Jak Muhammad Ali Doogie White śpiewał chyba ze wszystkimi, przynajmniej w domenie hard rocka. Rainbow, Yngwie Malmsteen, Michael Schenker, Tank, można by tak wymieniać jeszcze długo. Obecnie zameldowany za mikrofonem Alcatrazz, zespołu o dość dziwnej pozycji. Amerykanie mogliby uchodzić za legendę melodyjnej odmiany rocka i metalu lat osiemdziesiątych, jednak, mimo, że przewinęły się przezeń takie nazwiska jak wspomniany Malmsteen (pierwszy zespół w którym występował poza rodzimą Szwecją), Steve Vai a wokalistą był przez długie lata Graham Bonnet, grupa jakoś nie miała szczęścia przebić się do pierwszej ligi. Ale miało być o Doogiem, obecnie dzierżącym rolę wokalisty grupy. Panowie wydają nowy album a to świetna okazja aby porozmawiać z tym przesympatycznym Szkotem. HMP: Zacznę pytaniem o rzecz oczywistą, jak wpływa na ciebie trwająca pandemia koronawirusa Covid-19? Doogi White: To naprawdę trudny czas dla muzyków i całej ekipy, jaka z nami współpracuje: dźwiękowców, oświetleniowców, kierowców. Rynek muzyczny wygląda tak jak wygląda, płyty się nie sprzedają i jedyny sposób jaki mamy na opłacenie rachunków to granie koncertów. A tych od dwóch lat właściwie nie ma. Zagrałem krótką serię trzynastu występów w UK. Miało być ich piętnaście, ale ktoś złapał wirusa i musieliśmy się rozjechać do domów. Wszystkim w branży rozrywkowej jest trudno. Nie ważne czy pracujesz w teatrze albo w zespole muzycznym. Wiele grup tego nie
to zrozumieć, ale muszę o czymś powiedzieć. Według mnie, rząd w UK nie przeznaczył żadnych pieniędzy na pomoc artystom i innymi pracującym w branży widowiskowej. Żyją tu tysiące ludzi pracujących w różnych miejscach związanych ze sztuką, którzy przeżywają teraz katastrofę. W Polsce jakieś środki pomocowe dla artys tów zostały uruchomione, ale skonsumowali je głównie najwięksi, najlepiej zarabiający wykonawcy. Ok, to by było na tyle. Zamykamy ten biznes, dziękuję za uwagę. (śmiech) Mam nadzieję, że jednak tak się nie stanie.
Foto: Alex Solca
przetrwa. Ludzie z ekip wspierających zmieniają swoje zawody. Nasi kierowcy zaczynają jeździć dla kogoś innego, dla sklepów czy firm przewozowych. Bardzo dobrze - muszą zapewnić sobie przetrwanie. Ja natomiast jestem wokalistą od czterdziestu lat, jedyne co robię to śpiewam. Czym innym miałbym się zajmować? (śmiech) No tak, to oczywiste, że w tej sytuacji ludzie żyjący z organizacji wydarzeń nie są w łatwym położeniu. Branża rozrywkowa została spuszczona na samo dno listy ważnych dla nas rzeczy. Potrafię
54
ALCATRAZZ
(śmiech) Opowiedz proszę jak wylądowałeś w Alcatrazz. Przez pandemię straciliśmy dwa lata, więc moje poczucie czasu może być nieco zaburzone. Od lat przyjaźnię się z Grahamem Bonnetem (poprzedni wokalista zespołu, wcześniej w Rainbow - przyp. red.). Kilka razy zjeździliśmy razem świat podczas tras. Zawsze dobrze nam się układało. Ostatnim razem, gdy był w Szkocji z zespołem, poszliśmy w Edynburgu na kawę. Powiedział, że nie chce być już w zespole. Wspomniał też, że nie podoba mu się muzyka Alcatrazz - ani ta tworzona z Yngwie Malmsteenem, ani ze Stevie Vaiem,
ani ta obecna. Zapytałem, dlaczego w takim razie nie zacznie robić czegoś, co sprawia mu przyjemność? Nie wiedziałem wtedy, że zdecyduje się odejść z zespołu. Po jakimś czas zadzwonił do mnie ich menadżer informując, że szukają kogoś na jego miejsce, bo mają jeszcze dwa koncerty do dokończenia i czy w związku z tym nie zgodziłbym się go zastąpić. Później zaczęła się pandemia i koncerty trzeba było odwołać. Dałem im do zrozumienia, że nie chcę abyśmy byli tribute bandem Alcatrazz i jeżeli chcą żebym z nimi śpiewał to napiszmy trochę nowej muzyki. Tak zrobiliśmy, stworzyliśmy materiał i nagraliśmy go w jakieś trzy miesiące. Udało się, powstał świetny album. Graham dał mi swoje błogosławieństwo a sam jest szczęśliwy kreując swój zespół. Bonnet jest świetnym wokalistą, gdy go słuchasz to od razu wiesz, o kogo chodzi. Ma unikalny styl, jak Robert Plant, Ozzy czy Freddie Mercury. To jeden z tego typu głosów. Przez lata starałem się śpiewać jego utwory i to nauczyło mnie mieć do niego szacunek. (śmiech) Ciekawe, że obaj na różnych etapach kariery śpiewaliście w Rainbow a teraz wspólnym mianownikiem jest Alcatrazz. Spotkaliście się też w zespole Micheala Schenkera. Mieliście czas na to, aby wasza znajomość się rozwinęła. Pierwszy raz poznałem go poprzez Dona Aireya, klawiszowca Deep Purple. Don co kilka lat organizuje koncert charytatywny w swoim rodzinnym mieście. Zaprosił mnie któregoś dnia na ten występ i był tam też Graham, przyleciał specjalnie z Ameryki. Od razu znaleźliśmy wspólny język i tak to już trwa od prawie dwudziestu lat. Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Wie, dlaczego nie śpiewa w Alcatrazz, to była jego decyzja. Robi coś, co sprawia mu przyjemność, a również. Ktoś wspomniał, że powinniśmy zmienić teraz nazwę grupy. Dlaczego mielibyśmy ją zmieniać? Nie wyobrażasz sobie chyba zmiany tytułu filmu "James Bond" w sytuacji, kiedy zmienia się aktor grający główną rolę. Możesz tylko robić swoje i starać być się jak najlepszy w tej roli. Pomyśl o Rainbow - Ronnie James Dio zawsze będzie uważany za najlepszego wokalistę. Nie jest ważne jakbyś się starał, nigdy nie będziesz miał takiego poważania jak Ronnie. Trzeba robić swoje, najlepiej jak umiesz. Nie ma między wami żadnego nieporozu mienia? Nie, nigdy w życiu. Nie mogłoby być żadnego problemu. Byłem fanem Grahama jeszcze zanim dołączył do Rainbow. Pamiętam jak śpiewał kawałek "Will You Still Love Me Tomorrow", to było coś wspaniałego. Miał wspaniały głos, taki, którego nigdy nie byłbym w stanie skopiować. Był tak potężny. Płyta, która nagraliście z Alcatrazz trochę różni się od poprzednich dokonań zespołu. Więcej tu dynamiki kojarzącej się z power metalem. Więcej szybkich temp i wysokich wokali. Jaki był twój wpływ na nagrania? Jeśli dobrze rozumiem, zespół był w trakcie pisania muzyki na album z Grahamem zanim ten odszedł. Tak to wyglądało. Przysłali mi jakieś dwadzieścia czy dwadzieścia dwa kawałki. Wybrałem te, które mi się spodobały i poczułem, że jestem w stanie coś z nimi zrobić. Jestem wokalistą, który trafiał do zespołów, które w przeszłości miały znakomitych