SPRAWY OFFU
Jakub Kasprzak
Nie kradnij?
W
jednym z odcinków Simpsonów Homer organizuje projekcje ściągniętych z torrentów filmów. Na seanse w ogrodzie schodzą się znajomi z sąsiedztwa, są napoje i przekąski, jest dobra zabawa. Trapiona wyrzutami sumienia Marge po każdym takim wieczorze wysyła do wytwórni filmowej kopertę z pieniędzmi – równowartością niezakupionych biletów kinowych, oraz list z przeprosinami. Wszechmocna maszyna biurokratyczna wielkiej wytwórni filmowej przekazuje sprawę do FBI, gdzie piractwo traktowane jest poważniej niż sekty, handel narkotykami i międzynarodowy terroryzm. Rządowi agenci w wielkiej obławie rozbijają filmowe przyjęcie u Simpsonów, a Homer zostaje osadzony w areszcie dla szczególnie groźnych przestępców. Kiedy otaczający go mordercy i podpalacze dowiadują się, że mężczyzna nielegalnie pokazywał filmy wideo swoim sąsiadom, postanawiają go zlinczować. „Przez takich jak ty mój stryj, który pracuje w Hollywood, nie mógł kupić sobie drugiego skutera wodnego!” – krzyczy jeden z osadzonych. W wyniku chaosu, który wyniknął, Homer ucieka, jednak wkrótce zostaje złapany. Podczas procesu w płomiennej mowie broni swoich praw do darmowego korzystania z kultury, co tak podoba się przedstawicielom studia filmowego, że wycofują oni oskarżenie, a na podstawie historii Homera kręcą kasowy film. Kiedy sąsiedzi proponują wypuszczonemu na wolność, by jak za dawnych czasów obejrzeć w ogrodzie dopiero co powstałe dzieło, ten krzyczy, że nie popiera piractwa. Co się stało? – dziwią się sąsiedzi. Mam procent od sprzedaży każdego kinowego biletu – odpowiada Homer.
98 |
Lubię twórców Simpsonów za brak poprawności politycznej i dystans. Ich serial jest przynoszącą krocie, rozpoznawalną na całym świecie marką, dla której piractwo jest pomniejszającym zyski problemem. Mimo to twórcy z Fox Broadcasting Company zdobyli się na wyśmianie agresywnych kampanii antypirackich, które zrównują nielegalne korzystanie z kultury z napadem rabunkowym. Chyba nie chodziło im o to, że piractwo jest w porządku, raczej o to, by znać poczucie miary i skalę komplikacji zjawiska. Czy hollywoodzka gwiazda wzywająca do korzystania z legalnych źródeł kultury działa na rzecz dobra przemysłu filmowego czy pragnienia posiadania kolejnego skutera wodnego? Czy polityka cenowa i dystrybucyjna wielkich wytwórni jest sprawiedliwa? Czy zalewanie rynku sączącą się zewsząd popkulturą nie zmusza w jakiś sposób do korzystania z niej? I czy piractwo nie ma pozytywnego skutku dla twórców, bo napędza sprzedaż związanych z dziełem gadżetów? W Polsce sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo całe gałęzie przemysłu kulturalnego są upaństwowione. Jeżeli znajoma bileterka wpuści mnie na ładne oczy na widownię, to niejako okradam teatr. Ale z drugiej strony instytucja ta jest finansowana także i z moich podatków, więc jestem w jakiejś mierze jej współwłaścicielem i może to nie w porządku, żeby kupienie biletu było dla mnie bolesnym wydatkiem? Piszę te słowa w momencie, w którym wyjście do Teatru Narodowego kosztuje ponad sto złotych, a ja, póki co, pracuję jeszcze w kulturze. Pomieszanie z poplątaniem.