formacje jak Skull Fist, Cauldron, czy Enforcer oczywiście nie były niczym przełomowym w kwestii innowacyjności, ale można powiedzieć, że na początku swojej działalności na nowo odkrywały przed ludźmi magię heavy metalu i zainspirowały całe rzesze (w tym nas) do dalszego rozbudowywania sceny. Obecnie również występują zespoły, które za kilka lat spokojnie będziemy wspominać jako te, które w już trochę wyblakłym otoczeniu pokazały, że nadal da się tę konwencję odświeżyć w arcyciekawy sposób, jak na przykład Unto Others. Faktycznie jednak omawiany nurt ma w mojej opinii jeden spory problem, a mianowicie zawrotne tempo powstawania nowych zespołów, które w ekspresowo wydają swoją muzykę, po czym często od razu się rozpadają, a na ich miejsce od razu przychodzą kolejne dwa zespoły i cykl się powtarza. Problem ten jest dodatkowo katalizowany przez drastyczny wzrost popularności sposobów dystrybucji, takich jak kanał NWOTHM Full Albums dostępny na YouTube. Wszystko byłoby w porządku, gdyby jakość prezentowana przez te zespoły stała na wysokim poziomie, ale najczęściej niestety tak nie jest. Skutkuje to zalaniem rynku całą masą miałkich tworów, które nie wnoszą nic do sceny, a wypychają wspomniane kanały dystrybucji do tego stopnia, że tylko nieliczni mają czas na słuchanie tego wszystkiego i wyłapywanie perełek. Z drugiej strony, w muzyce od zawsze tylko nieliczne zespoły osiągały sukces warty odnotowania, a całe zastępy pozostałych znikały w szufladach najbardziej zapalonych kolekcjonerów. Dzisiejsza technologia daje po prostu o wiele więcej sposobów na dotarcie do ludzi i może stąd bierze się moje wrażenie, które opisałem w poprzednim akapicie. Na sam koniec krótko odpowiem na postawione pytanie, gdyż sprawa jest dość prosta. Prawdopodobnie można by silić się na górnolotne rozważania na temat metafizyki metalu i tego, jak dyktuje on pewien sposób życia, ale prawda jest dość prozaiczna: po prostu czujemy tę muzykę i estetykę i chcemy wyrażać siebie poprzez tworzenie w nurcie, który odpowiada naszym gustom. Gdybyśmy urodzili się kilkadziesiąt lat wcześniej, pewnie gralibyśmy coś pokrewnego NWOBHM, ale żyjemy w 2022 roku i aktualnym odpowiednikiem jest NWOTHM. Dziękuję bardzo za rozmowę. Mam nadzieję, że prędzej czy później spotkamy się na jakimś koncercie. Pete Slammer: Również serdecznie dziękujemy! Na ten moment nasz kalendarz koncertowy po wydaniu "Mankind's Odyssey" prezentuje się dość obficie, więc liczymy na rychłe spotkanie! Bartek Kuczak
46
AQUILLA
Nowy początek Poprzedni album CETI "Oczy martwych miast" został świetnie przyjęty przez fanów i branżę, ale o jego koncertowej promocji z racji pandemii nie było mowy. Zespół jedak nie odpuścił: efektem regularmnych prób w pandemicznym okresie jest nowy materiał. Nie bez powodu został on zatytułowany "CETI", bo to faktycznie nowy początek dla zespołu, płyta jeszcze bardziej gitarowa niż poprzednia, odwołująca się do klasyków hard 'n' heavy, ale zarazem utrzymana w jedynym w swoim rodzaju stylu formacji Grzegorza Kupczyka. HMP: Pandemia doświadczyła całą scenę muzyczną, ale CETI miało w związku z nią ogromnego pecha, bowiem świetny album "Oczy martwych miast" wydaliście pod koniec lutego 2020, tuż przed pierwszym lock downem - można się załamać, skoro nie ma szansy ruszenia w trasę z takim, wymarzonym na koncerty, materiałem? Grzegorz Kupczyk: Hmm... trudno zaprzeczyć. Faktem jest, że zdążyliśmy zagrać raptem dosłownie jeden koncert i koniec. Płyta sprzedawała się i sprzedaje znakomicie. Krytyka przyjęła ten album wręcz owacyjnie a zaplanowane było około 50 koncertów. Mieliśmy rozpocząć 5 września... cóż. Nie założyliście jednak w tej sytuacji rąk nie można grać, wszystko stanęło, ale nie będziemy marnować czasu, przygotujemy kolejny album - taki był plan na ten paskudny czas? Taki plan powstał później. Postanowiliśmy nie zawieszać prób i mimo zakazów, wręcz jak na tajnych kompletach, spotykaliśmy się co tydzień. Najpierw aby utrzymać kondycję zespołu, ale potem stwierdziliśmy, że granie ciągle seta czy setów alternatywnych staje się nudne. Postanowiliśmy więc rozpocząć pracę nad nowymi piosenkami. Tomek miał już kilka pomysłów, więc było od czego zacząć. Ciekawostką jest to, że spotykaliście się w tym czasie regularnie, co pewnie nie było łatwe przy tych wszystkich obostrzeniach, ale dało efekty w postaci nowego, długogrającego materiału? Foto: Justyna Szadkowska
Dokładnie tak jak powiedziałem wcześniej. Ale była to też trochę zabawa w "milicjantów i złodziei" (śmiech). Bawiliśmy się doskonale robiąc coś, co było niedozwolone - wręcz zakazane. (śmiech) Po wydaniu "Oczu martwych miast" Jeremiasz Baum rozstał się z zespołem, ale szy bko znaleźliście godnego następcę w osobie Piotra Szpalika? Tak, niestety. Jeremiasz to geniusz. Nie było więc łatwo znaleźć następcę, ale Jerry pomógł nam i oto mamy Piotra Szpalika w naszej drużynie. Doskonale wgryzł się w zespół. Wasz skład jest obecnie o tyle nietypowy, że formalnie wciąż jesteście sekstetem, ale nowa płyta została nagrana bez udziału Marii, która nie brała też chyba udziału w komponowaniu i aranżowaniu tego materiału, bo tym ponownie zajął się Tomek? Tak - niestety. Marysia ma poważne problemy zdrowotne i po kilku koncertach najpierw zawiesiła koncertowanie, a potem urlopowała się niejako. Była też zmuszona zweryfikować swój udział w nagraniu nowego materiału. Bardzo ciężko to przeżyła, bo CETI to przecież także jej dziecko, ona przecież zakładała ten zespół ze mną. Tomek ma dużo wspaniałych pomysłów, więc dałem mu pełne pole do popisu, działamy przecież dla wspólnego dobra. Nie znaczy to jednak, że inni muzycy zespołu nie mają możliwości wykazania się. Wszystkie pomysły były i są w pełni brane pod uwagę.