Niech
wasze serca będą pełne boleści, Pokutnicy. Zaciśnijcie dłonie na swych mieczach, niech ich ciernie zranią was do krwi i radujcie się. Po raz kolejny opuszczamy pastelową krainę kucyków, lecz tym razem zapuścimy się do krainy mroczniejszej od Hallownest. Jesteście gotowi? ~Malvagio „Blasphemous“ to metroidvania (jeśli nie domyśliliście się tego po tytule recenzji) stworzona przez hiszpańskie The Game Kitchen, wydana na Steamie we wrześniu 2019. Od tego czasu zdążyła już wzbogacić się (w sierpniu 2020) o jedno darmowe DLC, „The Stir Dawn“, które – poza oczywiście dodaniem nowej zawartości – wprowadziło też wiele różnych poprawek i udogodnień, o których szerzej wypowiem się w dalszej części recenzji. Akcja gry rozgrywa się w ponurym i bezlitosnym świecie Cvstodia. Tak, pisanym przez „v“, ale wciąż czytanym przez „u“ – przyznam, że jakkolwiek rozumiem stojący za tym zamysł podkreślenia gotyckości klimatu, tak wciąż wydaje mi się on odrobinę zabawny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż poza nazwą krainy, zabieg ten zastosowano bodajże jeszcze tylko przy imieniu jednej z napotykanych postaci… ale nie rozpraszajmy się. Jak najlepiej mógłbym opisać świat gry i jego klimat? Hmm… Kojarzycie zapewne cykl o Mordimerze Madderdinie (teraz wszyscy razem, chórem – licencjonowanym inkwizytorze Jego Ekscelencji Biskupa Hez-Hezronu!) autorstwa Jacka Piekary?
40
Świat, w którym Chrystus, zamiast umrzeć na krzyżu, zlazł z niego i wywarł krwawą pomstę na wszystkich, którzy akurat byli w pobliżu? Gdzie wszyscy są winni, a nieznany jest tylko wymiar kary? No to wyobraźcie sobie podobny świat, ale podlany sosem, eee… katolickiego eldritch horroru (???), w którym „mea maxima culpa“ jest nie tylko najważniejszym wyznaniem wiary, a wręcz uniwersalną, wpływającą na rzeczywistość Prawdą. A nad tym wszystkim czuwa niepojęty dla śmiertelnego umysłu Cud, siła wyższa odpowiadająca za wszechobecne, często makabryczne manifestacje winy, zsyłająca klątwy i błogosławieństwa o raczej płynnych granicach pomiędzy nimi. Czyli trochę jak w „Bloodborne“, ale nie tak mackowato. Graczowi przyjdzie wcielić się w rolę Pokutnika, jedynego ocalałego członka Bractwa Cichego Żalu. Uzbrojony w miecz Mea Culpa wyrusza, aby dotrzeć do Kolebki Cierpienia i uwolnić Cvstodię od zesłanej na nią Pokuty w postaci wiecznie odradzających się, agresywnych manifestacji Cudu. To znaczy prawdopodobnie. „Blasphemous“ nie zwykło podawać graczom odpowiedzi na srebrnej tacy, a wiele rzeczy pozostaje niejasnych i otwartych na interpretację. Nie sposób nawet stwierdzić jednoznacznie, czy odradzający się Pokutnik wypełnia wolę Cudu czy występuje przeciw niej – o co oskarża go przed walką jeden z bossów. Niezależnie jednak od tego, warto w tym miejscu podkreślić, iż „Blasphemous“ wyjaśnia fabularnie swoje mechaniki i motywy. Protagonista wraca do