Monika Konopelska
Najlepszy przyjaciel Zawsze to samo! Kiedy w końcu wychodzi z nory, idzie prosto do barku po ten swój złoty napój bogów. Żadne szczekanie czy warczenie nie pomoże. Nawet na mnie nie spojrzy! Nawet nie pogłaszcze! A przecież kiedyś byłem jego najlepszym przyjacielem. „Fistaszku” – tak do mnie mówił. Nasze codzienne zabawy w ogrodzie sprawiały mi wiele radości. Wracaliśmy do domu zmęczeni, ubabrani w błocie, ale w wyśmienitych nastrojach. Podczas wspólnych posiłków oglądaliśmy zwierzęta przez duże pudło. Nigdy nie mógł dokończyć posiłku. Parskał śmiechem i dusił się, widząc, jak szczekam na pojawiające się zwierzęta. Sprawiało mu to wiele radości. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Każdego wieczoru kładłem się przy jego prawej kończynie. Zasypiałem, nie mogąc się doczekać kolejnego dnia. Byliśmy nierozłączni. Odkąd wrócił tamtej nocy chory, wszystko się zmieniło. Mówił coś, jakby w innym, nieznanym mi języku. Szedł dziwnie, w końcu upadł na cztery łapy. Zaciągnąłem go do łóżka i przykryłem kocem. Zasnęliśmy razem, tak jak zawsze. Tak jak dawniej. Kolejne dni mijają, a naszych wspólnych zabaw i posiłków już nie ma. Nie widujemy się zbyt często. Czekam pod zamkniętymi drzwiami, żeby go zobaczyć, gdy wypełznie po kolejną butelkę złotego napoju. Żadna rzucona w jego stronę piłka czy patyk nie sprawią, że rzuci się w moim kierunku. Nie zwraca już na mnie uwagi. Wieczorem kładę się na nowym miejscu do spania. Z dala od niego, w zimnym, ponurym pokoju. „Fistaszka” już nie ma.
Pozaświat. Studencka antologia tekstów nie-ludzkich
31