144
Przedsiębiorcy nie istnieją Czy można się dziwić, że skrywana stronniczość przekazu na temat „przedsiębiorczości” irytuje lewicę, tradycyjnie stojącą po stronie pracowników i pracownic (którzy w tym obrazie jawią się jako gorsi, pozbawieni kreatywności i odwagi)? Czy nie powinna też drażnić chrześcijanek i chrześcijan?
Stanisław Krawczyk Julia Chibowska
K
iedy piszę te słowa, jest koniec kwietnia, środek pandemii. W kolejnych tygodniach i miesiącach jeszcze wiele może się zmienić, z pewnością jednak koronawirus już teraz wzmocnił napięcie między zatrudniającymi i zatrudnianymi. Żadna z tych grup nie doczekała się zadowalającej reakcji rządu, ale szczególny zawód mogą czuć pracownice i pracownicy. Niestety język, którym mówimy o gospodarce, nie ułatwia dostrzeżenia ich problemu. Współczesna polszczyzna kładzie nacisk na ludzi kierujących firmami i ukazuje ich w różowych barwach, a pracujących pozostawia na marginesie. W ten sposób kształtuje nasze przekonania, a zarazem wyraża i umacnia dominujący światopogląd. Kluczową rolę gra w tym wszystkim pojęcie przedsiębiorczości. Dlatego trzeba przestać go używać. I trzeba przyjrzeć się ideom, które za nim stoją. Co się kryje za „przedsiębiorczością”? Lewicę właściciele firm drażnią – to generalizacja, lecz wiele w niej prawdy. Gdyby przeanalizować konteksty,
w których w lewicowych kręgach pojawia się słowo „przedsiębiorczość”, bez wątpienia duża ich część byłaby nacechowana negatywnie. Niemniej ta irytacja nie bierze się znikąd. W znacznej mierze stanowi reakcję na odmienianie „przedsiębiorczości” przez wszystkie przypadki, poczynając od systemu kształcenia. Co prawda podstawy przedsiębiorczości nie są w szkole przedmiotem najważniejszym i wielu młodych ludzi podchodzi do nich z dystansem, ale i tak jest to istotna część przekazu płynącego – w tym wypadku – od instytucji państwowych. Stopniowo przyzwyczaja nas on do tego, byśmy na pierwszym planie stawiali firmy, nie pracownice i pracowników, a także byśmy uważali to za rzecz naturalną (bo przecież wszędzie tak się mówi). W 35. numerze „Kontaktu” w tekście „Szkoła bez seksu, seks bez szkoły” Hanna Frejlak zauważyła: „Uznaliśmy, że lekcje podstaw przedsiębiorczości są mniej zideologizowane i bardziej praktyczne niż zajęcia z edukacji seksualnej. Trudno jednak nie zauważyć, że młody człowiek ma znacznie większe szanse założyć w najbliższej przyszłości prezerwatywę niż firmę”. Jak dość dobitnie pokazuje to zestawienie, w szkołach panuje iluzja, wedle której obecny sposób promowania przedsiębiorczości nie jest kwestią ideologii, lecz naukowej wiedzy o gospodarce.