Tak, tworzymy utwory z myślą o graniu ich na żywo. W Argentynie wszystko zatrzymało się przez pandemię, więc my, jak i każdy inny zespół miał problem ze znalezieniem miejsc do grania na żywo. Często zderzamy się ze słabym nagłośnienie i brakiem sprzętu, ale wszyscy siedzimy w tym już tyle czasu, że zaakceptowaliśmy ten fakt i wiemy że tak będzie jeszcze przez długi czas. Na szczęście prawdziwi fani tradycyjnego heavy metalu, stale pracują nad znalezieniem lepszych miejsc i lepszych ofert dla zespołów i tłumów. Nasi bracia z Argentina Thrash Metal, Speed Metal Army i Up The Irons zawsze myślą o polepszeniu organizacji dla dobra zarówno zespołów, jak i publiczności. Dzięki tym osobom scena metalowa w Argentynie rośnie, otwierają się kolejne porządne miejscówki gdzie my i masa innych zespołów takich jak: Silverblade, Steelballs, Battle Cry, Metaluria, Mercurio, Interceptor, Rustica, Toxic Goat, Kombate czy Tempano. możemy się wspólnie bawić i grać. Ostatni koncert zagraliśmy w grudniu 2021 roku, nie możemy się doczekać kiedy w końcu będziemy mogli zagrać nowe utwory dla naszych fanów. Idealny koncert to dla nas energia, dobre utwory, kumple i świetna scena, stale nad tym pracujemy. Gdy zaczynaliśmy, grywaliśmy głównie w pubach czy barach i nie zwracano na nas większej uwagi, kiedy przenieśliśmy się do małych klubów i na mini stadiony gdzie ludzie naprawdę przyszli posłuchać heavy metalu, zdecydowaliśmy że w taki sposób chcemy dzielić się swoją muzyką. Pracujemy nad oprawą wizualną naszych występów, przygotowując stroje i rzeczy które w lepszy sposób reprezentują to, co chcemy przekazać, deklarując naszą miłość do wielkich zespołów złotej ery metalu. Wymieniłeś kilka argentyńskich kapel, ale nie wspomniałeś o Feanor. Ostatnio kapela ta robi sporą furorę. Słyszałeś ich ostatni album? Warto wspomnieć, że swego czasu w Feanor grał wasz perkusista Matias Pena. Feanor jest dla nas wielką inspiracją, ponieważ będąc zespołem z naszego kraju, robili rzeczy, które przekraczały granice i robili to w zgodzie ze swoimi zasadami i duchem metalu. Praca Matiasa w Feanor była genialna. Wszystkie ich albumy są świetne, i ostatni zdecydowanie nie jest wyjątkiem. Przyjaźnimy się z nimi i podziwiamy wszystko co udało im się osiągnąć od wydania ich debiutanckiej płyty. W grudniu mieliśmy okazję dzielić z nimi scenę, nawet zaprosili Matiasa aby zagrał z nimi jeden utwór. To był świetny wieczór pełen fajnych ludzi, dobrego piwa i prawdziwej metalowej muzyki.
Dla każdego coś miłego Pandemia w mediach, pandemia w pracy, pandemia na ulicy. Czy w dobie covidowego szaleństwa, kiedy naturalnym jest szukać ucieczki od otaczającej rzeczywistości, chociażby w muzyce, ktokolwiek ma ochotę słuchać albumu konceptualnego poświęconego… pandemii? Powiem Wam, że warto się przełamać, bo "1349" szwedzkiego Memory Garden to kawał porządnego metalu, a w dodatku takiego, który zadowoli zwolenników różnych odmian metalowego rzemiosła. O licznych atutach rzeczonej płyty opowie Wam perkusista Tom Björn. HMP: Cześć Tom! Jak leci? Tom Björn: Cześć! Z jednej strony bardzo dobrze, bo to super uczucie wydawać nowy album, ale z drugiej… sam wiesz, okoliczności mogłyby być lepsze. Cóż, jest jak jest. Memory Garden to bardzo oryginalnie brzmiący zespół, który może zainteresować swoją muzyką nie tylko twardogłowych doomsterów, ale też zwolenników tradycyjnego metalu. A ty jak byś opisał waszą muzykę? Dziękuję! Cieszy mnie, że uważasz nasze brzmienie za oryginalne. To bardzo miłe. Kiedy zaczynaliśmy grać w 1992 roku liczył się dla nas wyłącznie doom. Zespoły jak Candlemass i Solitude Aeturnus były dla nas wzorami. Z czasem jednak zaczęliśmy poszerzać nasze muzyczne horyzonty, inspirować się Nevermore, Queensryche itd. Zaczęliśmy więc wplatać do naszej muzyki elementy klasycznego metalu, power metalu, metalu progresywnego. Uznaliśmy, że będzie to ciekawsze niż granie czystego doomu. Nadal trzymamy się obranej wówczas ścieżki i jesteśmy z niej zadowoleni. "1349" to wasz pierwszy album od ośmiu lat. Co spowodowało tak długą przerwę w działalności? Fakt, zrobiliśmy sobie przerwę zarówno przed ostatnim albumem, "Doomain", jak i teraz przed "1349". Głównie było to spowodowane względami rodzinnymi. W tym czasie niektórzy z nas doczekali się dzieci, a te oczywiście zajmują bardzo dużo czasu. Wrzuciliśmy więc najniższy bieg, ale nie pozwoliliśmy silnikowi zgasnąć. Systematycznie, raz w tygodniu, spotykaliśmy się, żeby pisać nowy materiał, odby-
wać próby, nagrywać demówki. A ponieważ nigdy nie byliśmy zespołem jeżdżącym w trasy, nie czuliśmy też na sobie presji wytwórni, mogliśmy więc długo i pieczołowicie pracować nad nowym albumem aż byliśmy z niego naprawdę zadowoleni. Zebranie kapeli do kupy nie było więc problemem? Za "1349" odpowiada ten sam skład co za "Doomain". Nie, bo cały czas byliśmy w kontakcie. Simon (Johansson, gitarzysta - przyp. red.) był co prawda bardzo zajęty prowadzeniem swojego studia nagraniowego, zwykłą pracą i udzielaniem się w innych zespołach, ale reszta z nas pracowała nad nowym albumem. Kiedy zaczęliśmy go nagrywać, nie byliśmy przypisani do żadnej wytwórni, stąd nie mieliśmy nawet pewności, czy kiedykolwiek ujrzy on światło dzienne. Szczęśliwie ludzie z No Remorse Records skontaktowali się z nami i złożyli całkiem fajną ofertę. "1349" to albu m konce ptua lny poś w ięc ony pandemii dżumy, która zabiła jedną trzecią populacji Szwecji. Jasne, nie możemy jej porównać z pandemią koronawirusa, niemniej jednak nasuwa się pytanie, czy to bieżące wydarzenia i obecne w mediach apokalipty czne nastroje podsunęły wam ten właśnie temat. Właściwie to zdecydowaliśmy się na niego już w 2017 roku. Stefan (Berglund, wokalista przyp. red.) powiedział mi, że przed emeryturą chciałby nagrać choć jeden album konceptualny! Urządziliśmy więc burzę mózgów i padło na zarazę. Rok 1349 był niezwykle mrocznym i tragicznym w szwedzkiej historii, dlatego pomyśleliśmy, że teksty na jego temat
Bartek Kuczak Tłumaczenie: Szymon Tryk
Foto: Memory Garden
MEMORY GARDEN
113