefa przy trumnie i znowu zaczął czytać po nim Ewangelię. Lecz nie minęła trzecia po południu, gdy zdarzyło się coś, o czym już napomknąłem na końcu poprzedniej księgi, a co nie tylko nie odpowiadało powszechnemu oczekiwaniu, ale całkowicie je zawiodło i tak wzburzyło opinię miasta, że, jak już rzekłem, wspominasię o tym żywo do dnia dzisiejszego nie tylko w mieście.

Dodam jeszcze raz, wyłącznie od siebie: przykro mi, a nawet wstrętnie opowiadać o tym błahym i gorszącym wydarzeniu, w istocie zupełnie naturalnym i bez znaczenia, i oczywiście pominąłbym je chętnie milczeniem, gdyby nie to, że miało ono wielki wpływ

26 KONTRAST
25 X 35 CM WARSZAWA
ANNA RACZMAŃSKA, TEKSTURA, 2022, SUCHA IGŁA

na głównego, chociaż przyszłego bohatera mojej powieści, Aloszę. Był to jakby przełom, przewrót, który nim wstrząsnął, ale zarazem zdecydowanie skierował jego umysł w określonym kierunku na całe życie. Powróćmy zatemdo naszego opowiadania.

Kiedy przed świtem włożono przygotowane do pogrzebu zwłoki starca do trumny i przeniesiono je do pierwszego pokoju, wśród obecnych powstała kwestia, czy należy otworzyć w pokoju okna. Pytanie to jednak, rzucone przez kogoś mimochodem, pozostało bez odpowiedzi —jeżeli nawet usłyszeli je niektórzy z obecnych, to myśleli, że niedorzecznie jest spodziewać się rozkładu, trupiego zapachu po zwłokach takiego nieboszczyka, i czuli, że tylko

uśmieszkiem politowania można odpowiedzieć na podobną lekkomyślność i słabą wiarę tego, kto zadał owo pytanie. Albowiem powszechnie spodziewano się czegoś wręcz przeciwnego.

27
25 X 35 CM WARSZAWA
ANNA RACZMAŃSKA, NOCĄ, 2022, LINORYT

Miał lat zaledwie dwadzieścia (brat jego Iwan miał dwadzieścia trzy, a starszy, Dymitr, dwadzieścia siedem). Przede wszystkim stwierdzam, że Alosza nie był żadnym fanatykiem ani, przynajmniej według mego zdania, nie był nawet mistykiem.

Od razu wygłoszę swoje o nim mniemanie: był po prostu młodym altruistą, a wstąpił na drogę mniszą tylko dlatego, żew owym czasie ona jedna go olśniła, ona jedna objawiła mu się, rzec można, jako ideał

wyzwolenia duszy, rwącej się z mroków doczesnego zła ku światłu miłości. Olśniła go zaś owa droga tylko dlatego, że spotkał na niej wówczas niezwykłą, jego zdaniem, istotę —naszego słynnego „starca” z monasteru, Zosimę, do którego przywiązał się i którego pokochał gorącą pierwszą miłością swego nieukojonego serca. Zresztą nie przeczę, że Alosza już wówczas, a nawet wcześniej, już w kołysce, był dosyć dziwny.

28 KONTRAST ŚWIGUT GABRIELA GABRIELA ŚWIGUT, SKRZYDŁA, 2022, SUCHA IGŁA 20 X 27 CM WARSZAWA
29 GABRIELA ŚWIGUT, FRIDA, 2022, KOLOGRAFIA 50 X 70 CM WARSZAWA
30 KONTRAST
ŚWIGUT, MIASTECZKO, 2022, SUCHA IGŁA 25 X 45 CM WARSZAWA
GABRIELA

NIE TY, NIE TY!

Ale Iwan nie odpowiedział. Alosza stał na rogu pod latarnią, póki Iwan nie skrył się w mroku. Wówczas odwrócił się i powoli wszedł w uliczkę. Nie mieszkał razem z Iwanem. Żaden z braci nie chciał zamieszkać w tym pustym domu Fiodora Pawłowicza. Alosza wynajmował pokój umeblowany przy mieszczańskiej rodzinie, zaś Iwan Fiodorowicz mieszkał dosyć daleko i zajmował przestronne i dosyć komfortowe miesz-

kanie w oficynie wcale ładnego domu, należącego do pewnej zamożnej wdowy po urzędniku.

Usługiwała mu tylko bardzo sędziwa, zupełnie głucha, zreumatyzowana staruszka, która kładła się o szóstej wieczór i wstawała o szóstej rano. Iwan Fiodorowicz przez te dwa miesiące stał się dziwnie niewymagający i bardzo polubił samotność.

31 GABRIELA ŚWIGUT, FLORA, 2022, SUCHA IGŁA 25 X 45 CM WARSZAWA

KONTROWERSJA

Może któryś z czytelników pomyśli sobie, że bohater mój był chorobliwą;egzaltowaną, nierozgarniętąistotą, bladym marzycielem, wątłym, nerwowym człowieczkiem. Nic podobnego.

Alosza w owym czasie był rosłym, rumianolicym, tchnącym zdrowiem i pogodą dziewiętnastoletnim wyrostkiem. Był nawet bardzo piękny i zgrabny, wzrostu nieco więcej niż średniego, miał ciemnoblond włosy, regularny, chociaż nieco wydłużony owal twarzy i błyszczące, ciemnoszare, szeroko rozstawione oczy, był przeważnie zamyślony, z wyglądu bardzo spokojny. Mogą mi czytelnicy powiedzieć, że rumiane policzki nie wyłączają bynajmniej fanatycznego usposobienia ani skłonności do mistycyzmu;

MATEUSZ ROGOWSKI, LIŚCIE, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

lecz mnie się zdaje, że Alosza był nawet większym niż ktokolwiek realistą. O, rozumie się, przebywając w monasterze, wierzył święcie w cuda, ale, moim zdaniem, cuda nigdy nie wprawiają realisty w zakłopotanie. Nie cuda bowiem skłaniają realistę do wiary.

Prawdziwy realista, który nie wierzy, zawsze znajdzie w sobie moc i zdolność przeczenia cudom i choćby nawet stanął przed niewątpliwym faktem, raczej nie dałby wiary własnym zmysłom, niżby miał uznać możliwość cudu. A gdyby nawet uznał, to jako fakt naturalny, który mu dotychczas był nie znany.

32 KONTRAST ROGOWSKI
MATEUSZ

KONTROWERSJA

U podnóża drewnianego ganku, dobudowanego do ściany domu, oczekiwały tym razem same kobiety, koło dwudziestu bab wiejskich. Powiadomione wreszcie o rychłym wyjściu starca, zeszły się tu i czekały. Z pokojów przeznaczonych dla pań szlachetnego rodu wyszły również na ganek obie panie Chochłakow, matka i córka. Pani Chochłakow, bogata i zawsze ze smakiem ubrana dama, była jeszcze dosyć młoda i bardzo przystojna, twarz miała nieco bladą, o bardzo żywych i niemal czarnych oczach. Mogła mieć najwyżej lat trzydzieści trzy, od pięciu zaś lat była wdową. Czternastoletnia jej córka miała sparaliżowane nogi. Biedna dziewczynka od sześciu miesięcy nie mogła chodzić; wożono ją w długim, wygodnym fotelu na kółkach. Prześliczna jej twarzyczka, wychu-

dzona skutkiem choroby, była mimo to wesoła. W jej ciemnych, dużych oczach ocienionych długimi rzęsami tliły się filuterne iskierki. Matka zamierzała już na wiosnę wywieźć ją za granicę, lecz sprawy majątkowe zatrzymały ją przez lato. najwyżej lat trzydzieści trzy, od pięciu zaś lat była wdową. Czternastoletnia jej córka miała sparaliżowane nogi.

33 MATEUSZ ROGOWSKI, ARCHITEKTURA, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA
34 KONTRAST
17,5 X 35 CM WARSZAWA
MATEUSZ ROGOWSKI, WIEŻA I ROBOT, 2022, LINORYT
35
17,5
MATEUSZ ROGOWSKI, WIEŻA I ROBOT, 2022, LINORYT (MATRYCA)
X 35 CM WARSZAWA
36 KONTRAST
25 X 35 CM
MATEUSZ ROGOWSKI, WĘDROWIEC NA MORZU CHMUR, 2022, KOLOGRAFIA
WARSZAWA

ŁAŃCUCHY, 2022, LINORYT 17,5 X 25 CM WARSZAWA

Dom Fiodora Pawłowicza Karamazowa stał dość daleko od centrum miasta, ale też niezupełnie na krańcu. Był dosyć stary, lecz na zewnątrz wyglądał wcale przyjemnie: parterowy z facjatą, powleczony szarawą farbą i kryty czerwoną blachą.

Zresztą mimo starości miał jeszcze przed sobą długie lata życia.Wewnątrz był przestronny i wygodny, obfitował w mnóstwo schowków, zakamarków i ukrytych schodów. Po pokojach i spiżarniach

harcowały szczury, lecz Fiodor Pawłowicz nic sobie z tego nie robił: „Zawszeć to człekowi weselej, kiedy wieczorem zostaje sam w domu.” Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu. Oficyna ta stała na podwórzu i była również obszerna i mocna. Z rozkazu Fiodora Pawłowicza mieściła się w niej kuchnia, chociaż i w domu była odpowiednio do tych celów urządzona izba; Fiodor Pawłowicz nie znosił bowiem.

37
MATEUSZ ROGOWSKI, KONTROWERSJA

MICHALAK

NATALIA

Piotr Ilicz Pierchotin, którego zostawiliśmy dobijającego się z furią do zamkniętej na cztery spusty bramy domu Morozowej, naturalnie dostukał się w końcu. Wściekły łomot śmiertelnie przeraził Fienię, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć z poprzedniego przestrachu. Wzburzona, nie mogąc się opędzić złym myślom, nie zmrużyła oka. Usłyszawszy stuk, pomyślała, że to wrócił Dymitr Fiodorowicz, chociaż sama widziała, jak odjeżdżał (bo nikt inny nie dobijałby się tak „zuchwale”).

Pobiegła do stróża, który się już obudził i szedł do bramy, i zaczęła go błagać, aby nie otwierał. Stróż jednak zapytał, kto stuka i w jakiej sprawie. Dowiedziawszy się, że to nie Dymitr Fiodorowicz i że „w ważnej sprawie” do Fiedosji Markowny, zdecydował się w końcu wpuścić późnego gościa. Fiedosja Markowna zaprowadziła Piotra Ilicza do kuchni. Uprosiła Piotra Ilicza, by pozwolił, że dla „pewności” będzie asystował im stróż. Piotr Ilicz wziął ją na spytki i od razu dowiedział się o najważniejszej rzeczy: że Dymitr Fiodorowicz na odchodnym zabrał mosiężny tłu-czek,wrócił zaś bez tłuczka, z zakrwawionymi rękami. „I krew jeszcze kapała, kap, kap, bez ustanku!” —opowiadała Fienia, która widocznie uroiła sobie ten straszliwy szczegół w swojej rozstrojonej wyobraźni. Lecz Piotr Ilicz również widział zakrwawione ręce —co prawdakrew z nich nie kapała —sam zresztą pomógł zmyć tę krew, i nie o to chodziło, czy krew prędko zaschła, leczoto, dokąd pobiegł Dymitr Fiodorowicz z tłuczkiem, to znaczy, czy na pewno udał się do Fiodora Pawłowiczaico nasuwa to przypuszczenie.

Piotr Ilicz w tym kierunku badał Fienię i chociaż nic się nie dowiedział, nabrał przeświadczenia, że Dymitr Fiodorowicz mógł się udać tylko do swego ojca i że zatem coś musiało tam zajść. ,,A kiedy wrócił —dodała wzburzonym głosem Fienia —i kiedy mujuż wszystko wyznałam, zaczęłam go pytać: co to za krew, Dymitrze Fiodorowiczu? a on mi od razu odpowiedział: że krew ludzka i że zabił człowieka —wyznał od razu i pokajał

się przede mną i naraz wybiegł jak oszalały. Usiadłam i myślę sobie: dokądże on teraz jak szalony pobiegł? Pojedzie do Mokrego, myślę, i panią zabije. Wybiegłam, chciałam go błagać, aby mojej pani nie zabijał, biegłam do jego mieszkania, a tu patrzę, przed sklepem Płotnikowów siedzi na wozie i na rękach już nie ma krwi (Fienia zauważyła to i zapamiętała sobie).” Stara kucharka, babcia Fieni, potwierdziła zeznania wnuczki. Zapytawszy jeszcze o jakieś szczegóły, Piotr Ilicz wyszedł wreszcie na ulicę, bardziej zdenerwowany i niespokojny niż poprzednio. Zdawałoby się, że najprościej i najbliżej byłoby pójść teraz wprost do domu Fiodora Pawłowicza, zapytać, czy się co nie zdarzyło, a jeżeli tak, to co mianowicie, i dopiero potem w razie potrzeby iść do sprawnika.

Tak też sobie Piotr Ilicz uplanował. Ale noc była ciemna, brama domu Fiodora Pawłowicza mocna, znowu trzeba będzie się dobijać, poza tym Piotr Ilicz ledwo znał Fio-dora Pawłowicza, i cóż —dostuka się wreszcie, otworzą mu i nagle okaże się, że nic się nie zdarzyło; nazajutrz zaś Fiodor Pawłowicz, kpiarz zawołany, będzie rozpowiadał po mieście, jak to o północy dobijał się do niego nieznajomy urzędnik Pierchotin, aby dowiedzieć się, czy go kto nie zabił. Skandal! A skandalu Piotr Ilicz lękał się najbardziej w świecie.

Jednak uczucie, które pchnęło go na drogę poszukiwań, było tak silne, że tupnąwszy ze złością i zwymyślawszy sam siebie, pobiegł dalej, co prawda nie do Fiodora Pawłowicza, lecz do pani Chochłakow. Jeżeli na pytanie, czy dała o takiej a takiej godzinie trzy tysiące Dymitrowi Fiodorowiczowi, odpowieprzecząco, to on, Piotr Ilicz, niezwłocznie pobiegnie do sprawnika; w przeciwnym razie odłoży wszystko do jutra i wróci do domu. Właściwie mówiąc, idąc prawieojedenastej w nocy do nieznajomej damy, aby zadać dziwne pytanie, narażał się na grubszy skandal, niż gdyby był po prostu poszedł do Fiodora Pawłowicza. Lecz zdarza się tak czasem, zwłaszcza w podobnych wypadkach, i to z najbardziej solidnymi i flegmatycznymi ludźmi.

38 KONTRAST
39 NATALIA MICHALAK, ARCHITEKTURA
2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA
,

NATALIA MICHALAK, ŚWIATŁO I CIEŃ, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA

ŚWIATŁO I CIEŃ

Piotr Ilicz Pierchotin, którego zostawiliśmy dobijającego się z furią do zamkniętej na cztery spusty bramy domu Morozowej, naturalnie dostukał się w końcu. Wściekły łomot śmiertelnie przeraził Fienię, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć z poprzedniego przestrachu. Wzburzona, nie mogąc się opędzić złym myślom, nie zmrużyła oka.

Usłyszawszy stuk, pomyślała, że to wrócił Dymitr Fiodorowicz, chociaż sama widziała, jak odjeżdżał (bo nikt inny nie dobijałby się tak „zuchwale”). Pobiegła do stróża, który się już obudził i szedł do bramy, i zaczęła go błagać, aby nie otwierał. Stróż jednak zapytał, kto stuka i w jakiej sprawie. Dowiedziawszy się, że to nie Dymitr Fiodorowicz i że „w ważnej spra-

wie” do Fiedosji Markowny, zdecydował się w końcu wpuścić późnego gościa. Fiedosja Markowna zaprowadziła Piotra Ilicza do kuchni. Uprosiła Piotra Ilicza, by pozwolił, że dla „pewności” będzie asystował im stróż. Piotr Ilicz wziął ją na spytki i od razu dowiedział się o najważniejszej rzeczy: że Dymitr Fiodorowicz na odchodnym zabrał mosiężny tłu-czek,wrócił zaś bez tłuczka, z zakrwawionymi rękami. „I krew jeszcze kapała, kap, kap, bez ustanku!” —opowiadała Fienia, która widocznie uroiła sobie ten straszliwy szczegół w swojej rozstrojonej wyobraźni.

40 KONTRAST

Przeczytawszy „dokument”, Iwan wstał, najzupełniej przekonany. A więc zabił brat, nie Smierdiakow. Nie Smierdiakow, a więc i nie on, Iwan. List ten nabrał w jego oczach niezwykłej wagi. Nie było żadnych wątpliwości co do winy Miti. Nawiasem mówiąc, o tym, że Mitia mógł zabić do spółki ze Smierdiakowem, Iwan nigdy nawet nie pomyślał, bo i zresztą fakty temu przeczyły. Był więc zupełnie uspokojony.

Nazajutrz z pogardą wspominał Smierdiakowa i jego szyderstwa. Po kilku dniach dziwił się nawet, jak mógł się tak przejąć jego podejrzeniami. Postanowił zlekceważyć go i zapomnieć. Tak minął miesiąc. Z nikim już o nim nie mówił, ale słyszał przelotnie ze dwa razy, że Smierdiakow jest bardzo chory i nienormalny. „Skończy obłędem” —orzekł młody lekarz, doktor Warwiński, i Iwan zakarbowałto sobie w pamięci. W ostatnim tygodniu tego miesiąca Iwan sam poczuł się bardzo źle. Był nawet u znakomitego lekarza z Moskwy, którego sprowadziła Katarzyna Iwanowna. I właśnie wtedy jego stosunki z Katarzyną Iwanownązaostrzyły się ostatecznie. Byli jakby dwaj zakochani w sobie wrogowie.

Nawroty uczucia Katarzyny Iwanowny do Miti, bardzo krótkie, ale gwałtowne, doprowadzały Iwana do wściekłości. Rzecz dziwna, aż do tej ostatniej, opisanej już sceny, która odbyła się w obecności Aloszy, Iwan przez cały miesiąc nie słyszał, aby Katarzyna Iwanowna wyraziła jakąś wątpliwość co do winy Dymitra. Nie zdarzyło się to nawet w momentach jej „nawrotów”, których Iwan tak nienawidził.

Godne uwagi jest jeszcze to, że Iwan, z każdym dniem coraz mocniej nienawidząc Miti, zdawał sobie jednocześnie sprawę, że nienawidzi go nie za owe „nawroty” Katarzyny Iwanowny, ale właśnie zato, że on zabił ojca! Czuł i uświadamiał to sobie dokładnie. Mimo to na dziesięć dni przed rozprawą odwiedził Mitię i zaproponował mu ucieczkę,podał nawet plan, widocznie od dawna już obmyślony. Oprócz głównej przyczyny pobudziło go do tego draśnięcie, zadane mu przez Smierdiakowa, że niby jemu,

NATALIA MICHALAK, KWIAT, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA

Iwanowi, wygodniej, że oskarżono brata, bo przez to on i Alosza odziedziczą zamiast po czterdzieści tysięcy, po sześćdziesiąt. Zdecydował się zaofiarować ze swojej części trzydzieści tysięcy, aby umożliwić ucieczkę Miti. Wracając wtedy z więzienia był smutny i niepewny: poczuł nagle, że życzy sobie ucieczki nie dlatego, że chce ofiarować trzydzieści tysięcy i zaleczyć owo draśnięcie, ale z jakiegoś innego powodu. „Czy dlatego, że moralnie i ja też jestem zabójcą?” —zapytał siebie.

41
KWIAT

SKALSKA

OLA

Nieobecność starca w celi trwała jakie dwadzieścia pięć minut. Było już po wpół do pierwszej, kiedy wrócił, lecz Dymitra Fiodorowicza, w którego sprawie wszyscy się tu zebrali, wciąż jeszcze nie było. Zdawało się jednak, że zupełnie o nim zapomniano, i gdy starzec wszedł do celi, zastał swoich gości zajętych ożywioną rozmową.

Prowadzili ją przede wszystkim Iwan Fiodorowicz i obydwaj ojcowie. Wtrącał się czasem, i na pewno bardzo zapalczywie, Piotr Aleksandrowicz Miusow, ale jakoś mu się tego dnia nie szczęściło, był w sposób widoczny zepchnięty na drugi plan, nie zawsze nawet mógł się doczekać odpowiedzi, co, ma się rozumieć, ogromnie potęgowało jego wciąż wzbierającą irytację.

Trzeba wiedzieć, że już od dłuższego czasu rywalizował do pewnego stopnia z Iwanem Fiodorowiczem pod względem wykształcenia i nie mógł obojętnie znieść pewnego lekceważenia, jakie ten mu okazywał. „Dotychczas przynajmniej stałem na poziomie wszystkiego, o postępowe w Europie, a to nowe pokolenie stanowczo nas ignoruje” — myślał w duchu.

42 KONTRAST
OLA SKALSKA, NOC, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA

OLA SKALSKA, KORA, 2022, SUCHA IGŁA 30 X 40 CM WARSZAWA

TAKI CZŁOWIEK

Dymitr Fiodorowicz, dwudziestoośmioletni młodzieniec, średniego wzrostu, o sympatycznej twarzy, wydawał się znacznie starszy. Muskularna jego budowa zdawała się znamionować wielką siłę fizyczną, ale twarz miała jakiś wyraz chorobliwy. Szczupła, wpadniętych policzkach, mieniła się niezdrową żółcizną. Dosyć duże, ciemne i cokolwiek wypukłe oczy, choć spoglądały twardo, ale przy tym jakoś niepewnie. Nawet w chwilach gdy najbardziej się

gorączkował, perorował z alteracją, spojrzenie jego nie harmonizowało bynajmniej z zewnętrznym nastrojem i wyrażało coś zgoła innego, czasem nawet jakieś uczucie rażąco nie licujące z daną chwilą.

43
44 KONTRAST
50 X 70 CM WARSZAWA
OLA SKALSKA, DZIEŁO, 2022, KOLOGRAFIA

SKANDAL

Gdy Miusow i Iwan Fiodorowicz wchodzili do ojca ihumena, w Piotrze Aleksandrowiczu — jako że był naprawdę przyzwoitym i delikatnym człowiekiem — dokonał się swego rodzaju delikatny proces: zawstydził się własnego gniewu. Uprzytomnił sobie, że tak podłego człowieka jak Fiodor Pawłowicz nie należało traktować na serio, a w każdym razie nie trzeba było tracić z powodu niego zimnej krwi i zapomnieć się do takiego stopnia. „Trzeba przyznać, że mnisi nic tu nie zawinili —zakonkludował nagle, wchodząc na ganek — a jeżeli to są przyzwoici ludzie (ten ojciec Mikołaj, humen, także jest, zdaje się, szlachcicem), czemużże nie być dla nich miłym, uprzejmym i grzecznym?...” „Nie będę dysku-

tował, będę nawet potakiwał, oczaruję ich uprzejmością i... i... wreszcie dowiodę im, że nic mnie nie łączy z tym Ezopem, tym błaznem, tym pierrotem, że sam wpadłem niewinnie, tak samo jak oni...” Postanowił w końcu wielkodusznie raz na zawsze ustąpić im sporne prawo do wyrębu i rybołówstwa (nie wiedział nawet gdzie) właśnie dzisiaj, zwłaszcza iż gest ten niewiele go w istocie kosztował.

Utwierdził się jeszcze bardziej w tych szlachetnych zamiarach, skoro weszli do jadalni ojca ihumena. Nie była to jadalnia we właściwym tego słowa znaczeniu, gdyż ojciec ihumen miał tylko dwa pokoje, znacznie jednak większe i owiele wygodniejsze od celi starca nazywanego Zosimy.

45 OLA SKALSKA, BOTANIKA, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA

Nieobecność starca w celi trwała jakie dwadzieścia pięć minut. Było już po wpół do pierwszej, kiedy wrócił, lecz Dymitra Fiodorowicza, w którego sprawie wszyscy się tu zebrali, wciąż jeszcze nie było. Zdawało się jednak, że zupełnie o nim zapomniano, i gdy starzec wszedł do celi, zastał swoich gości zajętych ożywioną rozmową. Prowadzili ją przede wszystkim Iwan Fiodorowicz i obydwaj ojcowie.

Wtrącał się czasem, i na pewno bardzo zapalczywie, Piotr Aleksandrowicz Miusow, ale jakoś mu się tego dnia nie szczęściło, był w sposób widoczny zepchnięty na drugi plan, nie zawsze nawet mógł się doczekać odpowiedzi, co, ma się rozumieć, ogromnie potęgowało jego wciąż wzbierającą irytację. Trzeba wiedzieć, że już

od dłuższego czasu rywalizował do pewnego stopnia z Iwanem Fiodorowiczem pod względem wykształcenia i nie mógł obojętnie znieść pewnego lekceważenia, jakie ten mu okazywał.

„Dotychczas przynajmniej stałem na poziomie wszystkiego, co postępowe w Europie, a to nowe pokolenie stanowczo nas ignoruje” — myślał w duchu. Fiodor Pawłowicz, który przyrzekł był usiąść na krześle i milczeć, istotnie jakiś czas nie odzywał się wcale, tylko szyderczym uśmieszkiem sekundował niepowodzeniom najbliższego swego sąsiada, Piotra Aleksandrowicza, i jawnie cieszył się z jego rozdrażnienia. Dawno już zamierzał uregulować z nim jakieś tam porachunki i nie chciał teraz stracić stosownej okazji.

46 KONTRAST
PAULINA SZAFKA, ZA DOMEM, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
SZAFKA PAULINA
47
SZAFKA, BRAMA, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
PAULINA
48 KONTRAST
17,5
PAULINA SZAFKA, ŻARÓWKA, 2022, LINORYT
X 35 CM WARSZAWA

Przeczytawszy „dokument”, Iwan wstał, najzupełniej przekonany. A więc zabił brat, nie Smierdiakow. Nie Smierdiakow, a więc i nie on, Iwan. List ten nabrał w jego oczach niezwykłej wagi. Nie było żadnych wątpliwości co do winy Miti. Nawiasem mówiąc, o tym, że Mitia mógł zabić do spółki ze Smierdiakowem, Iwan nigdy nawet nie pomyślał, bo i zresztą fakty temu przeczyły. Był więc zupełnie uspokojony. Nazajutrz z pogardą wspominał Smierdiakowa i jego szyderstwa. Po kilku dniach dziwił się nawet, jak mógł się tak przejąć jego podejrzeniami. Postanowił zlekceważyć go i zapomnieć. Tak minął miesiąc. Z nikim już o nim nie mówił, ale słyszał przelotnie ze dwa razy, że Smierdiakow jest bardzo chory i nienormalny. „Skończy obłędem” —orzekł młody lekarz, doktor Warwiński, i Iwan zakarbowałto sobie w pamięci. W ostatnim tygodniu tego miesiąca Iwan sam poczuł się bardzo źle. Był nawet u znakomitego lekarza z Moskwy, którego sprowadziła Katarzyna Iwanowna. I właśnie wtedy jego stosunki z Katarzyną Iwanownązaostrzyły się ostatecznie. Byli jakby dwaj zakochani w sobie wrogowie. Nawroty uczucia Katarzyny Iwanowny do Miti, bardzo krótkie, ale gwałtowne, doprowadzały Iwana do wściekłości. Rzecz dziwna, aż do tej ostatniej, opisanej już sceny, która odbyła się w obecności Aloszy, Iwan przez cały miesiąc nie słyszał, aby Katarzyna Iwanowna wyraziła jakąś wątpliwość co do winy Dymitra.

Nie zdarzyło się to nawet w momentach jej „nawrotów”, których Iwan tak nienawidził. Godne uwagi jest jeszcze to, że Iwan, z każdym dniem coraz mocniej nienawidząc Miti, zdawał sobie jednocześnie sprawę, że nienawidzi go nie za owe „nawroty” Katarzyny Iwanowny, ale właśnie zato, że on zabił ojca! Czuł i uświadamiał to sobie dokładnie. Mimo to na dziesięć dni przed rozprawą odwiedził Mitię i zaproponował mu ucieczkę,podał nawet plan, widocznie od dawna już obmyślony. Oprócz głównej przyczyny pobudziło go do tego draśnięcie, zadane mu przez

PAULINA SZAFKA, MYŚLI, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA

Smierdiakowa, że niby jemu, Iwanowi, wygodniej, że oskarżono brata, bo przez to on i Alosza odziedziczą zamiast po czterdzieści tysięcy, po sześćdziesiąt. Zdecydował się zaofiarować ze swojej części trzydzieści tysięcy, aby umożliwić ucieczkę Miti. Wracając wtedy z więzienia był smutny i niepewny: poczuł nagle, że życzy sobie ucieczki nie dlatego, że chce ofiarować trzydzieści tysięcy i zaleczyć owo draśnięcie, ale z jakiegoś innego powodu.

49
KWIAT

Iwan Fiodorowicz zaś, rozstawszy się z Aloszą, poszedł do domu, to znaczy do domu Fiodora Pawłowicza. Rzecz jednak dziwna: nagle zaczęła go nękać nieznośna tęsknota, i to coraz dotkliwiej w miarę zbliżania się do domu. Nie ów stan był dziwny, ale to, że Iwan Fiodorowicz nie mógł żadną miarą ustalić, na czym on polega. Zdarzało mu się nieraz doświadczać podobnego uczucia, i zresztą nie byłoby w tym nic dziwnego, że doświadcza go teraz, w takiej chwili, gdy, zerwawszy naraz ze wszystkim, co go tu sprowadziło, sposobił się do ostrego zakrętu, by wstąpić na nową, całkowicie nieznaną drogę, po której znowu będzie kroczył samotnie, żywiąc nadzieję, ale nie wiedząc na co,spodziewając się od życia wielu, wielu rzeczy, ale nie umiejąc określić ani tego oczekiwania, ani swych pragnień. Lecz nie to go nękało owej chwili. „Czy to aby nie obrzydzenie do ojcowskiego domu? —pomyślał —może tak mi obrzydł, że choć dzisiaj przekraczam po raz ostatni ten plugawy próg, przejmuje mnie on wstrętem... Ale to nie to, nie to. Więc czyżby pożegnanie z Aloszą, rozmowa z nim? Tyle lat milczałem, nie raczyłem z nikim mówić, i naraz naplotłem tyle bredni.” Tak, istotnie, mogło to być „młode niezadowolenie młodego niedoświadczenia i młodej pychy”.

Niezadowolenie z tego, że nie potrafił się wypowiedzieć, i to wobec kogo! Wobec Aloszy, na którego w głębi duszy tak bardzo liczył. Rzecz jasna, że i to również, i to niezadowolenie jest jednym ze składników złego humoru, powinno być, ale i to nie to, to wszystko nie to. „Ckni się, aż mnie mdli, a nie potrafię określić, czego chcę. Lepiej nie myśleć...”Iwan Fiodorowicz spróbował „nie myśleć”, ale i to nic nie pomogło. Najbardziej dolegała mu okoliczność, że owodziwne uczucie miało jakiś przypadkowy, zupełnie zewnętrzny wygląd; czuł to wyraźnie. Stała i sterczała gdzieś jakaś drażniąca istota czy przedmiot, tak jak nieraz sterczy człowiekowi przed oczyma, lecz zajęty pracą czy też ożywioną rozmową człowiek nie spostrzega go długo, irytuje się i męczy nieledwie, i dopiero po dłuższym czasie domyśla się, że trzeba usunąć przedmiot irytacji, czasem bardzo śmieszny i nikły, na przykład jakąś rzecz położoną na nie-wła-

ściwym miejscu, chustkę, która spadła na podłogę, książkę, której nie schował do szafy, itd. w najgorszym i rozdrażnionym nastroju doszedł do ojcowskiego domu i naraz, może piętnaście kroków przed furtką, spojrzawszy na nią, od razu ustalił, co było powodem jego irytacji i niepokoju.Na ławce przed furtką, szukając zapewne ochłody na wieczornym powietrzu, siedział lokaj Smierdiakow. Iwan Fiodorowicz z pierwszego wejrzenia zrozumiał, że to lokaj Smierdiakow siedział w jego duszy i że nie mogła ona znieść tego właśnie fagasa. Wszystko się naraz wyklarowało. Poprzednio jeszcze, słuchając opowiadania Aloszy o spotkaniu ze Smierdiakowem, czuł, że coś mrocznego i obmierzłego wpija mu się w serce i budzi w nim odzew gniewu i złości. I choć potem w toku rozmowy zapomniał o Smierdiakowie, ale ów tkwił nadal w jego duszy; skoro zaś Iwan Fiodorowicz pożegnał Aloszę i wrócił do domu, zapomniane uczucie natychmiast zaczęło wychodzić na jaw. „Czyżby ten nędzny łajdak mógł mnie tak niepokoić?” —pomyślał Iwan z rozjątrzoną złością.

Chodzi o to, że Iwan Fiodorowicz ostatnimi czasy, a zwłaszcza w ostatnich dniach nie cierpiał tego człowieka. Co więcej, zdawał sobie sprawę z rosnącej prawie nienawiści do tej kreatury. Może ów proces nienawiści tak się zaostrzył dlatego właśnie, że na początku, zaraz po przyjeździe Iwana Fiodorowicza, rzecz miała się zgoła inaczej. Wówczas bowiem Iwan Fiodorowicz zainteresował się jakoś szczególnie Smierdiakowem, miał go nawet za bardzo oryginalnego człowieka. Ośmielił go do pogawędek i zawsze podziwiał niejaką chaotyczność czy też, mówiąc dokładniej, niespokojność jego umysłu, nie mogąc zrozumieć, co „tego zapatrzeńca” może tak nieustannie i nieodparcie niepokoić. Rozprawiali i o kwestiach filozoficznych, i nawet o tym, dlaczego pierwszego dnia stworzenia świataświeciło światło, skoro słońce, księżyc i gwiazdy były stworzone dnia czwartego, i jak należy to pojmować; wszakże Iwan Fiodorowicz przekonał się rychło, że nie chodzi tu wcale o słońce, gwiazdy i księżyc, chociaż słońce, księżyc i gwiazdy to temat nader ciekawy, ale dla Smierdiakowa trzeciorzędny, i że chodzi mu o całkiem co innego. Tak czy owakpręd-

50 KONTRAST
PASZKO EMIL
51
PASZKO, ŁAZIENKA, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
EMIL
52 KONTRAST
AUTOPORTRET, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
EMIL PASZKO,
53
17,5 X 35 CM WARSZAWA
EMIL PASZKO, AUTOPORTRET, 2022, LINORYT (MATRYCA)

FOLIA

Dom Fiodora Pawłowicza Karamazowa stał dość daleko od centrum miasta, ale też niezupełnie na krańcu. Był dosyć stary, lecz na zewnątrz wyglądał wcale przyjemnie: parterowy z facjatą, powleczony szarawą farbą i kryty czerwoną blachą. Zresztą mimo starości miał jeszcze przed sobą długie lata życia. Wewnątrz był przestronny i wygodny, obfitował w mnóstwo schowków, zakamarków i ukrytych schodów. Po pokojach i spiżarniach harcowały szczury, lecz Fiodor Pawłowicz nic sobie z tego nie robił: „Zawszeć to człekowi weselej, kiedy wieczorem zostaje sam w domu.” Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu. Oficyna ta stała na podwórzu i była rów-

nież obszerna i mocna. Z rozkazu Fiodora Pawłowicza mieściła się w niej kuchnia, chociaż w i w domu była odpowiednio do tych celów urządzona izba; Fiodor Pawłowicz nie znosił bowiem zapachów kuchennych, toteż obiad noszono mu zimą.

Właściwie oba budynki były przeznaczone dla dużej rodziny i mogły pomieścić pięć razy tyle osób co obecnie. W czasie naszego opowiadania w domu mieszkał tylko Fiodor Pawłowicz z Iwanem Fiodorowiczem, w czeladnej zaś, woficynie, troje służby: stary Grzegorz, stara Marfa, jego żona, i młody służący Smierdiakow. Wypada teraz zająć się trochę tą nieliczną służbą. Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu.

54 KONTRAST
EMIL PASZKO, FOLIA, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA EMIL PASZKO, PORTRET RODZINNY, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA PORTRET RODZINNY

OFELIA

Dom Fiodora Pawłowicza Karamazowa stał dość daleko od centrum miasta, ale też niezupełnie na krańcu. Był dosyć stary, lecz na zewnątrz wyglądał wcale przyjemnie: parterowy z facjatą, powleczony szarawą farbą i kryty czerwoną blachą. Zresztą mimo starości miał jeszcze przed sobą długie lata życia.

Wewnątrz był przestronny i wygodny, obfitował w mnóstwo schowków, zakamarków i ukrytych schodów. Po pokojach i spiżarniach harcowały szczury, lecz Fiodor Pawłowicz nic sobie z tego nie robił: „Zawszeć to człekowi weselej, kiedy wieczorem zostaje sam w domu.” Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu. Oficyna ta stała na podwórzu i była

również obszerna i mocna. Z rozkazu Fiodora Pawłowicza mieściła się w niej kuchnia, chociaż i w domu była odpowiednio do tych celów urządzona izba; Fiodor Pawłowicz nie znosił bowiem zapachów kuchennych, toteż obiad noszono mu zimą i latem przez podwórze.

Właściwie oba budynki były przeznaczone dla dużej rodziny i mogły pomieścić pięć razy tyle osób co obecnie. W czasie naszego opowiadania w domu mieszkał tylko Fiodor Pawłowicz z Iwanem Fiodorowiczem, w czeladnej zaś, woficynie, troje służby: stary Grzegorz, stara Marfa, jego żona, i młody służący Smierdiakow. Wypada teraz zająć się trochę tą nieliczną służbą.

55
EMIL PASZKO, OFELIA, 2022, KOLOGRAFIA 17,5 X 35 CM WARSZAWA

SALWIN

MATEUSZ

Było już późno (czy długo trwa listopadowy dzień), gdy Alosza zadzwonił do wrót więzienia. Zapadał zmierzch. Lecz Alosza wiedział, że wpuszczą go do Miti bez przeszkód. U nas, w naszym miasteczku, pod tym względem było jak wszędzie. Z  początku oczywiście, po zakończeniu wstępnego śledztwa, dostęp do Miti dla krewnych i niektórych osób był utrudniony ze względu na nieuniknione formalności, ale później te formalności nie tyle osłabły, co po prostu rzecz tak się ułożyła sama przez się, że niektóre osoby wpuszczano bez trudności, że nawet niekiedy rozmowy z więźniem w przeznaczonym na to pokoju odbywały się prawie że w cztery oczy. Osób tych zresztą było niewiele: jedynie

Gruszeńka, Alosza i Rakitin. Ale do Gruszeński czuł specjalną sympatię sam sprawnik, Michał Makarowicz. Stary miał wyrzuty sumienia z tego powodu, że krzyczał na nią w Mokrem. Potem, dowiedziawszy się o całej sprawie, zaczął inaczej o niej myśleć. I rzecz dziwna: chociaż był święcie przekonany, że zbrodnię popełnił Mitia, odnosił się do niego, od chwili gdy go uwięziono, coraz łagodniej: „Może to dobra dusza, a tak marnie zginie z pijaństwa i nieporządnego życia!”

Zamiast dawnej zgrozy odczuwał teraz jakąś litość. miał dostęp do więzienia bardzo ułatwiony; choćby nawet przyszedł o  późnej godzinie, wystarczyło, by poszedłdo naczelnika, i sprawa była załatwiona, tym bardziej że wszyscy.

56 KONTRAST
MATEUSZ SALWIN, DZBAN, 2022, SUCH IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

WIERZĄCE BABY

U podnóża drewnianego ganku, dobudowanego do ściany domu, oczekiwały tym razem same kobiety, koło dwudziestu bab wiejskich. Powiadomione wreszcie o rychłym wyjściu starca, zeszły się tu i czekały.

Z pokojów przeznaczonych dla pań szlachetnego rodu wyszły również na ganek obie panie Chochłakow, matka i córka. Pani Chochłakow, bogata i zawsze ze smakiem ubrana dama, była jeszcze dosyć młoda i bardzo przystojna, twarz miała nieco bladą, o bardzo żywych i  niemal

czarnych oczach. Mogła mieć najwyżej lat trzydzieści trzy, od pięciu zaś lat była wdową.

Czternastoletnia jej córka miała sparaliżowane nogi. Biedna dziewczynka od sześciu miesięcy nie mogła chodzić; wożono ją w  długim, wygodnym fotelu na kółkach. Prześliczna jej twarzyczka, wychudzona skutkiem choroby, była mimo to wesoła.

57
MATEUSZ SALWIN, OLDFASHION, 2022, SUCH IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

FOLIA

Kola z ważną miną oparł się o parkan i zaczął czekać na Aloszę. O tak, już dawno chciał się z nim spotkać. Słyszał o nim wiele od chłopców, ale dotychczas udawał obojętną na pozór pogardę, a nawet „krytykował” Aloszę, gdy mu o nim opowiadano. Lecz w głębi duszy ogromnie pragnął go poznać: we wszystkich relacjach o Aloszy była jakaś nutka sympatii, która Kolę bardzo pociągała.

Toteż chwila obecna była dlań bardzo ważna: po pierwsze, trzeba było postawić się, okazać niezależność: „Bo jeszcze pomyśli, że mam trzynaście lat i że nie różnię się od tamtych. I cóż go obchodzi ta dzieciarnia? Zapytam o to, jak go zobaczę. Najgorsze, że jestem taki niski. Tuzikow jest młodszy ode mnie, a o pół głowy

wyższy. Twarz mam co prawda wcale mądrą; nie jestem ładny, wiem o tym, mam wstrętną twarz, ale mądrą. Nie trzeba też za dużo gadać mu, bo to zaraz uściski itd., a on pomyśli... Tfu, jakie to będzie obrzydliwe, jeżeli tak pomyśli...”

Tak niepokoił się Kola, starając się dodać sobie powagi. Najbardziej dręczył go jego niski wzrost, nie tyle „wstrętna” twarz, co wzrost. U siebie w domu, w kącie na ścianie, jeszcze przed rokiem naznaczył ołówkiem swój wzrost i od tego czasu co dwa miesiące mierzył się z wielkim przejęciem: o ile też urósł?

58 KONTRAST
17,5 X 35 CM WARSZAWA
MATEUSZ SALWIN, FOLIA, 2022, SUCHA IGŁA

I CIEŃ

Piotr Ilicz Pierchotin, którego zostawiliśmy dobijającego się z furią do zamkniętej na cztery spusty bramy domu Morozowej, naturalnie dostukał się w końcu. Wściekły łomot śmiertelnie przeraził Fienię, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć z poprzedniego przestrachu. Wzburzona, nie mogąc się opędzić złym myślom, nie zmrużyła oka. Usłyszawszy stuk, pomyślała, że to wrócił Dymitr Fiodorowicz, chociaż sama widziała, jak odjeżdżał (bo nikt inny nie dobijałby się tak „zuchwale”). Pobiegła do stróża, który się już obudził i szedł do bramy, i zaczęła go błagać, aby nie otwierał. Stróż jednak zapytał, kto stuka i w jakiej sprawie. Dowiedziawszy się, że to nie Dymitr Fiodorowicz i że „w ważnej spra-

wie” do Fiedosji Markowny, zdecydował się w końcu wpuścić późnego gościa. Fiedosja Markowna zaprowadziła Piotra Ilicza do kuchni. Uprosiła Piotra Ilicza, by pozwolił, że dla „pewności” będzie asystował im stróż. Piotr Ilicz wziął ją na spytki i od razu dowiedział się o najważniejszej rzeczy: że Dymitr Fiodorowicz na odchodnym zabrał mosiężny tłu-czek,wrócił zaś bez tłuczka, z zakrwawionymi rękami. „I krew jeszcze kapała, kap, kap, bez ustanku!” —opowiadała Fienia, która widocznie uroiła sobie ten straszliwy szczegół w swojej rozstrojonej wyobraźni.

59
SALWIN, RODZINA, 2022, SUCH IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA
ŚWIATŁO
MATEUSZ

ROBEŁEK

JULIA Tak zakończył Fietiukowicz i zachwyt słuchaczy zerwał sięniepowstrzymanie jak burza. Nie sposób zresztą byłoby powstrzymać go: kobiety szlochały, płakali też mężczyźni, płakali nawet dwaj poważni dostojnicy. Przewodniczący zrezygnował i  nawet nie kwapił się sięgnąć po dzwonek. „Zakłócać taki entuzjazm to po prostu zakłócać nabożeństwo” —orzekały potem nasze panie. Sam mówca był szczerze rozczulony. I oto w takiej chwili znowu wstał nasz Hipolit Kiryłowicz, aby „zgłosić sprzeciw”. Spoglądano nań z nienawiścią: „Jak to? Cóż to? To on śmie jeszcze mówić?” —oburzały się panie. Ale gdyby się nawet oburzały wszystkie panie całego świata, z  samą prokuratorową, małżonką Hipolita Kiryłowicza na czele, to i  wtedy nie sposób byłoby go powstrzymać. Był blady, trząsł się ze wzburzenia; pierwsze jego słowa, pierwsze zdania były nawet niezrozumiałe; bełkotał coś zdyszanym głosem, niewyraźnie, plątał się. Rychło się jednak opanował.

Z tej drugiej jego mowy przytoczę tylko kilka zdań:—...Zarzucają nam, żeśmy ułożyli powieść. A czymże jest wywód obrońcy, jak nie jedną wielką powieścią? Brakowało tylko wierszy. Fiodor Pawłowicz, niecierpliwie wypatrując ukochanej kobiety, rozrywa kopertę i rzuca ją na podłogę. Przytacza się nawet, co mówił do siebie w owym zadziwiającym wypadku. Czyż to nie poemat? I gdzie dowód, że Fiodor Pawłowicz wyjął pieniądze, kto słyszał, co on mówił? Idiota Smierdiakow, przyobleczony w jakiegoś bajronicznego bohatera, który mści się na społeczeństwie za to, że się urodził bękartem —czy to nie poemat w stylu Byrona? A syn włamujący się do ojca, zabijający go, a zarazem i nie zabijający, to już nie powieść, to nie poemat, to sfinks zadający zagadki, których sam oczywiście nie rozwiąże. w Jeżeli zabił, to zabił, bo i jakże to: jeżeli zabił, to nie zabił —któż to zrozumie? Następnie oznajmiono nam, że nasza trybuna jest trybuną prawdy i zdrowych pojęć, i oto z tej trybuny „zdrowych pojęć” ogłasza się aksjomat, że nazywać zabójstwoojca

ojcobójstwem to wierutny przesąd! Ale jeżeli ojcobójstwo jest przesądem i jeżeli każde dziecko będzie badać swego ojca: „Ojcze, dlaczego powinienem cię kochać?” —to co, na Boga, stanie się z nami, co stanie się z podwalinami. rodziny, co stanie się z rodziną?

Ojcobójstwo, uważacie panowie, to przecie tylko „metal” i „siara”. Najdroższe, najświętsze przykazania, cel i przyszłość rosyjskiego sądu przedstawia się w  spaczonej i  lekkomyślnej postaci, byleby tylko osiągnąć swój cel, byleby uniewinnić tego, kogo nie można uniewinnić. „O, zmiażdżcie go miłosierdziem!” .obrońca —a przestępca tego tylko pragnie, jutro się przekonacie, jak będzie zmiażdżony!

60 KONTRAST
ROBEŁEK, MIŁORZĄB, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA
JULIA

KOLAŻ RODZINNY

Boga naszego, którego obrońca raczył nazwać tylko „Tym, który ukochał ludzkość”, w przeciwieństwie do całej prawosławnej Rosji, która woła ku Niemu: „Ty jesteś Bogiem naszym...” Tu wtrącił się przewodniczący i monitował prokuratora, aby nie przesadzał, aby się trzymał pewnych granic itd., jak to zwykle w takich wypadkach wyrażają się przewodniczący. Publiczność była niespokojna, rozlegały się okrzyki obrzydzenia. Fietiukowicz nie raczył nawet szczegółowo odpowiedzieć. Wstał i, przyłożywszy rękę do serca, obrażonym głosem wypowiedział kilka pełnych godności zdań.

Z lekka tylko i ironicznie znowu napomknął o „powieściach” i „psychologii”. „Jowiszu, gniewasz się.

Młodzieży zabijać ojców: z wielką godnością zauważył, że na to nawet nie chce odpowiedzieć. Co się tyczy „fałszywego obrazu Chrystusa” i tego, że nie raczył nazwać

Następnie przyszła kolej na podsądnego. Mitia wstał, ale mówił niewiele. Był okropnie wyczerpany, fizycznie i duchowo. Ani śladu owej niezależnej i dziar Rozprawę! Jak gdyby przeżył w ciągu tegodnia coś, co go nauczyło nie znanej dotychczas prawdy. Nie krzyczał już tak jak poprzednio. Ostatni raz powtarzam: ja nie zabiłem. Byłem rozwydrzony, ale kochałem dobro. Każdej chwili dążyłem do poprawy, a żyłem jak dziki. zwierz. Dziękuję panu prokuratorowi, dużo mi rzeczy o mnie powiedział, czego dotychczas nie wiedziałem.

61
17,5 X 25 CM WARSZAWA
JULIA ROBEŁEK, KOLAŻ RODZINNY, 2022, SUCHA IGŁA
62 KONTRAST
KOPALNIA JULIA ROBEŁEK, KOPALNIA, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

Biskup

Ekspertyza lekarska też nie bardzo przydała się podsądnemu. Zresztą i  sam Fietiukowicz niezbyt nanią liczył, jak się później okazało. Lecz ekspertyzy domagała się uporczywie Katarzyna Iwanowna, która nawet w tym celu specjalnie sprowadziła z Moskwy znakomitego doktora. W najgorszym razie ekspertyza zaszkodzić nie mogła. Nie obeszło się i  teraz bez momentów komicznych, bo lekarze nie uzgodnili swoich opinii. Ekspertów było trzech —znakomity doktor z Moskwy, lekarz miejscowy Herzenstube i wreszcie młody lekarz Warwiński. Ci dwaj figurowali również na liście świadków oskarżenia.

Pierwszy złożył swoją opinię doktor Herzenstube. Był to siedemdziesięcioletni starzec, siwy i łysy, średniego wzrostu, krzepkiej budowy. Bardzo go ceniono i szanowano w  naszym miasteczku. Był lekarzem sumiennym, człowiekiem bardzo zacnym i pobożnym, wyznawcą sekty „braci morawskich” czy innej —nie wiem dokładnie.

Mieszkał w naszym mieście już bardzo dawno i  zachowywał się taktownie i  z  godnością. Był dobry i humanitarny, leczył biednych za darmo, jak również chłopów, sam odwiedzał ich nory i zostawiał pieniądze na lekarstwa, ale poza tym był uparty jak muł. Niepodobna mu było wybić z głowy raz powziętego mniemania. Wiadomo było, że znakomity lekarz z Moskwy w ciągu tych dwóch dni pobytu w  naszym mieście pozwolił sobie odezwać się nieco pogardliwie o zdolnościach lekarskich doktora Herzenstube.

Bo chociaż moskiewski lekarz brał za wizytę dwadzieścia pięć rubli, niektórzy obywatele naszego miasta skwapliwie skorzystali z jego obecności i, nie żałując pieniędzy, zwrócili się do niego po poradę. Leczył ich dotychczas doktor Herzenstube. I oto lekarz moskiewski bardzo ostro skrytykował w każdym z tych wypadków metodę leczenia doktora Herzenstube. W końcu nawet, na widok pacjenta, pytał wręcz: „No, któż to pana paskudził, Herzenstube, co? He, he!” Doktor Herzenstube oczywiście o  tym wszystkim się do-

wiedział. I  oto wszyscy trzej lekarze przesunęli się jeden za drugim przed sądem. Doktor Herzenstubeorzekł wyraźnie, że „nienormalność Przytaczając uza-sadnienie, które tu pomijam.pomknął, że nienormalność ta ujawniła się nie tylko w  wielu dawnych postępkach oskarżonego, ale że się ujawniła i teraz, w tej właśnie sprawie. Stało się to całkiem nieoczekiwanie nawet dla samego Aloszy.

63
JULIA ROBEŁEK, BISKUP, 2022, KOLOGRAFIA 25 X 35 CM WARSZAWA

DZIBROVA VITALIYA

Iwan Fiodorowicz zaś, rozstawszy się z Aloszą, poszedł do domu, to znaczy do domu Fiodora Pawłowicza. Rzecz jednak dziwna: nagle zaczęła go nękać nieznośna tęsknota, i to coraz dotkliwiej w miarę zbliżania się do domu. Nie ów stan był dziwny, ale to, że Iwan Fiodorowicz nie mógł żadną miarą ustalić, na czym on polega. Zdarzało mu się nieraz doświadczać podobnego uczucia, i zresztą nie byłoby w tym nic dziwnego, że doświadcza go teraz, w takiej chwili, gdy, zerwawszy naraz ze wszystkim, co go tu sprowadziło, sposobił się do ostrego zakrętu, by wstąpić na nową, całkowicie nieznaną drogę, po której znowu będzie kroczył samotnie, żywiąc nadzieję, ale nie wiedząc na co,spodziewając się od życia wielu, wielu rzeczy, ale nie umiejąc określić ani tego oczekiwania, ani swych pragnień. Lecz nie to go nękało owej chwili. „Czy to aby nie obrzydzenie do ojcowskiego domu? —pomyślał —może tak mi obrzydł, że choć dzisiaj przekraczam po raz ostatni ten plugawy próg, przejmuje mnie on wstrętem... Ale to nie to, nie to. Więc czyżby pożegnanie z Aloszą, rozmowa z nim? Tyle lat milczałem, nie raczyłem z nikim mówić, i naraz naplotłem tyle bredni.” Tak, istotnie, mogło to być „młode niezadowolenie młodego niedoświadczenia i młodej pychy”.

Niezadowolenie z tego, że nie potrafił się wypowiedzieć, i to wobec kogo! Wobec Aloszy, na którego w głębi duszy tak bardzo liczył. Rzecz jasna, że i to również, i to niezadowolenie jest jednym ze składników złego humoru, powinno być, ale i to nie to, to wszystko nie to. „Ckni się, aż mnie mdli, a nie potrafię określić, czego chcę. Lepiej nie myśleć...”Iwan Fiodorowicz spróbował „nie myśleć”, ale i to nic nie pomogło. Najbardziej dolegała mu okoliczność, że owodziwne uczucie miało jakiś przypadkowy, zupełnie zewnętrzny wygląd; czuł to wyraźnie. Stała i sterczała gdzieś jakaś drażniąca istota czy przedmiot, tak jak nieraz sterczy człowiekowi przed oczyma, lecz zajęty pracą czy też ożywioną rozmową człowiek nie spostrzega go długo, irytuje się i męczy nieledwie, i dopiero po dłuższym czasie domyśla się, że trzeba usunąć przedmiot irytacji, czasem bardzo śmieszny i nikły, na przykład jakąś rzecz położoną na nie-wła-

ściwym miejscu, chustkę, która spadła na podłogę, książkę, której nie schował do szafy, itd. w najgorszym i rozdrażnionym nastroju doszedł do ojcowskiego domu i naraz, może piętnaście kroków przed furtką, spojrzawszy na nią, od razu ustalił, co było powodem jego irytacji i niepokoju.Na ławce przed furtką, szukając zapewne ochłody na wieczornym powietrzu, siedział lokaj Smierdiakow. Iwan Fiodorowicz z pierwszego wejrzenia zrozumiał, że to lokaj Smierdiakow siedział w jego duszy i że nie mogła ona znieść tego właśnie fagasa. Wszystko się naraz wyklarowało. Poprzednio jeszcze, słuchając opowiadania Aloszy o spotkaniu ze Smierdiakowem, czuł, że coś mrocznego i obmierzłego wpija mu się w serce i budzi w nim odzew gniewu i złości. I choć potem w toku rozmowy zapomniał o Smierdiakowie, ale ów tkwił nadal w jego duszy; skoro zaś Iwan Fiodorowicz pożegnał Aloszę i wrócił do domu, zapomniane uczucie natychmiast zaczęło wychodzić na jaw. „Czyżby ten nędzny łajdak mógł mnie tak niepokoić?” —pomyślał Iwan z rozjątrzoną złością.

Chodzi o to, że Iwan Fiodorowicz ostatnimi czasy, a zwłaszcza w ostatnich dniach nie cierpiał tego człowieka. Co więcej, zdawał sobie sprawę z rosnącej prawie nienawiści do tej kreatury. Może ów proces nienawiści tak się zaostrzył dlatego właśnie, że na początku, zaraz po przyjeździe Iwana Fiodorowicza, rzecz miała się zgoła inaczej. Wówczas bowiem Iwan Fiodorowicz zainteresował się jakoś szczególnie Smierdiakowem, miał go nawet za bardzo oryginalnego człowieka. Ośmielił go do pogawędek i zawsze podziwiał niejaką chaotyczność czy też, mówiąc dokładniej, niespokojność jego umysłu, nie mogąc zrozumieć, co „tego zapatrzeńca” może tak nieustannie i nieodparcie niepokoić. Rozprawiali i o kwestiach filozoficznych, i nawet o tym, dlaczego pierwszego dnia stworzenia świataświeciło światło, skoro słońce, księżyc i gwiazdy były stworzone dnia czwartego, i jak należy to pojmować; wszakże Iwan Fiodorowicz przekonał się rychło, że nie chodzi tu wcale o słońce, gwiazdy i księżyc, chociaż słońce, księżyc i gwiazdy to temat nader ciekawy, ale dla Smierdiakowa trzeciorzędny, i że chodzi mu o całkiem co innego. Tak czy owakpręd-

64 KONTRAST
65
50 X 70 CM
VITALIYA DZIBROVA, LILIA, 2022, KOLOGRAFIA
WARSZAWA

CZECHY

Dom Fiodora Pawłowicza Karamazowa stał dość daleko od centrum miasta, ale też niezupełnie na krańcu. Był dosyć stary, lecz na zewnątrz wyglądał wcale przyjemnie: parterowy z facjatą, powleczony szarawą farbą i kryty czerwoną blachą. Zresztą mimo starości miał jeszcze przed sobą długie lata życia.

Wewnątrz był przestronny i wygodny, obfitował w mnóstwo schowków, zakamarków i ukrytych schodów. Po pokojach i spiżarniach harcowały szczury, lecz Fiodor Pawłowicz nic sobie z tego nie robił: „Zawszeć to człekowi weselej, kiedy wieczorem zostaje sam w domu.” Miał bowiem zwyczaj odsyłać służbę na odwieczerz do oficyny i zamykać się na całą noc w domu. Oficyna ta stała na podwórzu i była również obszerna i mocna. Z rozkazu Fiodora Pawłowicza mieściła się w niej kuchnia, chociaż

i w domu była odpowiednio do tych celów urządzona izba; Fiodor Pawłowicz nie znosił bowiem zapachów kuchennych, toteż obiad noszono mu zimą i latem przez podwórze.

Właściwie oba budynki były przeznaczone dla dużej rodziny i mogły pomieścić pięć razy tyle osób co obecnie. W czasie naszego opowiadania w domu mieszkał tylko Fiodor Pawłowicz z Iwanem Fiodorowiczem, w czeladnej zaś, woficynie, troje służby: stary Grzegorz, stara Marfa, jego żona, i młody służący Smierdiakow. Wypada teraz zająć się trochę tą nieliczną służbą.

66 KONTRAST
VITALIYA DZIBROVA, CZECHY, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA

NATURE

Przeczytawszy „dokument”, Iwan wstał, najzupełniej przekonany. A więc zabił brat, nie Smierdiakow. Nie Smierdiakow, a więc i nie on, Iwan. List ten nabrał w jego oczach niezwykłej wagi. Nie było żadnych wątpliwości co do winy Miti. Nawiasem mówiąc, o tym, że Mitia mógł zabić do spółki ze Smierdiakowem, Iwan nigdy nawet nie pomyślał, bo i zresztą fakty temu przeczyły. Był więc zupełnie uspokojony.

Nazajutrz z pogardą wspominał Smierdiakowa i jego szyderstwa. Po kilku dniach dziwił się nawet, jak mógł się tak przejąć jego podejrzeniami. Postanowił zlekceważyć go i zapomnieć. Tak minął miesiąc. Z nikim już o nim nie mówił, ale słyszał przelotnie ze dwa razy, że Smierdiakow jest bardzo chory i nienormalny. „Skończy obłędem” —orzekł młody lekarz, doktor Warwiński, i Iwan zakarbowałto sobie w pamięci. W ostatnim tygodniu tego miesiąca Iwan sam poczuł się bardzo źle. Był nawet u znakomitego lekarza z Moskwy, którego sprowadziła Katarzyna Iwanowna. I właśnie wtedy jego stosunki z Katarzyną Iwanownązaostrzyły się ostatecznie. Byli jakby dwaj zakochani w sobie wrogowie.

Nawroty uczucia Katarzyny Iwanowny do Miti, bardzo krótkie, ale gwałtowne, doprowadzały Iwana do wściekłości. Rzecz dziwna, aż do tej ostatniej, opisanej już sceny, która odbyła się w obecności Aloszy, Iwan przez cały miesiąc nie słyszał, aby Katarzyna Iwanowna wyraziła jakąś wątpliwość co do winy Dymitra. Nie zdarzyło się to nawet w momentach jej „nawrotów”, których Iwan tak nienawidził.

Godne uwagi jest jeszcze to, że Iwan, z każdym dniem coraz mocniej nienawidząc Miti, zdawał sobie jednocześnie sprawę, że nienawidzi go nie za owe „nawroty” Katarzyny Iwanowny, ale właśnie zato, że on zabił ojca! Czuł i uświadamiał to sobie dokładnie. Mimo to na dziesięć dni przed rozprawą odwiedził Mitię i zaproponował mu ucieczkę,podał nawet plan, widocznie od dawna już obmyślony. Oprócz głównej przyczyny pobudziło go do tego draśnięcie, zadane mu przez Smierdiakowa, że niby jemu, Iwanowi, wygodniej, że oskarżono brata, bo przez to on i Alosza odziedziczą zamiast po czterdzieści tysięcy, po sześćdziesiąt. Zdecydował się zaofiarować ze swojej części trzydzieści tysięcy, aby umożliwić ucieczkę

VITALIYA DZIBROVA, NATURE, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA

Miti. Wracając wtedy z więzienia był smutny i niepewny: poczuł nagle, że życzy sobie ucieczki nie dlatego, że chce ofiarować trzydzieści tysięcy i zaleczyć owo draśnięcie, ale z jakiegoś innego powodu. „Czy dlatego, że moralnie i ja też jestem zabójcą?” —zapytał siebie. Jakaś nie znana bliżej przyczyna raniła jego duszę. Przede wszystkim zaś przez cały miesiąc strasznie cierpiała jego duma, ale o tym później...

67

INDEKS PRAC/

MACIEJ LEWANDOWSKI

AUTOPORTRET, LINORYT AUTOPORTRET, LINORYT (MATRYCA) KOMAR, SUCHA IGŁA KONTRAST, LINORYT KUROPATWY, KOLOGRAFIA MOJE ULUBIONE DRZEWO, LINORYT

NATALIA MICHALAK

ARCHITEKTURA, SUCHA IGŁA KWIAT, SUCHA IGŁA ŚWIATŁO I CIEŃ, LINORYT

EMIL PASZKO

AUTOPORTRET, LINORYT AUTOPORTRET, LINORYT (MATRYCA) FOLIA, SUCHA IGŁA ŁAZIENKA, LINORYT OFELIA, KOLOGRAFIA PORTRET RODZINNY, SUCHA IGŁA

ANNA RACZMAŃSKA

NOCĄ, LINORYT TEKSTURA, SUCHA IGŁA WILKI, KOLOGRAFIA

MATEUSZ ROGOWSKI

ARCHITEKTURA, SUCHA IGŁA LIŚCIE, SUCHA IGŁA ŁAŃCUCHY, LINORYT WĘDROWIEC NA MORZU MGŁY, KOLOGRAFIA WIEŻA I ROBOT, LINORYT WIEŻA I ROBOT, LINORYT (MATRYCA)

MATEUSZ SALWIN

BALETNICA, KOLOGRAFIA DZBAN, SUCHA IGŁA FOLIA, SUCHA IGŁA OLDFASHION, SUCHA IGŁA RODZINA, SUCHA IGŁA

JULIA ROBEŁEK MIŁORZĄB, SUCHA IGŁA KOLAŻ RODZINNY, SUCHA IGŁA KOPALNIA, SUCHA IGŁA BISKUP, KOLOGRAFIA

ALEKSANDRA SKALSKA BOTANIKA, LINORYT DZIEŁO, KOLOGRAFIA KORA, SUCHA IGŁA NOC, LINORYT

PAULINA SZAFKA BRAMA, LINORYT MYŚLI, LINORYT ZA DOMEM, LINORYT ŻARÓWKA, LINORYT GABRIELA ŚWIGUT FLORA, SUCHA IGŁA FRIDA, KOLOGRAFIA MIASTECZKO, SUCHA IGŁA SKRZYDŁA, SUCHA IGŁA

MAŁGORZATA TOKARSKA BLOK, MAŁGORZATA TOKARSKA KRUK, LINORYT POCAŁUNEK, KOLOGRAFIA POCAŁUNEK, KOLOGRAFIA (MATRYCA)

BARTOSZ TOMALA ARCHITEKTURA, LINORYT AUTOPORTRET, LINORYT DŁUBANINA, LINORYT

VITALIYA DZIBROVA LILIA, KOLOGRAFIA CZECHY, SUCHA IGŁA NATURE, SUCHA IGŁA

69

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.