Rzecze Śmierć: co za płyta! Jesień zwykle przynosi urodzaj płyt doomowych, co nie powinno dziwić, bo w takich okolicznościach przyrody mroczna i ponura muzyka dodatkowo zyskuje w odbiorze. Świetny "Call of the Abyss", nowy album Death Has Spoken, ukazał się nie tyle jesienią, co konkretnie 1 listopada! Chyba trudno o lepszą datę premiery, gwarantującą, że płyta zadomowi się w Waszych odtwarzaczach. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby w rezultacie nadawała ton również Waszym świętom - jest tak dobra! Szczegółowo o niej oraz paru pokrewnych kwestiach ciekawie opowiedział nam Karol Pogorzelski, odpowiadający w Death Has Spoken za wokal, gitarę rytmiczną i teksty. Zapraszam do lektury i wspierania chłopaków! HMP: Cześć! Pozdrowienia z Krakowa. Mam nadzieję, że mimo covidowego szaleństwa trzymacie się zdrowo i mocno! Karol Pogorzelski: Raz z góry, raz pod górę. Raz z tarczą, a raz na tarczy. I tak dzień jak co dzień dzieje się życia cud. Hej, ale jesteśmy świeżo po premierze albumu, więc właściwie nie mamy powodu do narzekań. Zatem dziękujemy, u nas wszystko dobrze. Z łzą w oku wspominamy piękne, królewskie miasto Kraków. Gościliśmy u Was na kilku koncertach i zawsze był to dla nas świetny czas. W środowisku dziennikarzy muzycznych obowiązuje niepisana złota zasada, by nigdy nie zaczynać wywiadu od pytania o historię
my studio celem nagrania materiału, którego wtedy jeszcze nie mieliśmy. Nie muszę zatem dodawać, że byliśmy w dość paskudnych humorach. Dodatkowo szykowałem się do wyprowadzki do innego miasta, więc coraz częściej myślałem "chrzanić to wszystko" i skoncentrowałem się właśnie na tym wyjeździe. Ale umówiliśmy się z Maćkiem na ostatnią próbę, właściwie bardziej na jammowanie. Chociaż jak tak teraz o tym myślę, to chyba po prostu chcieliśmy zapić smutki i szukaliśmy do tego wymówki. Spędziliśmy dobre cztery godziny na rozmowie i brzdękaniu bez celu. Maciek cały czas suszył mi głowę, że to, nad czym pracowaliśmy, wyraźnie skręca w kierunku doom metalu i moglibyśmy pociągnąć
Foto: Death Has Spoken
zespołu. A jednak pozwolę ją sobie złamać, bo wydaje mi się, że kiedy mówimy o utalen towanych gościach z naszego podwórka, to warto w ten sposób nadać im lokalną tożsamość. Powiedz więc, skąd się wzięliście i jak się tu znaleźliście. W imieniu zespołu dziękuję za te słowa uznania. Tym chętniej przytoczę długą i nudną historię naszego powstania (śmiech). Jak na doom przystało, zaczęło się dość ponuro. Zamykaliśmy wtedy razem z Maćkiem (Chodynickim, basistą - przyp. red.) rozdział pt. "Kolejny, nieudany projekt muzyczny", nad którym pracowaliśmy od dłuższego czasu. Ponadto, zbyt optymistycznie, zarezerwowaliś-
160
DEATH HAS SPOKEN
ten temat. Ja jednak nie byłem wtedy do tego przekonany. Cóż, będąc szczerym przyznam, że jeszcze te kilka lat temu wcale nie byłem entuzjastą doom metalu. Pomimo, że przy okazji wcześniejszych projektów słyszałem dużo komentarzy, że właśnie z tego gatunku muszę czerpać sporo inspiracji. Daliśmy jednak temu szansę i wyciągnęliśmy z numerów to, co się dało, a reszta do pieca. Grając ten chaotyczny zlepek motywów pomyślałem, jak wiele mam na to pomysłów i jak naturalnie nam to wychodzi. Kolejne dni i tygodnie spędziłem na słuchaniu wszelakich płyt od klasycznego doom, przez death doom, po drone doom metal. Następnie wzięliśmy się do ka-
torżniczej pracy. Ze względu na zbliżający się termin rezerwacji studia mieliśmy mało czasu na dopieszczanie kompozycji, ale z perspektywy czasu myślę, że ma to swój urok i wyszło nam na plus. Wciąż byliśmy jednak studyjnym projektem muzycznym, bez pełnego składu i dalszych perspektyw. Brałem pod uwagę, że album może zostać zmieszany przez recenzentów z błotem. Jednak dochodzący do nas pozytywny odzew ludzi, którzy mieli okazję zapoznać się z naszym materiałem, popchnął nas do sformowania i przekształcenia Death Has Spoken w pełnoprawny zespół. Dalsza historia dzieje się tu i teraz. Na czym twoim zdaniem polega urok doom metalu? To przecież gatunek, którego nie rozumie nawet większość metalowców. Ciężko wyjaśnić komuś postronnemu metal w ogóle, a co dopiero doom. Mam kilka idei na ten temat, ale fan każdego innego podgatunku metalu z pewnością uzna je za nietrafne i takie, które równie dobrze mógłby przypisać swojemu stylowi. Pojadę więc najbardziej oczywistą i charakterystyczną cechą: tempo. Zwykle pisząc numery podkręca się ich szybkość, aby brzmiały jeszcze lepiej. Ale nie w doom metalu! "Tak, ten kawałek brzmi dobrze, ale może spróbujmy zagrać go jeszcze wolniej? Oooo tak, teraz jest naprawdę świetnie!". Jaki jest twoim zdaniem najbardziej niedoce niany zespół doom metalowy? Doomsterzy słyszeli o Pentagram, Trouble czy Saint Vitus, nawet jeśli nie są to powszechnie rozpoznawalne nazwy. A o jakich mogli nie słyszeć, choć byłoby warto? Grecki On Thorns I Lay, a z naszego rodzimego podwórka Cemetery of Scream. Wprawdzie obydwa zespoły mają sporo gotyckich naleciałości w swojej muzyce, ale doom metal zdecydowanie jest wiodącym nurtem. I cóż, jedna jak i druga formacja ma w swojej karierze ponad 10-letnią przerwę w wydawaniu płyt więc może tu trzeba doszukiwać się głównej przyczyny. Tak czy inaczej, rozgłos tych kapel jest całkowicie nieadekwatny do jakości ich dorobku i moim zdaniem zasługują na znacznie, znacznie większe uznanie. Do tak mrocznej i ciężkiej muzyki doskonale pasują teksty inspirowane klasyką horroru, nie dziwię się więc, że sięgacie po twórczość Poego, a ostatnio także Lovecrafta. Opowiesz coś więcej, o czym traktują teksty na "Call of the Abyss"? "Call of the Abyss" jest kontynuacją opowieści rozpoczętej na debiucie. "Fade" opowiada o śmierci i wszystkich rzeczach, które wydarzą się (lub mogą się wydarzyć) wkrótce po tym. Główny bohater orientuje się, że nadszedł koniec, ale mimo to nie czuje strachu. Wie, że jego podróż dopiero się rozpoczyna. Zaczyna myśleć o wszystkich rzeczach, które odchodzą, chce ulżyć w cierpieniu wszystkim tym, których kocha, ale nagle rozumie, że jest to bezcelowe i czuje ulgę. Widzi swoją nową ścieżkę i nawet jeśli jest ona pełna ciemności, wierzy, że to słabe, wciąż tlące się w nim światło pomoże mu przez to przejść. Zakończenie pierwszego albumu to metafora życia po śmierci. Żeglując prosto w mrok Północy, przez wiatry i sztormy do nieznanych krain. Ale podczas tej podróży główny bohater spogląda głęboko pod spienione, morskie fale. Czuje spokój i słyszy wołanie z głębi tej otchłani. Postanawia temu ulec. Wkrótce prze-