Z pamiętnika Gracza #1
FELIETONY
Moonlight aka Lailyren – Magister Chemii Medycznej z zamiłowaniem do kredek. Czasem nawet ich używa. Uwielbia papierowe RPGi. Cicha, grzeczna i urocza. Nie słuchajcie, jeśli ktoś powie inaczej. Wszystkie jej oszczędności należą do Żelki i żyje, by zarabiać na puszki z kocią karmą i artykuły plastyczne.
Wydzieliny ciała i inne zjawiska pogodowe Nie wiem, od kiedy człowiek może powiedzieć, że jest w czymś doświadczony, ale jak myśli o tym, że te siedem lat temu zaczął swoją przygodę z sesjami RPG, to aż się łezka w oku kręci. Z grami fabularnymi jest jak z obiadem, efekt końcowy zawsze zależy od kucharza, który go przygotował. Nie zawsze doświadczenie gra tu największą rolę, czasem dobre towarzystwo i odpowiednie zrządzenia losu dodają posiłkowi odpowiedniego klimatu. Tak też jest w tym przypadku. Za jeden z wyznaczników dobrze spędzonej gry można uznać zdobycie pseudonimu dla swojej postaci. Pseudonim zawsze niesie za sobą jakąś historię, a jeśli już się takowy otrzyma, to znaczy, że stworzyło się jakieś wyjątkowe wspomnienie. Czasem przydomki są wielkie i szlachetne, a czasem głupiutkie… na cześć wydarzeń, które bezwiednie wykrzywiają pyszczek pozostałych graczy w uśmiech. Zatem opowiem wam, w jaki sposób moją postać zaczęto nazywać Marynatą. Marinette jest loli półelfką łotrzykiem, która urodziła się na boku w pewnej szlacheckiej rodzinie, gdzie ojciec bardzo entuzjastycznie dzielił się światłem swojego boga z kobietami pod nie
obecność żony. Jako, że jej siostra (pierworodna i jedyna córka z prawego łoża) jest bardzo entuzjastyczna, ale niekoniecznie ma wystarczająco oleju w głowie, to Marie musi się nią opiekować, by jej zabezpieczeniu majątkowemu nic się nie stało (chyba, że z jej własnej winy). Jako że to małe coś jest przywódcą drużyny najemników, to często walczy w pierwszej linii… do tego ma zły nawyk śmiania się wrogowi w prosto w twarz… zatem dostaje zwykle bardzo dużo obrażeń. A co się dzieje, gdy PW sięga zera? Dokładnie! Pada się na twarz, tak jak się stoi! Tylko Marie nie potrafi upaść z godnością. Nie ma takich luksusów w lochach pełnych goblinów. „Zrządzenie losu“ zawsze sprawia, że łotrzyca niechybnie upada w jakiś szlam. Jak nie efli pudding, to wydzieliny orków albo inne śmieci wymieszane z oliwą czy inną cieczą. Biedny kapłan nie nadąża z czarami tworzenia wody, by to małe coś prezentowało się godnie po każdej bitwie. Do tego ma bardzo mocno wyostrzone zmysły, więc każdy smród wywołuje u niej mdłości… reszty można się domyślić. Drogi pamiętniczku, może nie tego spodziewałam się tworząc tę uroczą postać, ale jak to się mówi, i tak jest nieźle. Zatem sztylet w dłoń i za pełną sakiewkę Ojczyznę.
79