130
Władza bezdzietności Ktoś może chcieć zostać rodzicem, a ktoś inny może tego nie chcieć dokładnie z tych samych powodów: pragnienia odgrywania jakiejś roli, wywierania na coś wpływu, odnalezienia własnej tożsamości, zbudowania z kimś bliskiej więzi, pogoni za przyjemnością czy nieśmiertelnością.
Mona Chollet Zofia Eufrozyna Kiljańska
Publikujemy fragment książki Mony Chollet „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet”. Przedruk w tłumaczeniu Sławomira Królaka dzięki uprzejmości Wydawnictwa Karakter, Kraków 2019.
P
rzed wybuchem wielkiej epidemii dżumy w roku 1348, która uśmierciła około jednej trzeciej populacji Europy, Kościół katolicki zachowywał względną obojętność wobec kwestii dzietności; może nawet uważał, że najlepiej byłoby nawrócić masy na wstrzemięźliwość seksualną. Potem jednak to się zmienia. Pod koniec XVI wieku franciszkanin Jean Benedicti zaleca niczym nieograniczoną rozrodczość, zapewniając rodziny, że podobnie jak w przypadku ptaszyn, „Bóg zadba o ich potrzeby”. Przyrost naturalny w Europie eksploduje w XVIII wieku, co jednak nie powstrzyma orędowników rozrodczości, niezbyt chwalebnie motywowanych. Pod koniec XIX wieku we Francji – gdzie sto lat wcześniej wskaźnik urodzeń się obniżył, inaczej niż w całej Europie – organizacje pronatalistyczne prowadziły swą działalność „w imię pokoju społecznego, interesu narodowego i ochrony rasy. Rywalizacja o zatrudnienie między rodzinami robotniczymi sprawia, że
organizacje te są jeszcze bardziej aktywne: potrzeba większej liczby żołnierzy do prowadzenia wojen, gdyż ludność przybywająca z kolonii stanowi zagrożenie dla narodowej tożsamości”. Z racji pewnego niezbyt trudnego do rozwikłania paradoksu troska o dobrobyt i poszanowanie życia leżą po stronie tych, którzy akceptują bądź zalecają ograniczenie liczby urodzeń. Polujący na czarownice nie wahali się torturować podejrzanych kobiet, nawet jeśli były w ciąży, ani mordować małoletnich czy zmuszać ich, by przyglądali się kaźni ich rodziców. W naszych czasach również trudno o coś bardziej fałszywego niż etykieta „pro‑life”, którą szczycą się przeciwnicy prawa do aborcji. W przeważającej większości są oni również zwolennikami kary śmierci czy – jak w Stanach Zjednoczonych – swobodnego dostępu do broni (ponad piętnaście tysięcy ofiar śmiertelnych w roku 2017) i jakoś nie widać, by z równym zapałem sprzeciwiali się wojnom czy skażeniu środowiska, które – jak się szacuje – w roku 2015 odpowiadało za jeden na sześć zgonów. „Życie” obchodzi ich tylko wtedy, gdy można je obrzydzić kobietom. Natalizm bowiem to kwestia władzy, a nie umiłowania ludzkości. Dotyczy zresztą tylko „właściwej” kategorii kobiet: jak dowodzi historyczka Françoise Vergès, w latach 1960–1970 państwo francuskie, odmawiając prawa do