KUCHNIA
CHCĘ POZNAĆ WSZYSTKIE SMAKI ŚWIATA! Maciej Regulski to zwycięzca jubileuszowej 10. edycji programu MasterChef. Choć jest człowiekiem zajętym, znalazł czas, aby odpowiedzieć na kilka pytań, m.in. o Tatry i miłość do gotowania, a także przygotował specjalnie dla nas inspirowany lokalnymi produktami przepis.
Ewa Szul-Skjoeldkrona: Czy lubi Pan Tatry? Jakie jest Pana ulubione miejsce?
się Pan przy boku babci. Jakie potrawy babcinej kuchni są najbliższe Pana sercu i dlaczego?
Maciej Regulski: Muszę powiedzieć, że dotychczas w Tatrach bywałem rzadziej, niż chciałbym, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Jak dotąd najlepsze wspomnienia mam ze zdobywania Rys, po wejściu na nie naprawdę czułem, że jestem na szczycie, dosłownie i w przenośni. To moje pierwsze wejście na Rysy miało miejsce od słowackiej strony, więc chciałbym też kiedyś wejść od strony polskiej i poznać inne tatrzańskie szlaki.
Tak, to prawda. Gdybym miał wybrać takie jedno ukochane danie z kuchni mojej babci, to byłby to gulasz z żołądków drobiowych. Nie zdradziła mi nigdy przepisu, a do dziś jest to smak, który zawsze przypomina mi dzieciństwo. Do dziś pamiętam gulasz, który babcia serwowała mi na obiad po szkole podstawowej. Co ciekawe, przez długi czas nie wiedziałem, że są to żołądki – coś mi mówi, że gdybym wcześniej się dowiedział, zupełnie inaczej postrzegałbym to danie. Mistrzostwem świata była też babcina zagłębiowska zalewajka.
Jeśli chodzi o ulubione miejsce, to zazwyczaj wybieram się w bliższe mi okolice, a konkretnie Beskid Śląski – uwielbiam jego zieloną i łagodną naturę. Gotowanie to Pana pasja i zapewne czasem sposób na relaks. Ale są przecież inne sposoby spędzania wolnego czasu. Co robi Maciej Regulski, gdy nie gotuje? Myślę, że jak każdy w moim wieku lubię grać w gry komputerowe ze znajomymi. Uprawiam też sporty walki. A gdy mam nieco więcej czasu, to wybieram się we wcześniej wspomniany Beskid Śląski na dzień czy dwa. W jednym z wywiadów z Panem przeczytałam, że gotowanie uczył
78
Jest Pan jednym z najmłodszych zwycięzców programu MasterChef. Jaką radę dałby Pan wszystkim pasjonatom gotowania, którzy chcieliby znaleźć się na Pana miejscu? Ciężko mi powiedzieć, co mnie sprowadziło na drogę gotowania. Ktoś może uznać, że to jakieś wrodzone predyspozycje czy talent, ale ja nie do końca zgadzam się z takim podejściem. Od zawsze miałem w sobie przede wszystkim chęć poznania wszystkich smaków świata. Szedłem do sklepu i jeśli było tam coś, czego wcześniej nie jadłem i nie wiedziałem, jak smakuje, kupowałem to, a następnie przyrządzałem tak długo na różne sposoby, aż
wychodziło mi z tego coś smacznego. To były setki, a może nawet tysiące godzin spędzonych na samodzielnej nauce nowych dań. Zdaję sobie sprawę z tego, że może nie brzmi zbytnio kusząco, ale myślę, że ten czas spędzony w kuchni na mozolnym dochodzeniu do smaków zaprowadził mnie tam, gdzie dziś jestem. Jaka jest Pana ulubiona potrawa kuchni góralskiej? Uwielbiam sery, więc oscypki i wszelkie góralskie wyroby z nabiału są u mnie wysoko na liście ulubionych smaków. Jednak w pamięć zapadło mi szczególnie jedno danie: kwaśnica. Pamiętam, jak po zejściu z Rysów podjechaliśmy do pobliskiej knajpy. Nie pamiętam nazwy tego miejsca, ale zaserwowanej tam zupy nigdy nie zapomnę. Tu chciałbym zaznaczyć, że jestem osobą, która nie lubi zup, a kapuśniaku to już w ogóle, a przecież kwaśnica w kategorii zup leży gdzieś niedaleko. Jednak ta konkretna zupa była przepyszna, z głębokim smakiem mięsa przecinanym kiszoną kapustą. Po prostu istna bajka! Dziękuję za rozmowę!