RECENZJE GRY
SERIALE FILMY TEMAT I NUMERU
Bogata i nietuzinkowa mitologia stworzona
przez H. P. Lovecrafta to temat idealny do przełożenia na język gier wideo. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni lat podjęto kilkanaście prób w różnych gatunkach – głównie RPG i przygodowych. I właśnie przedstawicielowi tej drugiej grupy przyjrzymy się w dzisiejszym odcinku Kuźni Retro. ~Hefajstos Jest rok 1927. Młody William H. Stanton siedzi w swoim domu w malowniczym Providence, gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi. Niespodziewanym gościem okazuje się być Edgar Wycherley, przyjaciel Williama z dzieciństwa, który wręcza mu tajemniczą piramidkę prosząc, by nikomu jej nie dawał (zwłaszcza jemu samemu). Chwilę później odwiedza go Doktor Egleton, przyjaciel rodziny Edgara prosząc młodego człowieka o sprawdzenie, czy młody Wycherley jest w pełni poczytalny. I tak też zaczyna się droga Stantona ku szaleństwu i makabrze.
„Necronomicon: The Dawning of Darkness“ (wydany w niektórych krajach pod nazwą „Necronomicon: The Gateway to Beyond“) to gra przygodowa mocno inspirowana serią Myst, przy czym inspirowana to słowo klucz. Stworzona i wydana przez Wanadoo Edition w 2000 roku na komputery osobiste (i rok później na PS1) nie przebiła się do mainstreamu. Głównym powodem tego stanu rzeczy była niechlujnie napisana fabuła, która w żaden sposób nie popychała graczy ku rozwiązaniu tajemnicy. Oczywiście punkt wyjścia jest dość obiecujący, ale szybko okazuje się, że jesteśmy bardziej pasażerem niż kierującym. Twórcy dodatkowo skazują nas na sporą dawkę suchej ekspozycji i kuriozalnych wręcz dialogów. Ratunkiem są jednak aktorzy głosowi, którzy – czy to z przezorności, czy też braku umiejętności – wymawiają swoje kwestie niczym w słabych horrorach z dna kosza z przecenionymi DVD. W zasadzie była to moja siła napędowa, by nie porzucić tytułu. Samo zachowanie postaci nie pozostawia również złudzeń. Początkowe wątpliwości, czy z Edgarem coś jest nie tak, zostaną szybko rozwiązane, gdy udajemy się do niego z pierwszą wizytą. Mówi on monotonnym i robotycznym głosem, z dziwną manierą i niemal szyfrem. Stojący za nim w tej scenie demoniczny doktor nie pomaga w utrzymaniu niepewności. Cudowne.
66 66