Doomowe melodie przychodzą szybko i płynnie Najnowsza płyta Smith & Swanson (2022) to w zasadzie następca Seamount "Nitro Jesus" (2015), czyli gratka dla miłośników w miarę przystępnego heavy/doom metalu. Porozmawialiśmy chwilę na jej temat z wokalistą Phil'em Swanson'em. HMP: Dlaczego nie nazwaliście swojego nowego albumu Seamount? Phil Swanson: Nie ma żadnego konkretnego powodu, by nie nazywać tego albumu Seamount. Mogłaby być to płyta Seamount pod tytułem "Smith and Swanson". Zawartość albumu dobrze reprezentuje styl Seamount. Zawsze wraz z Timem zajmowałem się pisaniem, nagrywaniem i produkcją tej muzyki.
modzielnie, tak jak robiliśmy to jako Seamount. Nigdy nie nagrywaliśmy jednocześnie, ale spróbujemy tego przy następnej płycie. Cała muzyka została nagrana w domowym studiu Tima w Niemczech, a wokale zarejestrowałem w trzech oddzielnych sesjach: jedna odbyła się w piwnicy, druga w małym domowym studiu, a ostatnia w samochodzie na parkingu (dokładnie tak brzmiała odpo-
Foto: Smith/Swanson
Zawsze byliśmy duetem, chyba że akurat graliśmy na żywo. Czy nagralibyście nowy album bez zachęty ze strony No Remorse? Czy to oni zmotywowali was do sfinalizowania wszystkiego wcześniej, niż początkowo zamierzaliście? No Remorse było zdecydowanie katalizatorem motywującym do stworzenia pełnej płyty. Jestem pewien, że z czasem powstałaby ta płyta w jakiejś formie, czy to jako Smith and Swanson czy Seamount, ale zainteresowanie No Remorse na pewno przyspieszyło ten proces. Jak wyglądało nagrywanie Waszego nowego albumu? Czy wszystko robiliście samodziel nie w domach, przesyłając pliki tam i z powrotem? Tak, wszystko było nagrywane i przesyłane sa-
152
SMITH/SWANSON
wiedź: "in a car in a parking lot" - przyp. red.). Na następnej płycie planuję śpiewać w bardziej "komfortowy" sposób, ponieważ w końcu przestałem żyć w trasie i zdobyłem nowy, własny sprzęt. Podoba mi się, że atmosfera nowego albumu jest w miarę stonowania, nie bardzo przytłaczająca. To zdecydowanie doom metal, ale dość melodyjny, utrzymany w zróżnicowanym tempie i przystępny dla zwykłych słuchaczy. Czy odzwierciedla to Wasz wewnętrzny spokój ducha, czy wręcz przeciwnie, włożyliście dodatkowy wysiłek, żeby to wszystko brzmiało przystępnie? Tim zawsze był bardzo spokojną i stabilną osobą (myślę, że można to łatwo usłyszeć w jego wykonaniu), podczas gdy ja żyję w chaosie i rzadko mam okazję do odczuwania spokoju. Tim gra klarownie i przejrzyście, w grun-
townie przemyślany sposób. Natomiast ja śpiewam surowo, niechlujnie, pośpiesznie i często improwizuję. Wypadkową takich podejść jest muzyka ciężka lecz melodyjna, umiarkowanie brudno-czysta. Obaj miewamy swoje "momenty" i dobrze się uzupełniamy. Na jakim etapie powstają liryki do Waszej muzyki? Czy np. nagła zmiana tonacji gitarowej solówki w "Lucifer And Diana" miała odzwierciedlać dualizm pomiędzy ogniem (Lucyfer) a wodą (Diana)? W praktyce muzyka była w 100% gotowa, zanim napisałem teksty, które wniosłyby do niej jakąś historię. Ale tak właśnie piszemy z Timem i łatwo jest mi znaleźć historię w muzyce Tima. Słowa same się piszą, gdy tylko słyszę muzykę. Muszę usiąść i być gotowy do pisania i nagrywania przy pierwszym przesłuchaniu, bo słowa i melodie przychodzą tak szybko i płynnie. Moje partie do każdego utworu są napisane i sfinalizowane w ciągu pierwszych minut słuchania. "Refuse" to jeden z najlepszych utworów z Waszego najnowszego albumu. Lubię go ze względu na świetną melodię, mocny groove, płynnie sunące partie instrumentalne i odrobinę dramatyzmu w wokalu. Czy pamiętasz, jak dokładnie wpadliście na ten pomysł? Tim dał mi gotową muzykę krótko po ataku na Kapitol w Waszyngtonie, w którym to mieście pracuję, mieszkam i codziennie dojeżdżam do pracy przez National Mall. Wysłano nas wcześniej do domu, gdy akurat kopałem podziemne instalacje w Katedrze Narodowej. W drodze do domu mijałem "powstańców" setki grubych, niechlujnych, zagubionych i zdezorientowanych białych ludzi w średnim wieku, ze zwieszonymi ze wstydu głowami, których napędzał wrodzony rasizm i ignorancja. W "Refuse" chodzi o to, żeby ludzie wzięli odpowiedzialność za swoje idiotyzmy. Kim jest Harry? Zastanawiałem się, może Harry symbolizuje niedoskonałe alter-ego, podświadome źródło artystycznej inspiracji i motywacji, które nigdy nie pojawia się w fizycznej postaci, choć zawsze istnieje? Harry to Harold Spengler aka Lee Tarot ze Stormwitch. Jak powiedziałem przed chwilą, słowa przychodzą same, kiedy słyszę muzykę. Nie zastanawiam się nad tym zbyt długo i żyję chwilą, a w tamtej chwili najwyraźniej romantyzowałem muzykę Stormwitch. Oprócz heavy/doom, na nowym albumie gra cie trochę retro hard rocka, zwłaszcza w utworze "Worms". Po prostu słychać nasze wspólne muzyczne