W naszej muzyce zawsze było miejsce na pozytywne przesłanie Nakładem earMusic wkrótce ponownie ukaże się pokaźny katalog dawnych płyt Annihilator. Serię reedycji rozpoczynają od nowej wersji albumu z 2007 roku, "Metal", która specjalnie w tym celu została nagrana ponownie, z zachowaniem oryginalnego line-upu, ale też wyjątkami w postaci obecności Dave'a Lombardo czy Stu Blocka. Współpraca z tym drugim jest o tyle ciekawa, że może on wkrótce pojawić się u boku zespołu jako nowy Randy Rampage… O planach uczczenia kilkudziesięciu lat działalności i zorganizowania wyjątkowej trasy obejmującej materiał z pierwszych płyt, powodach, dla których to właśnie "Metal" zostało wydane jako pierwsza reedycja i wyjątkowych powiązaniach z Polską opowiedział Jeff Waters, przy okazji oferując spontaniczną, wirtualną wycieczkę po swoim Watersound Studios. HMP: Na dobry początek, jak tam twoje zdrowie? Pamiętam, że w 2020 miałeś problemy z nerkami i wymyślałeś kreatywne przeróbki tytułów kawałków, jak Weeing Blood i Stoneball, mam nadzieję, że już lepiej i nie będziesz musiał wydawać albumu o kamicy nerkowej (śmiech). Jeff Waters: (śmiech) Właściwie miałem więcej problemów ze zdrowiem, po pierwsze, faktycznie, kamienie nerkowe, to się przytrafia wielu osobom, szczególnie, gdy stają się starymi zgredami, takimi jak ja. Udało nam się ustalić, co było tego przyczyną i po prostu przestałem robić niektóre rzeczy. Po drugie, przydarzyła mi się jeszcze jedna głupia dolegliwość, bardzo bolesna, to znaczy przepuklina. Jest wiele jej typów, ale w skrócie nader-
koronawirusa w kwietniu 2020, więc to było naprawdę ciężkie półtora roku, ale zostawiłem to za sobą i teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku. Miałem sporo szczęścia. Wydałeś ostatnio nową wersję albumu "Metal" i zastanawiam się, co myślisz o tym, że niektórzy nie uważają tej płyty za "prawdzi wy" album Annihilator ze względu na ilość gościnnych wystąpień? Jestem pewna, że nie było to powodem, dla którego nagraliście ją ponownie, bo prawie wszyscy goście, którzy pojawili się w oryginale, pozostali w niezmiennym składzie. Ja tak nie uważam! W 2006 roku wpadłem po prostu na pomysł, by zaangażować moich znajomych we wspólny projekt. Głównym kryte-
Foto: Kai Swillus
wałem sobie mięsień brzuszny podczas śpiewania, jakoś w 2015 roku, w okresie, w którym nagrywaliśmy "Suicide Society". Nie rozgrzałem się odpowiednio, zacząłem krzyczeć do mikrofonu, zaciskać pięści, napinać całe ciało i poczułem straszny ból w okolicach brzucha. Później było już tylko gorzej i pogarszało się w ciągu kolejnych lat. W końcu nastała pandemia i uznałem, że to dobry moment, żeby zadbać o zdrowie i pozbyć się w końcu tych wszystkich drobnych dolegliwości. Teraz czuję się dobrze, chociaż przeszedłem dwie większe operacje i nadal mam blizny od pępka przez całą talię (śmiech). Złapałem też
18
ANNIHILATOR
rium było to, że lubiłem zespoły, w których grali, albo oni lubili mój zespół, podobał mi się ich styl gry, albo oni doceniali mój. To byli ludzie, których dobrze znałem. Spotykaliśmy się na wspólnych koncertach, albo wychodziliśmy gdzieś wspólnie poza nimi. Znalazło się tam kilka osób, których mógłbym nazwać naprawdę dobrymi przyjaciółmi, ale było też kilku, których spotkałem w życiu tylko kilka razy. Nie pamiętam, co myślałem w tamtym okresie, ale przecież sam napisałem tę płytę z wyjątkiem jednego kawałka, wszystkich gości zaangażowałem już na sam finał. Zależało mi głównie na solówkach. Mnóstwie solówek. To
nie tak, że chciałem ich zaprosić, by napisali za mnie cały album. Jedyną osobą, którą zaprosiłem do wspólnego komponowania, był Danko Jones, wiesz, ten Kanadyjczyk od popu, punku, heavy metalu, hard rocka - zagra wszystko. Razem z Danko napisaliśmy kilka numerów, zresztą często zdarza nam się coś wspólnie pisać dla zabawy. Wracając, nie, nie uważam, że "Metal" nie był "prawdziwym" albumem Annihilator, miałem po prostu fajny pomysł, by przywrócić chwałę gasnącej nazwie mojego zespołu. Wydaje mi się, że od 1997 do 2007 roku popularność Annihilator zaczęła gwałtownie spadać. Nadal była jednak wystarczająca, by jeździć w trasy z dobrymi zespołami, co roku odwiedzać Europę i nagrywać nowy materiał, ale finansowo było gorzej, nie zarabialiśmy wtedy zbyt wiele. Wystarczało nam po prostu na przetrwanie. To miało związek z problemami wytwórni, na przykład SPV? Nie, niekoniecznie. Mam wrażenie, że muzycy często stają w sytuacji, w której wydają nowy kawałek lub płytę, kochają je i wydaje im się, że zrobili najwspanialszą rzecz na świecie, ale z czasem zdajesz sobie sprawę, że może wcale nie komponujesz najlepiej, nie nagrywasz dobrych płyt, popełniasz błędy, orientujesz się, że brzmienie nie było najlepsze i jest to akurat twoja wina. Zawsze łatwo jest obwiniać wytwórnię. Z drugiej strony… Oczywiście, wytwórnie, wydawcy, wszyscy związani z muzycznym biznesem często są nieuczciwi (choć oczywiście nie wszyscy, znam wielu, którzy dobrze wykonują swoją pracę) i kombinują tylko jak cię wykorzystać. W ciągu tych 10 lat sam zrobiłem masę rzeczy, żeby utrzymać mój zespół. Prowadzę własne studio, a wcześniej pracowałem jeszcze w kilku i zajmuję się tym tak naprawdę od 1994 roku. Robię wiele rzeczy, o których większość ludzi nawet nie wie, piszę muzykę do seriali, filmów, kilku gier komputerowych, ale głównie komponuję popowe kawałki, ballady, najczęściej country dla różnych artystów w Stanach Zjednoczonych i kilku w Europie. Wracając, "Metal" zrodził się z ciekawego pomysłu, zaraz po tym, jak napisałem większość materiału, by zaangażować też innych artystów, bo uznałem, że może oni pomogą mi zyskać większą świadomość własnej pracy i własnego zespołu. I tak się właśnie stało. Gdy tylko wydaliśmy ten album, nasza popularność zaczęła znów powoli rosnąć, szczególnie w Europie. Dlaczego akurat "Metal" poszło na pierwszy ogień reedycji i remasteringu? Nie byłeś w pełni zadowolony z brzmienia tej płyty i współpracy z SPV, nie był to klasyk pokroju "Never Neverland" więc nie miałeś obaw, że starzy fani będą oburzeni nową wersją, a może masz do niej szczególny sentyment? Odpowiadając na twoje pytanie, musimy cofnąć się nieco w czasie, ale postaram się streszczać. Annihilator wydał ponad 25 płyt, wliczając albumy studyjne, live'y, DVD, kompilacje itd. Około 22 z nich nie jest już moją własnością. Zgromadziłem je, pracowałem nad polepszeniem brzmienia, wynajdowałem wszystkie stare kawałki czy bonus tracki i zacząłem robić to, co stało się teraz powszechną praktyką, czyli sprzedawać wydawcom mastery nagrań, jak ZZ Top czy Motley Crue. Zrobiłem to gdy tylko zaczęła się pandemia i to była prawdopodobnie dobra decyzja, bo czułem, że branża muzyczna zostanie wywrócona