Live Evil Nasza poprzednia rozmowa z Niklasem Stalvind miała miejsce niemal dokładnie dwa lata temu. Na kilka dni przed premierą "Feeding the Machine", wspólną trasą Wolf z Grand Magus oraz kroczącym globalnym lockdownem. Dlatego tę o "Shadowland", albumie numer 9 w dorobku Szwedów, rozpoczęliśmy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy.
HMP: Poza tym, że musieliście przerwać, przełożyć, a później odwołać kontynentalną część europejskiej trasy z Grand Magus, jaki był wpływ pandemii na zespół? Na co dzień nie utrzymujecie się z muzyki, więc w tym kontekście byliście na swój sposób szczęściarzami. Niklas Stalvind: To był beznadziejny splot okoliczności. Album ukazał się w kilka dni po rozpoczęciu trasy, a chwilę później musieliśmy wszystko odwołać. Dograliśmy jeszcze dwa koncerty i wróciliśmy do domów. Ale, jak powiedziałeś, każdy z nas miał pracę, do której
Nie. Patrząc na to z kreatywnego punktu widzenia, to była najlepsza rzecz, jaka mogła nam się przydarzyć, ponieważ mogliśmy poświęcić niemal cały swój czas na tworzenie muzyki. Na co dzień mam problem z koncentrowaniem się na kilku rzeczach jednocześnie. A że mam normalną pracę i rodzinę, to już na starcie zawsze jest kilka rzeczy. Gdy dodatkowo dochodzą do tego koncerty, komponowanie, znów koncerty, wreszcie sesje nagraniowe, naprawdę trudno mi się w tym odnaleźć. Potrzebuję fazy komponowania, w której przełączam swój wewnętrzny przełącznik i staje się kompozytorem. Nie potrafię tego zrobić, gdy jestem w trasie. A ponadto, co innego mogliśmy robić w tej sytuacji? Mieliśmy nowy skład, w którym świetnie nam się grało, ale "Feeding the Machine" nagrywaliśmy jeszcze w poprzednim. To była dodatkowa motywacja do roz-
"Shadowland" nie była komponowana z myślą o Wolf. Rzeczywiście tak było? Tak. Nagranie "Feeding the Machine" zabrało nam sześć lat, a sam proces przypominał koszmar. Simon jeszcze kończył budować studio, gdy już nagrywaliśmy. Nie było do końca gotowe, co znacznie przyczyniło się do tego, że sama sesja okazała się wyjątkowo wyczerpująca. Potrzebowałem odmiany i stąd pomysł spróbowania zrobienia czegoś na własne konto. Samemu lub we współpracy z innym muzykiem. Czegoś innego, czego nie ograniczałby ramy Wolf. Tak powstał utwór "Shadowland", a także trzy kolejne. Miałem je gotowe, gdy Pontus (Egberg) i Johan (Koleberg) dołączali do zespołu. Dopiero po pewny czasie dotarło do mnie, że choć sam nie zdawałem sobie z tego sprawy, przez cały czas tworzyłem muzykę Wolf. (śmiech) Podrzuciłem ją reszcie zespołu i dalej pracowaliśmy już wspólnie traktując ten materiał jako punkt wyjścia. Gdy mieliśmy już gotowych dziewięć utworów, powiedziałem, że mam jeszcze jeden stary numer. Był nim napisany dziesięć lat wcześniej z myślą o innym projekcie "Rasputin". Projekcie, który nigdy się nie zmaterializował. To była dokładnie taka sama sytuacja. Po "Legions of Bastards" czułem potrzebę zrobienia czegoś innego. Czegoś dla siebie, na co ostatecznie zabrakło mi czasu. Nie byłem przekonany, czy utwór będzie pasować do koncepcji, ale uznałem, że możemy go wykorzystać jako bonus. Przyniosłem go chłopakom, a oni zapytali, dlaczego miałby to być tylko bonus? Miałem dość zaawansowane demo, ale Pontus, Johan i Simon (Johansson) tchnęli w niego nowe życie. Cieszę się, że trzymałem go przez te wszystkie lata. Pierwszy odsłuch "Shadowland" zacząłem od końca. Chciałem sprawdzić, czy "Trail by Fire" to cover Satan. Na "Feeding the Machine" bonusem był cover "Atlantis" Angel Witch, więc wyglądało całkiem spójnie. Powinienem się wstydzić, ale Satan odkryłem dopiero niedawno. I nie miałem pojęcia, że mają utwór "Trail by Fire". Ale z pewnością były też inne zespoły, które pisały o Edwardzie Mordrake'u lub o Rasputinie. Gdy znajdujesz dobry temat, czy dobry tytuł, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że ktoś już go wykorzystał. Dlatego wymyślanie oryginalnych tematów jest tak trudne.
Foto: Per Knutsson
mógł wrócić, więc mnie osobiście finansowo w ogóle to nie dotknęło. Ale już nasz tour manager nie miał do czego wracać. Trasy to było całe jego życie i jedyne źródło utrzymania. To była naprawdę trudny okres dla wszystkich, którzy żyją z koncertów. Managerów, ekip technicznych, a także profesjonalnych zespołów, które utrzymywały się z grania, a które nie zdołały zgromadzić odpowiednio dużej poduszki finansowej na ciężkie czasy. Bardzo im wszystkim współczuję. My w tym kontekście byliśmy szczęściarzami. Sam mam pracę, w której ani spotykam wielu ludzi, ani nie mam kontaktu z osobami starszymi, więc mogłem robić swoje. Dla innych biznesów, szczególnie dla restauracji i pubów, to był okropny okres. Domyślam, się, że w normalnej sytuacji nowy album nie ukazałby się tak szybko?
4
WOLF
poczęcia nowego cyklu ciężkiej pracy. Ale też były momenty, gdy wszystko wydawało się gówniane. Ponieważ z dnia na dzień odebrano mi rzeczy, które najbardziej lubię robić. Naprawdę brakuje mi grania przed publicznością. Spotykania się z ludźmi, patrzenia im w oczy. W czasie pandemii zagraliśmy jeden koncert bez publiczności na okoliczność Stream Bloody Stream. Ciekawe doświadczenie, ale nie miało to nic wspólnego z tym, jak chcę grać na co dzień. Chcę widzieć ludzi, chcę spotykać ludzi. Prawdziwych ludzi. A chwilami można było odnieść wrażenie, że koncerty mogą nigdy nie wrócić. Dlatego zdarzało się, że byłem naprawdę wkurzony, ale przez większość czasu próbowaliśmy wyciągnąć z tego wszystkiego jak najwięcej pozytywów. Według notki prasowej część utworów z
Twój "Trail by Fire" ma w sobie coś z estety ki The Doomsday Kingdom. Szczególnie w pierwszym zwolnieniu, gdy śpiewasz "when all your hiding places have been occupied". Być może… Myślę, że na "Shadowland", podobnie jak na albumie The Doomsday Kingdom, używam większego zakresu mojego głosu. Nie czuję już, że muszę przez cały czas krzyczeć. Mogę śpiewać też ładnie i miękko, albo miękko i złowieszczo. Myślę, że pod tym względem mocno się rozwinąłem jako wokalista i po prostu dałem sobie swobodę śpiewać w ten sposób. Doomowa w charakterze jest również część tekstów. "Dust", "Exit Sign", "Into the Black Hole", także "Time Machine", wszystkie cechuje albo pesymistyczna nuta, albo przeświadczenie o braku jakiegokolwiek znaczenia… Nie myślałem o tym w ten sposób, ale rzeczywiście, w czasie pisania obracałem się wokół dwóch głównych motywów i pierwszym było