RECENZJA
OBCY NASZYCH MARZEŃ
Organizowaliście kiedyś imprezę? Nie raucik , nie garden party, koktajl czy herbatkę dla ciotki Gryzeldy, ale prawdziwą imprezę? Taką, na której pojawić się mogą setki, tysiące osób i na dodatek nie wiemy, kto przyjdzie, z kim, w jakim stanie i jakim zamiarem? Ile rzeczy trzeba zgrać ze sobą, ile ustaleń poczynić, nad iloma sprawami i ludźmi zapanować! Jest wyzwanie, prawda?! A gdyby założyć, że życie na Ziemi to specyficzna, trwająca już czas jakiś impreza? K toś, coś, jakaś siła musiała zadbać o to, żeby do tej „imprezy ” doszło, a potem – by było bezpiecznie.
J
aka to siła? Skąd się wzięła? Skąd wzięliśmy się my, ludzie, i jaką mamy rolę we Wszechświecie? Przebija się pogląd, że kosmos istnieje sam dla siebie, nie zważając na mrowisko ludzkie, które wysyła ku niemu swe tęskne westchnienia. Z drugiej strony wiemy, że z powodu skrajnie niekorzystnych warunków bytowania w kosmosie, nie ma poza Ziemią miejsca dla człowieka i najprawdopodobniej w tym bezmiarze jesteśmy sami. Czyżby więc Wszechświat, tak ogromny nadmiar masy, energii i czasu, pracował na to, aby w jednym miejscu wytworzyć cywilizację rozumną? Taką tezę stawia Marek Oramus, pisarz, dziennikarz, krytyk i popularyzator nauki, dzięki wykształceniu i rozległej wiedzy pewnie prowadzący nas przez gąszcz teorii, twierdzeń, hipotez, o których większość z ludzi nie ma pojęcia, choć łatwo można się było z nimi zetknąć. Wystarczyło w szkole przyłożyć się do fizyki, biologii, geografii, matematyki itp. Teraz możemy w części nadrobić zaległości, sięgając po znakomitą pozycję, przygotowaną na okoliczność przypadającej w 2019 roku 50. rocznicy lądowania na Księżycu. Kulisy tego spektakularnego wydarzenia stanowią punkt wyjścia do fascynującej opowieści, a właściwie serii opowieści o człowieku i Wszechświecie. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że wśród większości widzów, z zapartym tchem śledzących przed półwiekiem telewizyjną relację ze Srebrnego Globu, zapanowała euforia. Słynne zdanie To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości (Neil Armstrong, 21 lipca 1969) zdawało się otwarciem nowego etapu w dziejach Ziemi. Właśnie, zdawało się... Tym większe rozczarowanie, że po upływie półwiecza jesteśmy wciąż w tym samym miejscu. Załogowe programy kosmiczne w zasadzie skasowano, uznając je za zbytkowne fanaberie, a cud lądowania na Księżycu spłynął po ludzkości jak woda po kaczce. Podboje kosmiczne ziemian są skromne. Podróże międzyplanetarne
ADAM ZDANOWSKI (o międzygalaktycznych nie wspominając) pozostają domeną twórców SF, a parafrazując brytyjskiego pisarza Roberta Godwina, wydaje się całkiem prawdopodobne, że ślady kosmonautów z Apolla będą jedynym dowodem świetności, jaki ludzkość pozostawiła na Księżycu.
Marek Oramus, Wszechświat jako nadmiar, Zysk i S-ka Wydawnictwo 2019 (www.zysk.com.pl), str. 448.
Dlaczego, tak się stało? Jedną z możliwych przyczyn, na które wskazuje Oramus, jest upadek mitu o romantyzmie kosmicznych wypraw. Znane nam technologie nie oferują nic innego poza monotonią wieloletnich podróży, bez najmniejszej gwarancji sukcesu. Inną może być, paradoksalny w laicyzujących się społeczeństwach, odwrót od racjonalizmu, widoczny nie tylko w popkulturze (J.K. Rowling czy George R.R. Martin zamiast Lema czy Philipa K. Dicka), ale i w takich rzeczach, jak niechęć do nauk ścisłych czy zdawania matury z matematyki (to przykład z naszego podwórka). W jaki sposób docierać do ludzi z wiedzą o paradoksie Fermiego czy bozonie Higgsa? Jak mówić o kolapsie grawitacyjnym, koniunkcji planet czy Pasach Van Allena? Jak w przystępny sposób objaśnić, czym jest oumuama, a czym terreformowanie? Jak promować niełatwą wiedzę w społeczeństwach, które skoncentrowane są raczej na zabawie i konsumpcji bez umiaru? Może właśnie tak, jak to robi Marek Oramus! Wróćmy do wzmiankowanej we wstępie „imprezki” w klubie znanym jako Błękitna Planeta i sięgnijmy po znane symbole, jak Jowisz i Saturn. Większość z nas kojarzy te czołowe bóstwa z mitologii starożytnych Rzymian. Niektórzy zaawansowani wiekiem mogą przywoływać w pamięci odbiorniki TV z czasów PRL, a jeszcze inni pomyślą o planetach wchodzących w skład Układu Słonecznego. Saturn i jego pierścienie to chyba jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych planet w tym układzie. Wiedza o Jowiszu jest bardziej uboga, a tymczasem okazuje się, że to para kosmicznych wykidajłów, którym w dużej mierze zawdzięczamy fakt, że życie, jakie powstało na Ziemi z grubsza 4 mld lat temu, przetrwało do dzisiaj. Wiedzieliście? Nawet jeśli tak, koniecznie powinniście sprawdzić, w jaki sposób Marek Oramus opisał tę historię.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7 5