Kilka punktów na mojej liście (Ula Domysławska)

Page 1

ula domysławska, katarzyna wójtowicz, katarzyna możejko, iga boczkowska

Kilka punktów na mojej liście Kilka punktów na mojej liście

1


2


Kilka punktów na mojej liście

Kilka punktów na mojej liście

3


spis treści: 04 wstęp 06 mała wirtuozka kartonowych kawałków 08 kindersztuba 10 know how 12 Bonnie i Clyde katolickiego gimnazjum 13 nieelegancki ubiór 14 chciałabym żyć życiem szalo nym, odrobinę (odrobinę szalonym i odrobinę tak żyć) 16 nie warto było 17 kilka puntków na mojej liście 20 schemat Ponziego 22 jak to nazywamy na blokach 24 piasek 25 trajektoria lotu 26 pocisnęłam 27 „sprawdź konto, zbierałeś całe życie, ta akcja trwała pięć minut”


Kilka punktów na mojej liście

28 (po)równanie ciągów 30 na robocie nie gadamy o robocie 31 kanar Klaudiusz 32 Boże, chroń Polskę 34 elegancki fryz 36 czy siedzicie w tym czy robicie to 38 cyklotymia 42 lęki 43 pułapka humorku 46 posłowie


Witajcie Kochani, elo Mordziaty i dzień dobry Państwu! Miło mi Was tu widzieć, fajne to, no bardzo, cieszę się niezmiernie i ciepełko gdzieś tam w środku też jest. Chciałabym na początek zaserwować tu banał, i jak ktoś pomyśli, że o nie, że tak już będzie do końca i co to za strata czasu, to ja chcę powiedzieć, że owszem i do widzenia, sajonara (nie no, żart, proszę ze mną zostać, halo!). A oto i ba n a ł: ż yc ie je st słodko-gorzkie, a ta książeczka stara się to odwzorować. Zasugerowane jest to niezbyt subtelnie przez ten wstęp (lol) oraz przez podział całego tekstu na dwie części. Przy czym każda jest równie prawdziwa, nikt gorszy, nikt lepszy1. I przy każdej z nich chciałabym, żebyście się dobrze bawiły i bawili, żeby piłeczka w Waszych głowach skakała po tekście jak po kolejnych słowach na karaoke. Także tego, koleżanko i kolego, hehe (i proszę państwa). Zapraszam!

1

ula domysławska teksty

Hemp Gru, To jest to, w: Klucz, Warszawa

2004.

4


Kilka punktów na mojej liście

kasia możejko

kasia wójtowicz

redakcja

opracowanie graficzne

5


1. mała wirtuozka kartonowych kawałków

6


Kilka punktów na mojej liście

Ostatnio miałam przyjemność bawić się z dziećmi w szpitalnej świetlicy. Zaprzyjaźniłam się tam z sześcioletnią Kasią, z którą układałyśmy puzzle. No i tu zaczęły się pierwsze schody, bo puzzle były od lat 5 i było ich 160 w pudełku, więc zastanawiałam się, że może będą za trudne, może lepiej jakieś inne, no ale dobra, jak coś to przecież pomogę. Usiadłyśmy przy stoliku i Kasia nagle włączyła tryb piękny umysł i zaczęła szybko układać obrazek, mała wirtuozka kartonowych kawałków. Próbowałam jej dorównać, ale szło mi naprawdę opornie, Kasia trochę się ze mnie podśmiewała i z politowaniem potrafiła mi wyjąć z dłoni puzzel, który próbowałam na siłę wepchnąć, obrócić go o 90 stopni i oddać, żebym sama mogła włożyć i je połączyć. W pewnym momencie Kasia wskazała na jedną z koleżanek Dzwoneczka (bo puzzle były z Dzwoneczkiem właśnie) i powiedziała, że jest najładniejsza, bo ma długie włosy. Więc ja spojrzałam na jej pocieszną twarzyczkę i najbardziej typową dla małych dziewczynek fryzurę „grzywka i krótkie włosy” i powiedziałam: Kasiu, ale ty też masz piękne włosy, takie

grube i masz ich tak dużo. No tak, odparła Kasia, ale ja miałam długie włosy, tylko obcięłam je i oddałam dzieciom, które ich nie mają. No w połowie nie jestem tak fajna jak ona i wy też nie. A potem posiedziałem trochę z Grzesiem, może posiedziałem to za dużo powiedziane, bo Grześ ma dziewięć lat i jest fanatykiem broni, więc ułożył mi pistolet z klocków i ciągle próbował rozerwać moje ciało klockowym granatem. Grzesiu, mówię mu, jestem pacyfistką. Ula, odpowiada ten mały socjopata, będę strzelał tylko do celów żywych. W każdym razie, końcową zabawą wymyśloną przez koordynatorów była piosenka o głodnym misiu z delikatnym bujaniem się przy wykonywaniu. Grześ patrzył na to z zażenowaniem, po tym jak wychylił na chwilę głowę z dziecięcej kryjówki (bunkra, jak to nazwał) i powiedział cicho, ale dosadnie: Lepiej by Cypisa puścili. I wpełzł z powrotem

7


2. kindersztuba Bardzo kochałam mojego dziadka i był on dla mnie wzorem do naśladowania w wielu dziedzinach: nauczył mnie mówić proszę ja ciebie i przedwojennej kindersztuby (która sprawiła, że często czuję się nieswojo i nieco zagubiona we współczesnym świecie, podobno się już nie dyga?), ale przysięgam, jego pogrzeb był komedią omyłek, co swoją droga, myślę, że totalnie by mu się spodobało, bo zawsze twierdził, że nie ma takiej bomby, której żarcik, czy dwa, by nie rozbroiły. Mój dziadek miał dwóch synów: mojego tatę oraz Krzysztofa-Chrisa (ponieważ wujaszek szybko wyjechał do Stanów). No i na ten pogrzeb przyjechał, ale nieco mu się zapomniało, więc gdy weszliśmy na katolickie czuwanie, przywitały nas prawosławne, zamiast katolickich, modły, odtwarzane ze zgrabnego, dwudziestoletniego radyjka. Mój

8


Kilka punktów na mojej liście

wujek okazał się być dj-em na tym dancingu z dosyć ograniczonym repertuarem i, mimo niewielkiego wyboru, dokonał nieprawidłowego — na szczęście wielokulturowe podlasie przywitało tę set listę w miarę entuzjastycznie, chociaż co bardziej zagorzałe fanki mruczały niezadowolone pod nosem. Po szybkiej zmianie płyty usiedliśmy, premium seats, gdzieś na wysokości kolan dziadzia. Po chwili rozważania starszych pań, który profil dziadka jest ładniejszy i że naprawdę pięknie, pięknie dziś wygląda, zaczął się wśród babć i cioć prawdziwy pojedynek, sparing żałobnego zawodzenia, subtelna walka o dominację, czy różaniec teraz czy litania, wygra silniejsza, albo przynajmniej ta z donośniejszym głosem. Trzeba wam też wiedzieć, że mój dziadek był psychiatrą dziecięcym i jednym z miejsc, w których pracował, był zakład z dziećmi z niepełnosprawnościami. I reprezentacja z tego zakładu pojawiła się na pogrzebie, co było jakimś urozmaiceniem wśród tych pomarszczonych twarzy. Jeden z byłych pacjentów

podszedł śmiało do trumny, przyjrzał się dziadkowi dosyć uważnie i rzucił długie Ojooooj i muszę przyznać, że tym podsumowaniem trafił w sedno sprawy i lepiej bym tego nie ujęła. Ale creme de la creme miało dopiero nadejść. Otóż pod koniec uroczystości w domu pogrzebowym mieliśmy się pożegnać z dziadkiem. No i przyznaję, dawno nie byłam na pogrzebie, więc proceder całowania zmarłego był mi obcy i nieco odstręczający, toteż postanowiłam się odsunąć nieco do tyłu, wypychając tym samym Anię, moją najmłodszą siostrę, do przodu. Babcia, tata, wujek, mama i Ania, za młoda, żeby wiedzieć, że ma uciekać, pocałowali dziadka, po czym trumna — out, my —out, jazdajazdajazda i usłyszałam tylko jak Ania, nie wiedząc jeszcze, że doświadczyła traumy, która pewnie znacząco zaważy na jej życiu, mruczy coś pod nosem, toteż pytam ją: Co tam mruczysz, Aneczko?, na co ona spojrzała mi w oczy wzrokiem starszym od niej o pięćdziesiąt lat i powtórzyła: Dziadek miał konsystencję zamrożonego mięsa.

9


3. know how

10


Kilka punktów na mojej liście

Moją największa zagwozdką i żalem jednocześnie jest to, że najbardziej, absolutnie, najbardziej w życiu jestem ciekawa, kto pojawi się na moim pogrzebie, a nie mam zupełnie środków, żeby to sprawdzić. No, ale jakbym jednak mogła wybrać, to chciałabym wyglądać pięknie, jak Śpiąca Królewna albo Śnieżka i leżałabym z wielką gracją, a wszyscy mówiliby: Taka piękna… Młoda… O pięknie wyrzeźbionych mięśniach, które z wielką pieczołowitością były wypalane godzinami na siłowni, ale w tym samym czasie była to naturalna i nonszalancka francuska szczupłość. I oczywiście dużo płaczu, ale nie takiego umiarkowanego: prawdziwe szlochanie albo się nie przyjaźniliśmy.

Oprócz tego co najmniej jedno rzucenie się w rozpaczy na trumnę, co najmniej jeden były chłopak krzyczący: Była prawdziwą miłością mojego życia!!! I kordon płaczek w drodze na cmentarz, jakaś piękna i wzruszająca mowa prawdziwej miłości mojego życia, no nie wiem, rzeczy tego typu, a na koniec wesoła stypa, podczas której śmiałoby się głośno, a potem wzdychałoby ciężko aaa po każdej opowiedzianej historyjce, z błąkającym się na ustach smutnym uśmiechem. Więc — jakby tak się stało, że przyjdzie mi kopnąć w kalendarz, odwalić kitę, przekręcić się lub wykorkować, zacząć śnić wiecznie, bo przyjdzie po mnie ponury kosiarz, mroczny żniwiarz czy kostucha, zwał jak zwał, to proszę potraktować to jako know how.

11


4. Bonnie i Clyde katolickiego gimnazjum Gdy byłam w gimnazjum, zaczęły się rzeczy z kategorii p i e r w s z y c h , chyba dlatego, że gimnazjum było katolickie, prywatne i pełne nabuzowanych, niegłupich dzieciaków, walących setkę między szkółką a dodatkowym angielskim. Mimo posiadania mocniejszych hehe historii, żadna nie sprawiła, że czułam się bardziej jak Bonnie i Clyde niż wtedy, gdy uciekałam z lekcji, chociaż nie byłam w tym zbyt dobra. Wydaje mi się, że podstawowym błędem, jaki popełnialiśmy — my, bo uciekać samemu to zupełnie nie frajda, dlatego moim towarzyszem był Bartek z fryzurą typu garnek, którą znał lub miał każdy polski na-stolatek (ja też zabłądziłam w tym kierunku w liceum, kiedy ścięłam włosy bardzo krótko, pokręciły się i okazało się,

12

że wyglądam na lat 43, mam na imię Halina, dwójkę uroczych, acz niesfornych dzieci, a na te włosy przywdziewam zazwyczaj siatkę, gdy podaję mięso w sklepie spożywczym, z uśmiechem, zaczepiając klientów dobrym słowem) — było dobieranie sobie miejsca docelowego ucieczki. Potrafiliśmy na przykład z angielskiego zwiać do stołówki, która była salą zaraz naprzeciwko i miała przeszklone drzwi – to znaczy wiecie, były drzwi główne, trochę ściany, potem przeszklona wnęka, znowu trochę ściany itd. Pewnego razu wagarując tamże zauważyliśmy panią od angielskiego zbliżającą się do stołówkowych drzwi. Szybko we dwoje schowaliśmy się we wnęce, wciągnęliśmy brzuchy i starałam się nie oddychać.


Kilka punktów na mojej liście

Ostatnio udałam się w sentymentalną podróż po liceum z Damianem i za rogiem, zaraz za klasą biologiczną, czekało mnie mocne zderzenie z rzeczywistością w osobie pani od angielskiego, która stwierdziła radośnie, że wyglądamy nie jak uczniowie, a młodzi rodzice, przyspieszając prawdopodobnie moje siwienie o 3 lata. Podróż ta przypomniała mi czasy gdy, będąc młodą licealistką, w moje urodziny pomalowa-łam paznokcie, rozpuściłam wło-

sy (świątecznie) i podczas lekcji poszłam na dyżurkę celem miłej rozmowy, bo siedziała na niej moja przyjaciółka Marta, wraz z kolegą Rafałem. Korytarz pusty, bo lekcja, więc rozmawiamy, aż nagle z gabinetu wytoczyła się dyrektorka. I tu sprawa może być dla niebiałostoczan niejasna, ale za moich, najwyraźniej bardzo, bardzo odległych, czasów jeśli dyrekcja złapała uczennicę w rozpuszczonych włosach, z pomalowanymi paznokciami, a ubiór był jakiś taki nie taki, to paznokcie musiały zostać zmyte w gabinecie, włosy natychmiast związane, czasami uczniowie byli odsyłani za nieelegancki ubiór itd. Dyrektorka zauważyła mnie, ja ją, ona powiedziała: Podejdź tu, a ja wiedziałam już, że muszę szybko podjąć decyzję, co robić dalej, więc, niewiele myśląc, zaczęłam biec, przysięgam, biegłam sprintem dookoła parteru po schodach jakby jutra nie było. Rozpuszczone włosy wpadały mi w oczy, lakier na paznokciach odpryskiwał, niebo się rozstąpiło. Słyszałam tylko jak pani dyrektor krzyczy do Rafała: Goń ją!, a on odpowiada: Ja mam chore kolana.

13

5. nieelegancki ubiór

Każdy zmysł mi się wyostrzył, każdy jeden jaki mam, a mam ich nieco więcej niż normalny posiadacz, bo osiem. Pani od angielskiego kupiła coś w sklepiku i wyszła, odczekaliśmy chwilę, a potem wypełzliśmy z wnęki (znaczy — zrobiliśmy krok w przód), najpierw — głośno wypuszczając powietrze, potem, nie wierząc w swoje szczęście, zbiliśmy piątki i roześmialiśmy się, Bonnie i Clyde katolickiego gimnazjum indeed. I wtedy do stołówki weszła nauczycielka, jak ten wielki, psujący wszystko filmowy glina, mówiąc: Czy myślicie, że jestem głupia? Wracajcie do klasy.


6. chciałabym żyć życiem szalonym, odrobinę (odrobinę szalonym i odrobinę tak żyć) 14


Kilka punktów na mojej liście

Ostatnio znowu postanowiłam zrobić sobie tatuaż; po wnikliwym riserczu znalazłam tat ażystkę, której styl najbardziej mi pasował oraz wzory, które mi się spodobały. Załatwiłam sobie towarzystwo do trzymania za rączkę i przeczytałam masę tekstów, w których toczono boje o to, czy jednak Bepanthen, czy Alantan, ile trzymać folię, ile przed i po nie powinno się pić alkoholu, czy ćwiczyć. W końcu jednak dzień dobry, chciałabym poprosić dwie sztuki tatuażu, tylko kątem oka zerknę czy sprzęt jest sterylny, jednym słowem: jak każdy neurotyk z filmów Allena minus urok osobisty, plus jakiś niezręczny nerwowy tik. Dzień wcześniej widziałam się z Zuzą i delikatnie sączyłam radlerka, będąc świadomą ryzyka rozrzedzenia krwi i wykrwawienia się na śmierć na foteliku podczas zabiegu i wtedy Zuza opowie-działa mi historię swojego tatuażu.

Otóż pewnego lata pracowała jako asystentka dźwiękowca na złocie motocyklistów (czujecie ten klimat petów, skórzanych kamizelek z naszywkami, whisky i parujący w powietrzu testosteron?) i na tym zlocie jej szef miał zrobić sobie tatuaż, toteż Zuza uznała, że YOLO, też sobie zrobi. Za fotel posłużyła drewniana ława, za poduszkę kilka zwiniętych bluz i okazuje się, że w tych warunkach rozrzedzenie krwi nie istnieje, a folia jest złudzeniem, więc Zuza pojona była whisky, a ze sceny leciało Led Zeppelin. I w sumie pomyślałam, że bez kitu, też bym chciała, jak Zuza, pluć napalmem, żyć życiem szalonym, albo chociaż podjechać przystanek bez biletu bez potężnej zapaści spowodowanej stresem, ale na razie pozostanę raczej przy przechodzeniu przez przejście tylko na zielonym i wyjmowaniu łyżeczki z kubka przy piciu herbaty.

15


7. nie warto było

Tego, że rynek pracy w Polsce jest horrendalnie zły, nie musicie mi mówić, bo do dzisiaj pamiętam moją pierwszą o pracę rozmowę. Byłam świeżo po maturze, młoda, jędrna i naiwna, więc jak zobaczyłam, że poszukiwana jest kelnerka o przyjemnym usposobieniu, to naprawdę nie mogłam uwierzyć w szczęście swoje i przyszłego pracodawcy, bo właśnie tym byłam i tym mogłam się stać. Udałam się na rozmowę, a ona toczyła się gładko: ile masz lat, co teraz robisz, mocne strony, słabe strony, gdzie widzisz siebie w przyszłości (19 lat, przerwa, ale właśnie dostałam się na studia, lekarski w Białymstoku, jestem miła odpowiedzialna i punktualna, łatwo się irytuję, no nie wiem, nie wiem, re-

16

zydentura, może jakiś doktorat wjedzie, tak ambitnie hehe), aż w końcu padło pytanie z gruntu najważniejsze: A co pani myśli o pracy w klubie go-go? I chociaż kusiła mnie trochę wizja bycia studentką ciężkiego kierunku, którą życie zmusiło do pracy wśród oblechów, ale ma też swoje koleżanki, które z nią pracują i tworzą paczkę silnych kobiet o ciętym poczuciu humoru, a potem poznaje miłość swojego życia — konflikt — on dowiaduje się co robiła, ale w końcu miłość wygrywa — no totalnie scenariusz filmu, który dostaje dwie gwiazdki w programie tv i podpis „nie warto”, ale i tak potem leci przed dwie dekady na tvn7 czy tv4, to jednak mimo wszystko postanowiłam spasować i rozmowa zakończyła się szybko.


Kilka punktów na mojej liście

8. kilka punktów na mojej liście

Chciałabym żeby ktoś mnie kiedyś przyłapał, nie wiem, na czytaniu książki, pomocy biednym dzieciom czy na samodoskonaleniu. Dlaczego akurat na takich rzeczach, spytacie. Bo nie wychodzę wtedy na moczymordę, odpowiadam, ale nie tylko, gdyż wpadłam ostatnio na pewnej stronie na listę 100 rzeczy, które autorka zamierza zrobić w 2018 roku i naprawdę mnie zainspirowała, ponieważ jest na niej wyjazd na Dziki Zachód (?), założenie firmy oraz fundacji, narysowanie obrazu, napisanie książki oraz wiersza. Raz w miesiącu zamierza być za granicą, polecieć balonem, gondolą przemierzyć We n e c j ę , z o b a c z y ć k a n g u r y w Australii, zdrowo się odżywiać i gotować co tydzień jedną nową potrawę, zacząć nowe studia. Czujecie to. No ja podziwiam i wiem, że to dla mnie rzeczy odległe tak jak np. polecieć na Księżyc (przynajmniej raz w miesiącu!), więc przygotowałam moją wersję listy (ale na pewno nie stu rzeczy, bo mi się nie chce). Tak więc kochani: PISZCIE JAKIE SĄ WASZE POSTANOWIENIA I CZY ZAMIERZACIE ZREALIZOWAĆ JAKIEŚ PUNKTY Z MOJEJ LISTY, zapraszam serdecznie do komentowania i udostępniania!

17


Codziennie wstać z łóżka.

1.

Obejrzeć w tym roku film.

Wypróżn iać się reg ular n ie (min. raz dziennie).

2.

Spotkać się ze znajomymi (od czasu do czasu).

Odezwać się słowem codziennie do co najmniej jednej osoby.

3.

Przeczytać w tym roku książkę.

4.

5.

18

6.

Postawić stopę w ambasadzie różnych państw w Warszawie raz w miesiącu, co oznacza, że raz w miesiącu będę w innym państwie.

7.


Kilka punktów na mojej liście

Pojechać do Gródka.

8.

Zdać wsz yst k ie eg z a m i ny w pierwszym terminie (najpóźniej w trzecim).

12.

Podlewać kwiatki.

9.

Pościelić łóżko co najmniej raz na dwa dni.

13.

Zadzwonić do babci i mówić wyraźnie i nie krzyczeć jak się zdenerwuję.

10.

Zjeść sałatkę z tuńczykiem nie częściej niż raz na tydzień.

14.

Przestać kupować obsesyjnie ubrania w Zarze jeśli i tak ciągle chodzę w boyfriendach i trzech swetrach na zmianę.

11.

19


9. schemat Ponziego

20


Kilka punktów na mojej liście

Raz świętowałam swoje urodziny wyprawiając huczną bibę, ale nie za huczną, bo obok mnie postawili szeregówki i choć szczerze ich nienawidzę, to prawo do snu szanuję bardziej niż jakiekolwiek inne, toteż około 3:00 impreza dogasała. Jako dobra gospodyni mówiłam: Nie, nie idźcie!, ale w głębi duszy mnie to ucieszyło, bo miałam pewne niewyjaśnione i nierozwiązane kwestie natury matrymonialnej, które tej nocy miały stać się nieco jaśniejsze (a przynajmniej miałam taką nadzieję, bo, no naprawdę, ile można, nie po to się człowiek stroi na rozmowę na Skype podczas sesji, żeby potem figę z makiem z pasternakiem, z tego mieć). To, co było mniej fortunne, to to, że mój przyjaciel Robert przybył na imprezę o godzinie drugiej, co było szalenie miłe, że przyszedł w ogóle, ale wszyscy już szli, ja nie mogłam się wymknąć, więc w pewnej niezręczności siedzieliśmy w czterech: ja-gospodyni, mon compagnon de misère, Robert-lecockblocker i moja nabzdryngolona siostra Zosia. Ale absolutnie najgorszy był temat rozmowy, bo musicie wiedzieć, że ja się znam na kilku rzeczach, ale

na wielu bardzo nie, więc w momencie poruszenia tematów spoza mojej ekspertyzy, zamykam się zupełnie, ale za to mogę opowiedzieć ciekawostki o Kanye Weście i na drobne wersy rozłożyć jego teksty. No i oczywiście temat rozmowy padł na schemat Ponziego. Chcecie wiedzieć, co to? Nie wiem, bo mimo tej paplaniny nie byłam w stanie zapamiętać, bo umówmy się — ekonomia = nieciekawe i swój szczyt tego, co mogła oferować ciekawego osiągnęła przy The Big Short (2015), a szczerze mówiąc — gdyby nie student SGH-u pod ręką, który by mi to tłumaczył, to i tak totalnie bym nie zrozumiała tego filmu. I myślałam, że ta noc się już nigdy nie skończy, gdyby nie to, że Zosia wylała na siebie i na deski tarasu sok, deski tak drogie sercu mojego starego (i wiem, że jeśli kiedykolwiek to przeczyta, to w tym momencie usłyszymy ZOSIA!!!, bo bardziej niż ten taras tata kocha tylko swój samochód), co było sygnałem, by dać koniec temu małemu kółku ekonomistów, ale też dać początek nowej fazie wyśmiewania Zosi i Roberta. I tak weszłam w dwudziesty drugi rok życia.

21


10. jak to nazywamy na blokach W pewną majówkę wybrałam się ze znajomymi na żagle. Pływaliśmy i pływałyśmy, aż w końcu dobiliśmy do portu, a że w porcie była impreza, to jazda. Więc tańczyłyśmy sobie z Martą na kei, która, byłam pewna, zaraz się zawali i wszyscy zginiemy, a tyle rzeczy do zrobienia, miejsc to zwiedzenia, użycia twoja stara do, paradoksalnie, wcale nie obrażania twojej mamy! No i tak tam się bujałyśmy, aż wyszło dwóch bardzo obleśnych i bardzo pijanych typów z żaglówki, z koszulami na zewnątrz, na zewnątrz też językami, kawałki śliny oblepiły im brody, obrzydlistwo. No i wyszli i zaczęli nas obejmować, więc ja na to, że proszę przestać, a on na to, że:

22

co, lesby, a ja, że nie, po prostu nam się nie podobasz, na co odpowiedź brzmiała: NO TAKIEGO CHAMST WA TO JA JUŻ DAW NO NIE SŁYSZAŁEM, WRACAJCIE DO TEJ SWOJEJ PIPIDÓWKI — co, proszę ja Was, bardzo mnie rozzłościło, bo jestem lokalnie patriotyczna i moja pipidówka jest najpiękniejszą i najlepszą ze wszystkich pipidówek, moja pipidówka jest najpipidówsza, więc uwolniłam moją wewnętrzną Ulę z blokowiska i zaczęłam agresywnie mówić: Kim ty jesteś kim ty jesteś, ale Marta mnie odciągnęła i tym samym ocaliła przed kryminałem. Co ciekawe, nie była to jedyna taka sytuacja tego wieczoru. W pewnym momencie jakiś czas


Kilka punktów na mojej liście

muzyka była jakaś taka nie taka, więc powiedziałam Marcie: Dwie piosenki i spadamy, na co jeden oblech obok zapytał: Dwie piosenki i zdejmujecie wszystko? co, umówmy się, nie miało za bardzo sensu, bo wcale nie brzmiało podobnie, tak samo zupełnie nie to znaczyło, więc odparłam: Nie, fu, jesteś obrzydliwy, a on na to, że rzeczywiście, jest, i że przeprasza. To co jest nieco przykre to to, że kiedy opisałam tę sytuację chłopcu, z którym wtedy się spotykałam, zapytał czy czułam się wtedy pożądana, więc może rozjaśnię tę kwestię, tak na przyszłość: to raczej nieprzyjemne uczucie lepkości, jak lakierowany stolik w ogródku latem, pokryty cienką warstewką piwa i brudu, i wzdrygasz się, kiedy przesuwasz po nim ręką, drugą próbujesz to z siebie zetrzeć, twarz się wykrzywia niekontrolowanie, znaczy się: nie jest podobne zupełnie do poczucia bycia pożądanym.

nieprzyjemne uczucie lepkości, jak lakierowany stolik w ogródku latem, pokryty cienką warstewką piwa i brudu, i wzdrygasz się, kiedy przesuwasz po nim ręką, drugą próbujesz to z siebie zetrzeć, twarz się wykrzywia niekontrolowanie

23


11. piasek Ostatnio wybrałam się na koncert Andrzeja „Piaska” „Piachu” Piasecznego z moją mamą, coby ją nieco uszczęśliwić. Już w operze okazało się, że mamy miejsca w pierwszym rzędzie. Ekstra, pomyślałam, tyle będzie ze spania. Za nami mnóstwo kobiet, przedział wieku 40-60, zastanawiają się czy uda się zrobić zdjęcie Piaska bez odblasku, bo takie ma białe zęby, ojej, ale ja to na pewno się popłaczę, dziewczyny, on mnie bardzo wzrusza. Koncert się zaczął, ja zrobiłam artyście zdjęcie z filtrem kota na głowie i mogłam już wychodzić, aż doszliśmy do piosenki Ostatni Edyty Bartosiewicz, którą Piasek scoverował. Muszę przyznać, że jest coś w tej piosence, że nawet jak jestem całkiem zadowolona z życia

24

i serduszko mam w jednym kawałku, to mnie chwyta mocno. ALE CO SIĘ WYDARZYŁO. Obok mnie siedziała moja mama, obok niej mała dziewczynka z porażeniem mózgowym i ta dziewczynka wstała z fotela, na fotelu leżały oparte jej małe kule, i zaczęła tańczyć i śpiewać. No i taki koniec mój, myślę, pochlipując na Piasku, ostateczne upokorzenie. Na dodatek jakieś trzy metry ode mnie siedział klawiszowiec, który patrzył na mnie ze współczuciem, a że wyglądał jak Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich, to dodatkowo mnie to poruszyło i chciałam krzyczeć, że to nie Piasek, co najwyżej Edyta, ale nawet nie Edyta, tylko okropne choroby, ale nagle zmienił się utwór na skoczny i mnie zagłuszył i nie zdążyłam.


Kilka punktów na mojej liście

Sz e r sz eń z m ie n i ł je d n a k trajektorię lotu wlatując za szafę i brzęcząc tam co chwilę. Po dwó c h god zi n ac h cz uwa n ia uznałam, że to nie ma sensu. Okryłam się kocem i ułożyłam na łóżku tak, żeby wystawał mi tylko kawałek ust niezbędny do oddychania. But pozostawał w mojej dłoni. Gonitwa myśli nie pozwalała mi zasnąć —kto by pomyślał, że mieszkanie, z którymi wiąże się tyle dobrych wspomnień, stanie się moim miejscem kaźni i to w skocznym rytmie żono moja, serce moje, nie ma takich jak my dwoje… Około piątej usłyszałam brzęczenie i wiedziałam już, że jest blisko. Wystawiłam głowę zza koca, był przy oknie, nie było chwili do stracenia. Chwyciłam czarny mokasyn i uderzyłam raz, drugi, trzeci. Upadł na parapet, ale jeszcze walczył, lecz byłam na to przygotowana. Spiralnym ruchem dokonałam jego żywota. Dopiero kilka dni później zrozumiałam, że zdałam tym samym najważniejszy egzamin — egzamin z życia…

25

12. trajektoria lotu

Nocowałam ostatnio u Sary i Łukasza sama w mieszkaniu. Spokojny wieczór, uprzyjemniany przez muzykę z klubu dla dżentelmenów z naprzeciwka, a w ich ofercie cały przekrój muzyki disco-polo. Czilowałam sobie, gdy nagle do pokoju wleciał szerszeń, rozumiecie to, szerszeń, i agresywnie zaczął obijać się o żyrandol. Zareagowałam przytom n ie. Okryłam się kocem, zsunęłam się z kanapy zgrabnym ruchem, jak człowiek guma, byłam niesamowita i przeczołgałam się do przedpokoju. Tam wykonałam nerwowy telefon do Sary i Łukasza, z którego dowiedziałam się, że muszę ubrać się od stóp po czubek głowy, na szyję zarzucić bluzkę Sary, zaopatrzyć się w but i nóż i w rękawiczkę, która normalnie służy do demakijażu, ale w potrzebie także do morderstw. Byłam gotowa. Oprócz broni potrzebna była taktyka. Nie sposób takiej bestii zabić ot tak, wiadomo, a że była w szale i w pędzie obijała się o żyrandol — należało działać rozważnie.


13. pocisnęłam Na imprezie, a były to urodziny Zosi, zauważyłam, że jedna z jej koleżanek ma taki telefon, jak ja, czyli telefon zabawkowy, iPhone 5c. I powiedziałam: Hej, mamy takie same! Nawet niebieskie! A ona była taka t ypu EEEE TA K ALE TO DLATEGO ŻE ZEPSUŁ MI SIĘ IPHONE 6 I MUSZĘ MIEĆ TEN. Odparłam na to, że, aha, mi to nie, po prostu jestem cebulakiem, i poszłam dalej wprowadzać niezręczność i żarty pośród ludzi. Nie było to jednak nasze jedyne zbliżenie tego wieczora, ponieważ jakiś czas później uznałam, że to super pomysł zapytać jak szkoła. O dziwo reakcja była, że ekstra, fajnie, ma dużo dodatkowych zajęć, więc ja na to, że super, a ona wtem, że nie no, żart, JEST CHUJOWO, nienawidzę SGH-u i czekam aż stąd

26

wyjadę do (i tu bardzo niewyraźnie wypowiedziana nazwa) na wymianę. Mam już swoje lata i nie dosłyszałem, pytam zatem: Dokąd? A ona: U-S-A. Wiesz, taki kraj, taki nawet większy, taki zajmujący kontynent? Nie powiem, żeby moja wiedza geograficzna była na wysokim poziomie, ale naprawdę to była przesada, byłam wielce oburzona takim zachowaniem i, jak na starszą, ale ciągle damę, przystało, powiedziałam: P ó j d ź d o l o g o p e d y .


Kilka punktów na mojej liście

Moja babcia przyszła do nas niedawno na obiad, podciągnęła nylonowe podkolanówki, zaczęła mówić i szybko okazało się wtedy, że wpisuje się w trendy pro8l3mu, czy futurystycznych akcji cyberprzemocowych. Zagaiła nas z podstępnym uśmieszkiem, pytając kiedy ostatnio zrobiłyśmy wyciąg z konta, co wzbudziło powszechną radość, bo miałam wtedy na koncie 20 złotych, a Ania 30, więc razem mogłybyśmy kupić maksymalnie jeden bilet miesięczny w Białymstoku i naprawdę — zhakować to nam nie ma czego. No, ciągnęła babcia, ja to zrobiłam kilka dni temu, bo jak Rosjanie uderzą w system bankowy, to pokażę wyciąg i będę wiedziała, ile miałam pieniędzy. Głupio było mi powiedzieć, że z tym wyciągiem to naprawdę nie robota, bo co — pokażesz, a oni powiedzą: aha, więc co najwyżej będziesz, babciu, mogła tym w piecu napalić. ― H a h a , n i e, U l a ― o d r z e k ł Babkons, patrząc na mnie jak na idiotkę, która życia nie zna (co najmniej w połowie zresztą ma w tym rację) — w piecu napalę drewnem z drzew z działki, specjalnie nie ścinam na wypadek, jakby gaz odcięli. A no, przecież.

14. „sprawdź konto, zbierałeś całe życie, ta akcja trwała pięć minut” 27


15. (po)rรณwnanie ciฤ gรณw

28


Kilka punktów na mojej liście Czasami moi znajomi opowiadają mi o imprezowo-alkoholowych ciągach, a ja kiwam głową ze zrozumieniem, bo co prawda trzy piwa to moja górna granica, ale za to ciągi naukowe były mi znane – może już nie teraz, bo za stara już jestem na takie zabawy, ale jeden taki okres szczególnie wrył mi się w pamięć. Był to styczeń, więc okropnie, bo tak jakoś szaroburo, but przemaka, mokra skarpetka, chyba się odbarwia właśnie, a to była jedna z tych ładniejszych, droższych, boże, na co to wszystko. Jakoś tak się złożyło, że miałam wtedy trudniejszy blok zajęć, który wymagał nauczenia się większej porcji materiału z dnia na dzień, pod groźbą niezaliczenia ćwiczeń, dwa niezaliczenia to chyba był warunek, ja nie mam pieniędzy na takie rzeczy, znając mnie pewnie wzięłabym hajs na warunek i przepuściła w zarze (tak skończyły pieniądze z ubezpieczenia na naprawę mojego tylnego zderzaka, skleiłam go za to taśmą i trzyma się, customized model toyotki). W każdym razie był to jakiś czynnik stresujący. Druga sprawa to to, że mieliśmy wtedy kilka cięższych zaliczeń, a zaraz potem z buta wjeżdżała sesja i naprawdę spałam wtedy po kilka godzin, malowałam

się już tylko po to, żeby ludzie poznawali mnie na zajęciach, w wknd zaś czułam się jak zwierzę, które wyczołgiwało się ze swojej jaskini od czasu do czasu po szamkę, a mimo tego wysiłku nie osiągnęłam ani jednej wybitnej oceny. Raz byłam tak zmęczona, że zaczęłam tłumaczyć pani kasjerce w biedrze mój system wybierania żelek, tych takich w ruloniku, bo widzi pani, nienawidzę cytrusów, więc biorę takie, w których jest jak najmniej żółtych i pomarańczowych, dzisiaj na przykład słaby wynik, bo są cztery, ale raz zdarzyło mi się, że w ogóle nie było, tylko po to, żeby podnieść oczy i zobaczyć w jej oczach bardzo dużą dozę niezrozumienia, może lekkie zastanowienie czy jestem cray cray, czy może jednak na czymś. Ale wracając do porównania ciągów: wszystkie założenia zostały spełnione: po kilku dniach ludzie cię nie poznają, na kacu wychodzisz tylko po szamkę lub po to aby się jej pozbyć, walk of shame z powodu swojego zachowania/wyników. I cóż mogę powiedzieć, chyba, że nie warto było kur, cytując Zbigniewa Stonogę, a będąc przy temacie Zbigi to: czy ktoś wie, czy on ciągle jest w więzieniu?

29


16. na robocie nie gadamy o robocie Dzisiaj zbierałam kasztany, bo pomyślałam, że kiedy ostatnio zbierałam kasztany, no nie wiem, bardzo dawno (może dlatego, że potem robią się obleśne i pomarszczone i wyrzuca się je z niesmakiem). W każdym razie zbierałam je dzielnie, z opuchniętym prawym polikiem po usunięciu prawej, dolnej ósemki, kiedy podeszła do mnie nieznajoma staruszka, mała i pomarszczona, zupełnie jak ten stary kasztan, i zaczęła zbierać ze mną kasztany, i wkładać mi je do torby, a długi papieros zwisał jej smętnie z ust. I wtedy zaczęła mówić, a mówiła w sposób równie powolny i nonszalancki jak powolne i od niechcenia wydawało się tych kasztanów zbieranie. O fabrykach, co je pozamykano i o małych miejscowościach odciętych od miast, o kolej-

30

kach do lekarza i tych owrzodzeniach, co to je ma na podudziach i ją bolą już szósty rok. O tacie alkoholiku i mężu z ciężką ręką, dzieciach pracujących na etatów no mnóstwo, z piętnaście chyba. A imię jej było Polska. Nie no, kurwa, żartuję sobie. Po skończonej robocie obie nawzajem coś sobie wybełkotałyśmy, możliwe, że było to: Szalenie przyjemnie tak razem pracować, dziękuję!


Kilka punktów na mojej liście

na Ch robrego 5e (mój adres zameldowania to 3e), potem na Bojarach i Dziesięcinach, dzielnicach bardzo mi znajomych, a że szczęśliwie dwa dni wcześniej byłam na spacerze po Bojarach oraz dostałam fotkę z Dziesięcin, to szybko je zaprezentowałam. Pan był zachwycony. Powiedział, że na pewno mamy dużo wspólnych znajomych na Facebooku. — Klaudiusz jestem, może słyszałyście — przedstawił się. ― Ula ― odparłam (ale nie słyszałyśmy). Tym samym Klaudiusz powiedział, że odpuszcza nam mandaty i że 250 zeta zostaje nam w kieszeni, tylko mamy kasować bilety. Z t e go m ie j s c a c h c i a ł abym więc podziękować panu Klaudiuszowi za tę przygodę i za szalenie miłe zachowanie. Jeśli znacie Klaudiusza (może słyszeliście?), to podziękujcie serdecznie. Szczęście wyczerpane.

31

17. kanar Klaudiusz

Dorosłam do tego, żeby opowiedzieć wam historię. Jeśli po jej wysłuchaniu uznacie, że jestem jednak niefajna, to pewnie w sumie macie rację, bo napadłam na płacenie za usługi, jak Taconafide na system podatkowy. Wraz z Kasią i Piotrem wybraliśmy się na Nową Hutę. Jechaliśmy tramwajem, gdzie z Kasią kupiłyśmy bilety, a następnie miałyśmy się przesiąść na autobus, już prosto do celu. Po kupnie zapytałam Kasię, dlaczego nie kasujemy, ale ona uznała, że skoro zaraz się przesiadamy to nie ma sensu ich kasować, bo może nie starczy nam czasu na bilecie, a w sumie nieco biedujemy i daj spokój. Little did we know, że przy drzwiach już stali kontrolerzy i przysłuchiwali się naszej rozmowie. Panowie wzięli nasze legitymacje i zapiali z zachwytu. O, Białystok, które liceum? Okazało się, że nie dość, że w liceum byliśmy t ym samym, to pan kontroler mieszkał


18. Boże, chroń Polskę

32


Kilka punktów na mojej liście

W pewne wakacje pojechałam z moją siostrą do taty, który przebywał wtedy w Budapeszcie. Zajęłam się zaplanowaniem naszych dni, a że do zadań podchodzę jak prymuska, to kupiłam przewodnik, wyczerpałam internet i jeden z dni zrobiłam dniem żydowskim. Lubimy z Zosią tak zaczepiać o ten temat, bo nasz prapradziad od strony dziadka ze strony taty był Żydem, ale zakochał się w mojej praprababce (również ze strony dziadka ze strony taty, inaczej to by dopiero było), która była katoliczką, więc zmienił wiarę, zmienił nazwisko z Lewitt na Domysławski, poszedł do powstania styczniowego i jak prawdziwy Polak dał się złapać i wywieźć na Sybir. Ale wrócił, dostał Virtutti Militari i umarł, a nam zostawił tę historię i portret oprawiony w złotą ramkę, który stał się, między mną i moimi siostrami, przedmiotem rywalizacji, każda bowiem chce portret dziada mieć w swoim mieszkaniu. Dzień zaczęliśmy w muzeum Holocaustu i synagodze, a następ-

nie udaliśmy się do starej dzielnicy żydowskiej na spacer i ciasto i kawkę. Mijaliśmy Ortodoksyjną Synagogę, gdy zobaczyliśmy ustawiających się przed n ią t rzech mężczyzn. Rozglądali się dookoła bystrze i zabrali się do akcji. Jeden z nich szybkim ruchem zdarł z siebie różowy T-shirt z napisem Miami 89, a moim oczom ukazał się jeden z trzech najbardziej szpetnych tatuaży na świecie, przedstawiający kolorowego Jezusa z napisem Boże, chroń Polskę. Zajmował mu całe plecy, aż do ściśniętych za mocno paskiem boczków. Odważniak stanął tyłem do kolegów, przodem do synagogi, rozpostarł ramiona jak Jezus, a jego kolega szybko cyknął mu klawą fotkę i już we trzech biegli migusiem z miejsca akcji. Pozostał po nich tylko niesmak ludzi wokół i kwaśny zapach potu.

33


n nn

1..eelleegga 11.elega c a cki fryz ckkii fryzz fr y

elega

n

cki z fr y

II

34


Kilka punktów na mojej liście

Pierwszy atak paniki przeszłam chyba jakoś jeszcze przed szkoleniem bibliotecznym na uniwersytecie, bardzo chyba owocnym zresztą — do tej pory nie wiem jak się zalogować gdy chcę wypożyczyć książkę i muszę pisać w tej sprawie do Sary, bo ona zna kody i rozumie system. W każdym razie — sytuacja przedstawiała się następująco: byłam bardzo zestresowana rozpoczynającym się rokiem akademickim na kierunku lekarskim i jednoczenie byłam stuprocentowo pewna, że jestem zbyt głupia, żeby na tych studiach być albo cokolwiek na nich zdziałać. I pewnego wieczora to napięcie i lęki narastały coraz bardziej i bardziej, aż nadszedł taki moment, że nie dałam rady już oddychać. Ciężko mi określić dokładniej, jak to się stało, ale stało się następująco: jednym ruchem chwyciłam za nożyczki prawą ręką, lewą za włosy (czyli dwa ruchy chyba?) i stworzyłam niezręczną fryzurę à la ówczesna Beyoncé, włosy gdzieś do brody, wyglądające nieco jak dół miotły. Problemem był tylko (tzn. t y l k o – problemem było już wszystko, ale takim jedynym, jaki można było

rozwiązać), tył głowy, bo nie mogłam się odpowiednio wygiąć, żeby te włosy przyciąć, więc, niewiele myśląc, powędrowałam do salonu, gdzie siedziała cała moja rodzina i zażądałam fryzjerskiej poprawki. I chyba pierwszym momentem, w którym zrozumiałam, że coś jest nie tak, było przerażenie na twarzy mojej mamy, które szybko rozprzestrzeniło się na lica moich dwóch sióstr. Kolejne próby uczynienia z tej miotły eleganckiej fryzurki spełzły na niczym, aż do momentu, kiedy mój tata nie postanowił przejąć nożyczek i bohatersko wyrównać tego fryzu sam. I chyba dopiero kolejnego dnia zrozumiałam, co się stało — może inaczej: zauważyłam, co się stało, ale że coś było mocno nie tak, czy że przydałoby się coś z tym zrobić — to jeszcze nie przyszło mi do głowy.

35


Drugi atak paniki przyszedł dużo później, bo po dwóch latach, a duży udział w tym miały social media, więc na spokojnie mogłabym się stać sztandarowym przykładem reportażu w Uwadze o nastolatce, która postradała rozum przez instagrama i facebooka, a potem babcie zupełnie takie, jak mój Babkons, kręciłyby zgodnie głowami, a rodzice pytaliby swoje dzieci czy one też są w tym, czy one też robią to. Ale po kolei. Wracając pociągiem do domu wpadłam na mojego przyjaciela i rozmawialiśmy o ludziach nas otaczających, ja raczej z humorkiem, który momentami bywał, jak to można określić, ostry. I wtedy mój kolega powiedział słowa, które mogły zabrzmieć dosyć niewinnie, ale mnie striggerowały i to dość mocno, a mianowicie: nie wiem jakim cudem masz tylu znajomych, jeśli jesteś taka niemiła, jakoś wszystko uchodzi ci płazem.

36

I kuliłam się c ii oddychałam nikt nie zdo przekonać, ż nie jest, że mo bzdura, bo było pewniakiem ja mama to moja Aha, powiedziałam, ale wewnętrznie trochę się w sobie skuliłam i już niewiele trzeba mi było. I w momencie kiedy zaobserwowała mnie koleżanka, o której wiedziałam, że zna kogoś kto może mnie nie lubić — co prawdopodobnie też nikogo by nie przejęło, ale nie mnie w tamtym momencie — uznałam, że tak już jest i że może rzeczywiście jestem niemiła, i może naprawdę mnie przejrzeli i że wszyscy mnie obgadują i nienawidzą. I kuliłam się coraz mocniej i oddychałam nieco ciężej i nikt nie zdołałby mnie przekonać, że może tak nie jest, że może to jednak bzdura, bo było to dla mnie pewniakiem jak to, że moja mama to moja mama i musiało minąć dobrych parę dni, żebym zauważyła, że coś tu jest chyba nie halo, że coś jednak nie zagrało i wypadałoby się nad tym dłużej zastanowić.


Kilka punktów na mojej liście

2. 2. czy siedzicie czy siedzicie w tym czy w tym czy robicie to robicie to

coraz mocniej mołałby nieco ciężej mnie że może tak oże to jednak o to dla mnie ak to, że moja mama

czy siedzicie w tym czy robicie to 37


KOM E N TA R Z: Te opowiadanka napisałam ponad dwa lata temu i za każdym razem, kiedy dokonywałyśmy selekcji czy poprawek tekstu, z dużą przyjemnością, ale też zdziwieniem zauważałam, jak nieaktualne się stają. Z nich wszystkich ten przeterminował się chyba najbardziej i czytając go czuję się jakbym czytała tekst o obcej osobie. Logicznym wydawało mi się, że muszę go usunąć, ale Kasia przekonała mnie, że warto go zostawić; w końcu cała ta książeczka oddaje mój stan umysłu jakiś czas temu, trochę jak zdjęcie, które opisuje coś przez moment, chwilę przed poruszeniem się.

38


Kilka punktów na mojej liście

Ale powiem Wam, że najdziwniej czułam się próbując zrozumieć czym to zaburzenie afekt ywne jest. Bo cyklotymia należy do grupy zaburzeń afektywnych, gdzieś z pogranicza choroby i zaburzenia osobowości, i polega na wiecznych wahaniach nastroju. Cyklotymicy są kreatywni, gadatliwi, podejmują ryzyko, a nawet ryzyka, są wiecznie uśmiechniętymi optymistami, żeby kolejnego dnia czuć niepokój i lęki, nie potrafić skoncentrować się na niczym, mieć stany depresyjne. No mieszane uczucia raczej, bo tak jak miło jest doświadczać stany euforii i czuć wszystko tysiąc razy mocniej, to słabo jest czuć stany depresyjne i czuć to tak samo intensywnie. Psychiatrzy debatują czy jest

to zaburzenie afektywne czy może zaburzenie osobowości, ze względu na jego przewlekłość. Chodzi o to, że tak, jak choroba się zaczyna i może skończyć, to zaburzenie osobowości tak nie za bardzo. To siedzi w nas jak szósty zmysł, cnie, Pezet. Ale co z tą osobowością? Przecież każdy ma jakiś charakterek czy temperament po prostu. No nie do końca. Bo to są takie powtarzające się u pewnych osób cechy, które przeszkadzają im w funkcjonowaniu w społeczeństwie tak, jak by się chciało, tak jak by się mogło. No ale to o każdym w pewnym momencie można powiedzieć. Przez chwilę, jak najbardziej. Ale tak stale, to raczej nie. Mówi się, że to trochę przerysowanie pewnych cech cha-

39


rakteru, jak postaciom z czarno-białych filmów, które musiały rzucać złowieszcze spojrzenia, mówiące „jestem podłym gościem na tym dansingu” czy jak Phoebe z „Przyjaciół” z jej hiperoptymizmem. Fajne na ekranie, ale tak na co dzień — ciężko total. I się cierpi trochę też, od czasu do czasu, ale z drugiej strony to takie śmigiełko nie podkręca się przeważnie tak mocno, żeby ktoś coś mocno zauważył i te dołki czasami też nie są takie mocne, żeby bliscy przywozili do szpitala, bo to już tydzień, jak nie wychodzi się z łóżka. To bardziej tak, że nie wiem, jak się będę czuła kolejnego dnia, bo to, że dzisiaj mam masę energii i pomy-

40

słów i mnie to rozsadza tak mocno, ale to tak mocno, że mogłabym przenieść co najmniej jedną górę, razem z pensjonatem na tej górze i z turystami z tej góry też, to nie znaczy, że jutro będzie chociaż okej, raczej wręcz przeciwnie, energia się wyczerpała, mózg się zmęczył i dzisiaj nic nie porobimy, raczej poleżymy sobie smutno. No i to zmęczenie głowy, gonitwa myśli, zaczynanie zdania, robienie trzech anegdot o innych rzeczach, które nam się przypomniały, żeby zapomnieć jaki był początek i tak cały czas, cały czas i to tempo, że babcia mówi „zwolnij”, a fryzjerka się śmieje, że mam ADHD, bo strzelam słowami jak z karabinu,


Kilka punktów na mojej liście

a co do karabinów, to wiecie, że kula z niego wystrzelona leci tak prędko, szybciej niż dźwięk, tak, że osoba, do której się strzela, nie usłyszy dźwięku wystrzału? No co wy na to. No to, w takim razie, czy to jestem ja, czy to moje zaburzenie ładnie składa słowa, lubi filmy i się śmieje często? Czy to ja jestem wrażliwa, czy to to „coś”, jak ten klaun obrzydliwy z książki Kinga (ja pierdziu, klaun straszny, bo straszny, ale widzieliście jego zęby? te zęby to prawdziwy koszmar tu) sprawia, że płaczę na reklamach. Gdzie się kończy się mój charakter, a gdzie zaczyna jego zaburzenie, no pojebana kminka.

41


4. lęlęki ki lęk i lęk i lęk lęki i lęk i lęk lęki i lęk i

Albo te lęki, znowu. To było coś, co mnie w końcu popchnęło do wizyty u psychiatry, więc szczęście w nieszczęściu, ale przysięgam — rano było spoko, szłam do szkoły, wracałam i powoli, powoli zaczynałam czuć niepokój. I nie chodzi o to, że martwiłam się o oceny, przejmowałam pryszczami czy wagą. To był raczej tak ogólny, narastający, bliżej nieokreślony lęk, który kończył się uczuciem ciężaru prawej i lewej ręki, lewej i prawej nogi, klatki piersiowej i brzucha, aż wzdychałam głęboko, najgłębiej jak mogłam i myślałam sobie głośno, że czuję się nieszczęśliwa, tak bardzo i okropnie. Od razu potem pojawiała mi się myśl, że jestem chyba najbardziej egoistyczną i nastawioną na siebie osobą, bo mam dużo szczęścia w tym, że jestem otoczona najlepszymi ludźmi, jakich znam — i, jestem o tym przekonana, jacy na tym świecie w ogóle są — i wszyscy oni robią dużo rzeczy, żeby było mi dobrze, a mi nie jest dobrze zupełnie. Jeszcze żebym miała jakieś problemy, które mogłyby wytłumaczyć taki stan. I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kiedy te lęki się zaczęły, kojarzę, że może na pierwszym roku studiów, może jeszcze w liceum, bo zaakceptowałam to, że tak po prostu jest i było to dla mnie normalne, że ten niepokój czuję. I wiecie, co się okazało, po latach uginania się pod takim psującym mi humorek ciężarem? Że jedna tableteczka z rana i jedna do snu kompletnie mi te lęki usunęła. I że nie miałam pojęcia, że można tak żyć, i że to cudowne po prostu jest.

42


Kilka punktów na mojej liście

5. pułapka humorku

Cosmopolitan totalnie powinien, zamiast robić testy Którą torebką jesteś, raczej klasyczna Hermes czy kuferkiem z h&m, mogłoby zrobić nam wszystkim quiz Jaki mechanizm obronny sobą prezentujesz i mówię Wam, kochani, że to byłaby bardzo ciekawa sprawa (ja jestem torebką Zuzi Górskiej, zwariowana klasyka oraz mechanizm obronny: humor i fantazjowanie). Pa m ię t a c i e m oż e h i s t o r ię o dziadku? Albo o mojej próbie znalezienia pracy, może niekoniecznie w klubie go-go? Ta pierwsza opowiada o dojrzałym mechanizmie obronnym, znaczy humorze. I ja naprawdę

wierzę bardzo mocno, że z poczuciem humoru czy dystansem żyje się zwyczajnie nieco łatwiej, problem w tym, że tak bardzo się w tym zapętliłam, bo nie wiem jak inaczej można z pogrzebu zrobić stand up. Zapętliłam się do tego stopnia, że gdy jeden z moich bliskich znajomych zwierzał się ze sprawy poważnej i przykrej, ja czułam gniecenie w klatce piersiowej, a gdy przestał nie mogłam znieść ciszy i czułam, że się w nią zapadam, więc zaczęłam mówić i mówiłam dużo, szybko i śmiesznie, żeby tylko coś brzęczało w tym pokoju i rezonowało w tym tuż obok, aż moja przyjaciółka przerwała mi, mówiąc: Nie wszyscy uciekamy tu od problemów w żarty, więc słuchaj…

43


Muszę przyznać, że poczułam się wtedy tak głupio jak kiedy miałam sześć lat i śmiałam się z nazwiska mojej przedszkolanki i ona zwróciła mi uwagę, że to niemiłe, a ja poczułam gorąc na policzkach i w brzuszku i po dziś dzień o tym myślę, przepraszam, pani Justynko. Co do fantazjowania, to raz wyszłam na siłownię, ale w międzyczasie zrobiło mi się bardzo smutno, i zanosiło się na płacz, więc szybko musiałam znaleźć przytulny kącik temu przeznaczony (najlepszy jest między szafkami 110, 111 – 112, 113). Z kącika z rozmazaną buzią przemieściłam się do toalety, a stamtąd na zajęcia, ale ciągle chlipałam. W jednym z seriali, które oglądałam, główna bohaterka została uwięziona w bunkrze i uznała, że każdą najgorszą rzecz można znieść przez dziesięć sekund, a kiedy minie to dziesięć sekund, to odliczasz kolejne, wspaniały sposób na tłumienie swoich uczuć i przylepianie plasterka z Kubusiem Puchatkiem na wrzodziejące, rozlane rany. No i tak sobie odliczałam, ale średnio działało, a trener Łukasz puścił jeszcze Hold the line Toto, a Toto,

44


Kilka punktów na mojej liście jak może wiecie lub nie, to mój płacz-t rigger. O s t at n io, k ie dy z w ie r z a ł a m s ię mo j e mu t a c ie w Sztokholmie ze swojego życia, w tle poleciała Africa i przy refrenie płakałam w burgera z żałości, a Szwedzi dyskretnie odwracali wzrok, bo są bardzo grzeczni i dobrze wychowani. W każdym razie, wracając do tematu, wytoczone zostały potężne działa, a że ciężkie czasy wymagają podjęcia trudnych decyzji, to puściłam wodze fantazji i byłam już Bridget Jones ćwiczącą na rowerku, Amy Schumer robiącą w swoim filmie to samo, Kimmy Schmidt (to ta od bunkra), która odpedałowywała swoje problemy. Chwilę później pot zmieszał się ze łzami i mogłam sobie pozwolić na ciche kwilenie, ale takie momenty zdarzają mi się rzeczywiście dosyć często. No, to wracając do naszego głównego tematu: jaki jest Twój mechanizm obronny? Lecicie bardziej w zaprzeczenie czy raczej somatyzację? Wyparcie czy tłumienie? I czy czujesz się bardziej skórzaną czy zamszową torebką?

45


46

posłowie


Kilka punktów na mojej liście

Przydałoby się co nieco wyjaśnić, spiąć to, podsumować jakoś, tak mi się wydaje, więc może: Przez jakiś czas czułam się nie do końca tak, jak chciałabym się czuć, a że co jakiś czas chodzę do okulisty, raz do roku do ginekologa, to pomyślałam sobie — czas na psychiatrę, catch ’em all hehe, co nie? I ta pierwsza wizyta nie była łatwa, i kilka dni po niej też nie. I pierwsze spotkanie na terapii nie było najfajniejszą rzeczą na świecie, ale w jakiś sposób sprawiło, że poczułam się zaopiekowana i zadbana (zrobione paznokcie - check, maseczka na twarzy - check, terapia i wór chusteczek - check, check). A potem było już dużo lepiej (chociaż chwilami średnio też). Chodzi mi chyba o to, żeby napisać, że czasami można być śmiesznym ziomeczkiem i uśmiechniętą typiarką, a mimo to czuć się obezwładniająco nieszczęśliwie. I o to, żeby stwierdzić też, że nikt nie chce być wariatem i być tak traktowany, więc przestańmy tak na siebie nawzajem patrzeć. Depresja jest chorobą cywilizacyjną, lodowce topnieją, a pszczoły giną. Warto o siebie trochę zadbać z każdej strony (i o pszczoły, i o lodowce). I warto o swoich zadbać też. A na pewno, ale to na pewno, nie warto jest się męczyć. Tym samym żegnam się czule, pozdrów mamę ode mnie, to złota kobieta, mam nadzieję, że smakowało, na zdrowie, i do siego!

47


48


Kilka punktรณw na mojej liล cie

49


• 50


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.