Nie jestem Rickiem Wakemanem Brytyjscy klasycy szturmują ze swoim dwudziestym trzecim albumem. Zachęcają przy tym do czerpania radości z każdego dnia, ale sam album wydaje się materiałem bardzo solidnym, ale dla zespołu powszednim. "Carpe Diem" stanowi kolejną z serii równych płyt zespołu, których produkcją zajmuje się Andy Sneap. Co ważniejsze, jest okazją do rozmów z muzykami zespołu: rozgadanym i wybuchającym co chwila perlistym śmiechem perkusistą Nigelem Glockerem oraz, będącym jego przeciwieństwem skupionym, może lekko nieśmiałym gitarzystą Paulem Quiennem. HMP: Czy po tylu latach gry w zespole łatwo przychodzi ci zaangażowanie w tworzenie nowego albumu? Nigel Glocker: Mimo wszystko tak, bo lubimy robić to szybko. Jakbyśmy mieli pracować nad płytą trzy lata albo dłużej to zdążylibyśmy się tym znudzić. Staramy się szybko uwinąć z komponowaniem i nagrywaniem, aby zaraz potem móc pojechać na koncerty. Ktoś mi powiedział, że wydajemy płyty mniej więcej co osiemnaście miesięcy, możliwe, że tak właśnie jest. Dla mnie są to cykle: pisania, nagrywania, koncertowania, a następnie tro-
riffu. Jak postrzegasz to z perspektywy perkusisty? Ja też tworzę riffy, gram je na klawiszach. Dla przykładu Doug i ja dużo piszemy wspólnie. Ktoś może przynieść dobry riff a ja muszę znaleźć do niego odpowiedni groove. Na tym polega moja rola. Dla przykładu cichym bohaterem AC/DC jest dla mnie Phil Rudd. Gra w absolutnie idealny sposób. Jak tylko zaczyna, to wystukujesz rytm nogą, machasz głową lub czymkolwiek innym. Tak widzę rolę perkusisty - powinien powodować, że riffy będą bardziej bujać. Możesz chcieć je zwolnić lub przy-
Ciekawi mnie twój proces twórczy, jak odróżniasz dobry utwór, riff czy sekwencję perkusyjną, od tych, które dobre nie są? To jest akurat proste, motyw musi zainspirować Biffa do pisania tekstów. (śmiech) Piszemy dużo rzeczy, które wcale do niego nie trafiają, przynajmniej w danym czasie. Może zdarzyć się, że wrócimy do jakiegoś pomysłu w przyszłości, nawet kilka płyt później. Czasem wtedy okazuje się, że motyw zaskakuje. Z drugiej strony, musimy pilnować, aby wszystkie utwory do siebie pasowały, tworzyły całość. Czasem lepiej zachować coś na później. Nie marnujemy materiału. Wielu członków Saxon pisze muzykę. Jaka jest z kolei rola producenta? Andy Sneap pracuje z wami już niemal od dekady. Zrobił z nami już pięć płyt i jest ważny, bo sprawia, że dobrze brzmimy. (śmiech) Rozumie nas jako zespół: to, jak gramy na żywo i o co chodzi w naszej muzyce. Wie jak przenieść nasze zalety do studia oraz jak wydobyć z nas moc. Pracowaliśmy w przeszłości z ludźmi, którzy mówili nam, że wiedzą, o co w tym chodzi, ale jak przychodziło co do czego, to raczej sprawy się w ten sposób nie miały. Próbowali zrobić z nas zespół popowy. Postrzegam tak album "Crusader", byłem szalenie zawiedziony tym, jak brzmi. Ale uwielbiam zawarte na nim piosenki. Utwór tytułowy jest wspaniały i gdy gramy go na żywo brzmi dużo potężniej niż na płycie. Andy sprawia, że na płycie zachowujemy swoją moc.
Foto: Steph Byford
"Carpe Diem" czyli "chwytaj dzień". Ta klasyczna fraza ma dla ciebie jakieś większe znaczenie, poza tym, że to fajny tytuł albu mu? Mówię tylko za siebie, ale uważam, że trzeba żyć pełnią życia, bo o ile wiem, posiadamy tylko jedno. Skoro masz jedno to, spróbuj wszystkiego, chwytaj wszystkiego, co sprawia ci radość. Masz tylko jedną szansę na szczęśliwe życie. Ostatni czas doświadcza nas w dość trudny sposób. No tak, w ciągu dwóch ostatnich lat zagraliśmy tylko dwa koncerty. (śmiech) Jednak czymś naprawdę okropnym jest to, ile ludzi już umarło. Coś strasznego. Mam nadzieję, że uda nam się na tym zapanować.
chę czasu dla siebie. Tak to się kręci.
śpieszyć, byle tylko miały odpowiedni rytm.
W takim razie co pozwala utrzymać ci zain teresowanie przy kolejnym z tych cykli? No nie wiem, chyba to, że nasza piątka po prostu lubi ze sobą przebywać. Lubimy tworzyć zespół i grać muzykę. Szanujemy siebie nawzajem i czerpiemy radość z tego, że gramy. Muzyka powinna dawać ci radość, dopiero wtedy to działa. Jeżeli nie czujesz radości z jej wykonywania to, stajesz się nieszczęśliwy. Podobnie jest z innymi rzeczami, którymi możesz zajmować się w życiu. Może właśnie na tym polega nasz sekret.
Zgadzam się co do Phila Rudda, jednak ty grasz zupełnie inaczej. Twoja gra jest bardziej rozbudowana, często używasz podwójnej stopy. Takie podejście do bębnów musi być fizycznie wyczerpujące. Zgadza się, musisz być w formie, aby robić to dobrze. Znam perkusistów, którzy grają na dwie stopy w absolutnie szalony sposób i nie wiem, w jaki sposób tego dokonują. (śmiech) Jednym z moich ulubionych zespołów jest szwedzki Evergrey, niektóre z ich rzeczy są zabójcze. Trudno mi wyobrazić sobie jak mogą coś takiego zapamiętać. Ale przeważnie jest to kwestia ćwiczeń i praktyki.
W notce prasowej dołączonej do płyty Biff pisze, że świetny kawałek zaczyna się od
14
SAXON
Biff niedawno wydobrzał po problemach z sercem. Gdy usłyszałeś o jego problemach zdrowotnych, nie myślałeś, że to może być koniec zespołu? Na szczęście teraz jest z nim w porządku. Oczywiście musi być ostrożny i o siebie dbać. Zresztą, wszyscy musimy to robić, w końcu jesteśmy w zaawansowanym wieku. Trzymamy kciuki za to, że jeszcze pokręcimy się trochę po tym świecie. (śmiech) Oprócz perkusji grasz na jeszcze kilku instrumentach. Który pozwala ci na najpełniejsze wyrażenie samego siebie? Gram na klawiszach, ale żaden ze mnie Rick Wakeman. (śmiech) Chciałbym nim być, ale nie ma szans. Oczywiście to perkusja jest moim głównym instrumentem, gram na niej od siódmego roku życia. Umiem coś tam na gitarze i basie, ale to klawisze umożliwiły mnie zaprezentowanie swoich pomysłów innym członkom zespołu. Wcześniej musiałem im nucić, a teraz mogę zagrać. (śmiech) Korzysta-