PUBLICYSTYKA 118
Wywiad z Magdą B. Po
małym queście pobocznym, jakim było odpytywanie Dolara, pora wrócić do głównego wątku fabularnego, czyli męczenia korektorów. Dziś na moje pytanie odpowiada Magda (nie Madzia, to ważne). ~Gray Picture G: Cześć Magdo, miło mi, że mogę dziś z Tobą porozmawiać (nie żebym pozwoliła Ci odmówić, ale nadal miło). Jak Ci życie mija? Czytałaś ostatnio jakąś fajną książkę? A może masz jakiś serial do polecenia? M: Witaj Gray, cieszę się niezmiernie, że będę mogła odpowiedzieć na kilka pytanek od Ciebie, naszej ekspertki od wywiadów (a że ich trochę sprawdzałam, to wiem, jaki rollercoaster się szykuje). Wcale nie czuję nad sobą przymusu, a już w ogóle to nie tak, że nie miałam się za kim schować, co regularnie robiłam od dłuższego czasu, ludzie w redakcji do maglowania nie są nieskończeni (a szkoda!). Moje ostatnie życie to sesja, liczenie prędkości kątowych, naporu cieczy na popapranych kształtów ścianach zbiornika oraz marzenia o tym, by pójść spać na kilka godzin. Teraz dopiero odżywam, czego dowodem, mam nadzieję, będzie ta ściana tekstu. Tyle ciekawych rzeczy na mnie czeka. Choćby sen i czekolada. G: Dobra, wystarczy tych pogaduszek, pora na prawdziwe pytania. Jak długo jesteś w redakcji? Jak to się stało, że jesteś częścią naszego uroczego zespołu?
M: O ile przybliżony czas dołączenia do redakcji to coś łatwego do ustalenia, o tyle moje motywy w tym zakresie pozostają wielką niewiadomą. Mogę jedynie gdybać, co ten emocjonalny i dziecinny krokiet miał na myśli, że posunął się do tak skrajnie szalonego działania, jakim jest dołączenie do składu redakcji gazetki o pastelowych pulpecikach. Może już tych pulpetów jest w niej mniej, ale jakoś tego nie odczuwam. Wracając, w redakcji jestem od wakacji roku 2017, kiedy to rozwiązałam test i przejechałam się rzycią po nieheblowanym tekście na tyle przyzwoicie, że mnie chcieli na to stanowisko. Tak to się zaczęło. Od zawsze miałam fioła na punkcie poprawności językowej w tekstach, polski w szkole lubiłam właśnie dlatego, że to dawało mi sporą przewagę na zajęciach: sama ponadprzeciętna znajomość zasad pisowni, uwielbiałam też dyktanda i konkursy z tym związane. To chyba było mi pisane… brzmi dennie, prawda? Jakiekolwiek licho mnie tu nie przygnało, naprawdę cieszę się, że to zrobiło. Pamiętam na pewno, że rozważałam jeszcze zgłoszenie się jako redaktorka, ale po czasie tu spędzonym wiem, że to by było słabe. Nie dość, że zabierałabym korekcie sensowniejszą robotę, to ominęłoby mnie tyle radości z patroszenia tekstów… A pisać, jak widać, też mimo wszystko mogę. G: Jak to jest być korektorką? Jak wygląda takie zajęcie? Lubisz to robić?