nek widzów, chociaż... kto tam wie. W takich czasach żyjemy i tu próbujemy się jako artyści odnaleźć. I wchodzimy z materiałem, który nie brzmi jak schabowy z ziemniakami i ma zdecydowanie więcej barw niż żółty ser.
Ciągle do przodu alternatywnej rzeczywistości Najnowszy album HellHaven "Mitologia bliskości serc" potwierdza, że ten zespół nigdy nie osiada na laurach, ciągle szukając nowych pomysłów i rozwiązań w obrębie wypracowanego stylu. Mamy więc jakby ciąg dalszy bardzo udanego albumu "Anywhere Out Of The World", ale w jeszcze ciekawszej oprawie dźwiękowej i z polskimi tekstami. Gitarzysta Jakub Węgrzyn i wokalista Sebastian Najder opowiadają o kulisach powstania tej bardzo ciekawej i kto wie, może nawet przełomowej dla zespołu, płyty. HMP: Znowu zaskoczyliście, przygotowując po "Anywhere Out Of The World" płytę zupełnie odmienną, chociaż od razu można dostrzec, że to produkcja HellHaven - takie mieliście założenie, czy tak po prostu wyszło na etapie procesu twórczego? Jakub Węgrzyn: To zawsze wychodzi w trakcie, chociaż z drugiej strony pewne ramowe założenia i koncepcje były obecne od początku pisania materiału. Nie powiedziałbym, że jest to płyta zupełnie odmienna od "Anywhere Out Of The World". Dla mnie jest kolejnym krokiem, ale wynikającym z każdego poprzedniego. Stąd ma z nią wiele wspólnego, ale faktycznie, tym razem wprowadziliśmy więcej słyszalnych zmian tj. dopracowaliśmy brzmienie oraz przeskoczyliśmy z języka angielskiego na
mi, jakie znajdujemy w tej muzycznej piaskownicy. Od brzmienia, przez instrumenty, formę wyrazu, technikę a kończąc na wycieczkach w różne style muzyczne. Jednakże 12 lat tworzenia pod szyldem HellHaven nauczyło nas, że to jednak słuchacz jest najważniejszym elementem tego cyrku i to dla niego tworzymy. Nie tylko dla siebie. Zaczęliśmy słuchać odbiorców naszej muzyki ze skupieniem i zrozumieniem. Spisaliśmy wszystkie swoje dotychczasowe błędy, przeczytaliśmy wszystkie recenzje, opinie, komentarze i wspólnie opracowaliśmy ramę dla płyty składającą się z listy "czego nie robić". Jakich błędów nie popełnić. Jakie decyzje podjąć, aby tą płytą dotrzeć do jak największej liczby słuchaczy. A cel jest o tyle trudny, że przeciętny słuchacz nie jest
Foto: HellHaven
język ojczysty. Utwory też są bardziej... przebojowe? Nie wiem czy to dobre słowo. Mają na pewno nośne elementy. Takie wiesz, że chcesz wcisnąć "replay". Cieszy mnie, że uważasz, że słychać tam HellHaven. To znaczy, że nasz styl zaczyna się krystalizować i być rozpoznawalny. Nad tym mocno pracujemy. Ciężko jest być w dzisiejszych czasach oryginalnym, stąd każda taka opinia jest dla nas bardzo budująca. Czyli to, co mówiłeś przy okazji premiery poprzedniego albumu, że uwielbiacie kombinować z brzmieniami, stylistyką, formą i aranżacją, jest niezmienne? Jakub Węgrzyn: Niezmienne, chociaż przefiltrowane obecnie przez kolejne lata doświadczenia. Nadal bawimy się wszystkimi zabawka-
124
HELLHAVEN
przyzwyczajony do płyty, na której dzieje się tak wiele. A przecież to właśnie tak chcemy grać. Społeczeństwo raczej lubi (co nie jest przytykiem!) proste formy przekazu. 20 lat kupujesz w sklepie ten sam żółty ser, bo się przyzwyczaiłeś i w sumie nigdy nie wpadłeś na pomysł, że obok stoi jeszcze 50 innych. Jak obiad, to schabowy z ziemniakami, bo "a co, jak mi tamte dziwactwa nie będą smakowały?". Trochę tacy jesteśmy. Boimy się zmian w tak prozaicznych momentach jak zwykłe zakupy a co dopiero, kiedy mówimy o kulturze czy sztuce. Pewnie większość wolałaby, aby Małysz dalej skakał, bo już się przyzwyczaili, że co niedziela po obiedzie mieli stabilną i powtarzalną rozrywkę. Cud, że po 20 latach "Kevin sam w domu" na Polsacie to już bardziej zabawny trolling, niż faktyczne spełnianie zachcia-
Na "Anywhere Out Of The World" zaskakiwały partie trąbki, teraz wykorzystaliście lirę korbową czy dudy - skoro pojawiają się pomysły i możliwości grzechem byłoby z nich nie skorzystać, bo zdecydowanie poszerza to dźwiękową paletę HellHaven? Sebastian Najder: Cóż, nie tylko paletę dźwiękową, ale i intertekstualność całości. Używając akustycznych instrumentów, wokół utworu tworzy się żywa otoczka klimatu, która spaja całość biologiczną klamrą. Nie jest to wcale takie proste, aby zharmonizować to ze sobą (w szczególności w przypadku etnicznych instrumentów) ale moim zdaniem w erze szybko postępującej cyfryzacji jest to zabieg jak najbardziej pożądany. Trzymacie się również tej wypracowanej formuły, że wasze kolejne płyty ukazują się co 45 lat. Przy tak ambitnej muzyce nie da się inaczej, pewne kwestie wymagają dopracowania, choćby aranżacyjnego? Jakub Węgrzyn: Są utwory, które napisały się w tydzień. Są jednak takie, nad którymi siedzieliśmy do ostatnich momentów. Szanowni koledzy z zespołu coś o tym wiedzą, kiedy w przeddzień wysłania gotowych nagrań na finalny miks próbowałem ich przekonać do ostatnich słusznych poprawek (słusznych oczywiście tylko z mojego punktu widzenia). Skończyło się to dla mnie łykaniem nerwosolu. Ale bardzo się cieszę, że przeszliśmy przez taki proces, bo ta płyta została napisana, nagrana i wyprodukowana naprawdę wspólnymi siłami. I jest to znacznie trudniejsze, niż zabawa w projekt solowy. Bo w zespole musi być pewna zgoda, wspólna koncepcja, rama. Każdy z nas odrobił wielką lekcję pokory i cierpliwości. Ale to była bardzo cenna lekcja, która tylko ugruntowała naszą przyjacielsko-rodzinną strukturę. I spowodowała, że dokończyliśmy tę płytę nie mając na koncie wyroku za zabójstwo lub okaleczenie. To też się liczy. Ale tak na serio - każdy dostał na płycie możliwość stworzenia czegoś według swojej wrażliwości muzycznej. Do tego stopnia jest to wspólna praca, że na koniec zrezygnowaliśmy z podpisywania utworów nazwiskami. Uważam to za najlepszą decyzję, bo dzisiaj każdy z nas czuje się współautorem całego materiału. "Mitologię bliskości serc" nagrywaliście w czasie pandemicznych ograniczeń, pracowaliście więc w różnych miejscach, również w warunkach domowych, dzięki wykorzystaniu mobilnego studia. Było to duże utrudnienie czy zdarzało się wam już wcześniej pracować w taki sposób? Jakub Węgrzyn: Proces nagrań był dla mnie szczególnie ważny. Wiesz, każdy z nas szuka w zespole pewnej specjalizacji. Pisanie muzyki i granie koncertów to tylko "marny" czubek góry lodowej. Stąd Sebastian jest specem od social media, ma wyczucie w kontaktach z ludźmi i spore doświadczenie w internetach. Paweł jest przedsiębiorczy i potrafi załatwić kupę rzeczy, o których istnieniu nawet nie mamy pojęcia. Marcin trzyma fundusze, które inaczej byłyby w stanie permanentnego chaosu a Hubert opowiada doskonałe kawały o papieżu. Ja za cel postawiłem sobie przeprowadzenie nas przez cały proces nagrań z uwzględnieniem