148
Tożsamość opowiadacza W sztuce opowiadania są różne narzędzia, dzięki którym urzeczywistnia się pragnienie wspólnoty – refreny, powtarzalne frazy, pieśni, które wszyscy śpiewają – to wszystko służy prostemu byciu razem.
Z Jerzym Szufą rozmawia Paulina Olivier Tomek Kaczor Jerzy Szufa jest magistrem filozofii. Na co dzień pracuje jako edukator i animator kultury. Organizuje warsztaty sztuki opowiadania. Prowadzi stronę opowiadacz.com.
Piszesz o sobie, że jesteś opowiadaczem. Kto to taki?
Wyjaśnienie tego, kim jest opowiadacz, jest trudne – mnie samemu kilka lat zajęło odkrywanie i definiowanie tego, czym się zajmuję. Bo przecież każdy człowiek opowiada. Ja opowiadam historie – krótkie formy narracyjne: bajki ludowe, baśnie, historie, które sam wymyślam. Są krótkie i mają domkniętą formę. Opowiadam na żywo, swoim głosem i traktuję to jako konkretną formę artystyczną. Tak rozumiem bycie opowiadaczem, ale to słowo może się bardzo różnie kojarzyć – jakiś czas temu opublikowałem o tym artykuł (Opowiadacz – differentia specifica, „Forum Sztuki Opowiadania”, Rocznik 2020, s. 50–60 – przyp. red.). W czasie prowadzenia warsztatów spotkałem się z bardzo różnymi oczekiwaniami uczestników odnośnie do tego,
czego będziemy się uczyć. Opowiadać można pisaniem, rysowaniem komiksów, można opowiadać w marketingu – storytelling jest teraz bardzo na topie. Żeby odpowiedzieć sobie na pytania, czym dla mnie jest sztuka opowiadania i co mogę przekazać innym, sięgnąłem między innymi do książki brytyjskiego badacza Michaela Wilsona „Storytelling and Theatre: Contemporary Professional Storytellers and Their Art”. Autor analizuje tam sztukę opowiadania jako konkretny ruch artystyczny, który w latach 70. zaczął pojawiać się w Wielkiej Brytanii. Według niego termin „opowiadacz” może występować w trzech różnych kontekstach semantycznych. W pierwszym z nich to słowo jest puste, nic nieznaczące, staje się łatką marketingową – na przykład kiedy mówi się, że dany pisarz jest świetnym opowiadaczem historii. Drugi kontekst jest bardziej rodzinny i tu język polski oferuje nam zdecydowanie bardziej precyzyjne słowo – gawędziarz. Chodzi o osobę, która ma naturalny talent snucia opowieści, która sypie anegdotami jak z rękawa i której po prostu dobrze się słucha. To może być na przykład babcia w fascynujący sposób opowiadająca rodzinne
historie. I wreszcie trzecie znaczenie – opowiadacz jako ktoś, kto kojarzy się z bardami czy trubadurami, z czasami, w których siedziano przy ognisku i opowiadano historie. Tutaj pojawia się cała masa skojarzeń z tradycjami, które kiedyś istniały i były piękne, a dzisiaj już zanikają. Które z tych znaczeń jest ci najbliższe?
Moje rozumienie słowa opowiadacz obejmuje jakoś wszystkie trzy znaczenia. Myślę o czynności opowiadania jako o pewnym kontinuum: na jednym krańcu mamy rozmowę w cztery oczy – kiedy opowiadam komuś anegdotę albo spotykam znajomego w autobusie i opowiadam, co u mnie słychać. A na drugim krańcu – występ przed tysiącem osób na jasno oświetlonej scenie. Bycie opowiadaczem wiąże się ze „skakaniem” po tym kontinuum, każdemu jest bliżej do którejś z tych form. Mnie osobiście bliżej jest do formy występu, tej bardziej aktorskiej – lepiej się w tym odnajduję, a na co dzień wcale nie czuję się rodzinnym opowiadaczem. Sceną może być dla mnie zarówno teatr z dużą widownią, jak i niewielka sala z trójką dzieci w roli widzów. Tym, co charakteryzuje tę profesję, jest fakt, że opowiadacz →