posąg, ale wymaga jeszcze dopracowania detali.
Siła napędowa Idealny kandydat to musi być młody, z dwudziestoletnim doświadczeniem, siedmioma certyfikatami (lub albumami, jak zwał tak zwał), dojrzały, a jednocześnie wyluzowany i jeszcze do tego wiele oferować, w zamian niczego nie oczekując. Roberto "Ramon" Messina pokazuje, że tacy ludzie istnieją. Każdy ma jednak swoje "lifeblood" - siłę napędową, bez której nie mógłby się obejść. Dla niektórych artystów jest nią możliwość eksplorowania nowych pomysłów wykraczających poza to, czym dotychczas się zajmowali. Najnowszy album Secret Sphere "Lifeblood" z Ramonem za mikrofonem świadczy jednak o tym, że czasami powrót po latach do sprawdzonej konwencji wychodzi liderowi zespołu metalowego na dobre, gdyż wczorajszy figiel, greps i psot wyostrza dzisiejszy kunszt. HMP: Mamy wiele powodów, aby Wam pogratulować. Po pierwsze, najnowszego albumu "Lifeblood". Jak Twoim zdaniem został on przyjęty przez fanów? Roberto "Ramon" Messina: Zarówno nowi, jak i starsi fani gorąco reagują na "Lifeblood" dostajemy od nich bardzo pozytywne recenzje. Zwłaszcza osoby znające Secret Sphere już wcześniej cieszyły się z powrotu zespołu w znajomym składzie, czyli ze mną na wokalu. Jaki jest zatem sekret Waszego sukcesu? Kula! (gra słów: "Secret Sphere" można przetłumaczyć z angielskiego na polski jako "Sekretna Kula", przyp.red.). Poważnie, istnieje między nami wyjątkowa alchemia zwana
tem ambitniejszych zagrywek tu i tam. Nie zależy nam na produkowaniu produktów postrzeganych jako łatwo sprzedające się, raczej na dobrych i zapamiętywalnych melodiach. Czyli pomimo chętnie nadawanej Wam etykietki "prog power metal", przystępność poszczególnych utworów jest dla Was istotna? Tak. Osoby lubiące chwytliwą muzykę na pewno znajdą wśród utworów Secret Sphere coś dla siebie. Chciałbym jednak podkreślić, że zadbaliśmy, aby nie nudziły się one po trzech odsłuchach, jak to się czasami dzieje z popowymi hitami. Z drugiej strony, fani prog metalu doceniają interesujące pasaże oraz ciekawą atmosferę. Cieszy nas to, ale nasza strategia twórcza
Foto: Secret Sphere
"przyjaźnią", która czyni Secret Sphere czymś więcej niż tylko muzycznym projektem. Jeśli uznamy, że muzyka i sztuka potrafią mówić a potrafią - to nasza muzyka z pewnością mówi o zabawie, dobrej współpracy, kreatywności oraz instynkcie. Uwielbiamy dodawać osobliwość każdego spośród nas do utworów, z tym że coraz więcej kawałków powstaje na kanwie pomysłów Aldo Lo Nobile'sa, wzbogacanej następnie przez pozostałych. Aldo proponuje zazwyczaj pierwszą wersję struktury kompozycji, to od niego wychodzą pierwotne twórcze impulsy. Przynosi riff, linię wokalną, surowe partie instrumentalne; zmieniamy je; całość staje się coraz bardziej złożona, to znów prostsza. Kochamy proste i chwytliwe piosenki (szczególnie refreny), ale z delikatnym akcen-
134
SECRET SPHERE
nie sprowadza się do spełniania zachcianek odbiorców, bo takie podejście mogłoby skończyć się źle (np. wszyscy mogliby nas za to znienawidzić). Po prostu sami słuchamy muzyki o takich cechach i taką właśnie muzykę najbardziej lubimy komponować. Inną charakterystyczną cechą Waszej muzy ki jest jej eksplodująca dynamika. W moim odczuciu, niektórym power metalowym zespołom nie wychodzi dawanie czadu, bo brzmią chaotycznie zamiast dynamicznie. Czy wkładacie wiele trudu w uzyskanie odpowiedniego balansu? Nie aż tak dużo... Trochę dodajemy tu, obcinamy tam i git. To tak jak praca rzeźbiarza nad marmurowym blokiem, który już wygląda jak
Czy zawsze komponowanie przychodziło Wam lekko i naturalnie, również podczas prac nad Waszymi pierwszymi wydawnictwami? Już od pierwszego dema z 1997 roku cieszyliśmy się pracą w zgranym zespole, więc tworzyliśmy instynktownie. W międzyczasie dochodziło wszak do zdarzeń tymczasowo zakłócających grupową alchemię, takich jak zmiana line-upu lub problemy osobiste. Natychmiast odbijały się one na naszej muzyce, tak jakbyśmy wszyscy byli częścią jednego organizmu przechodzącego przez ciężki okres jako całość, a nie tylko częściowo. Stało się tak przynajmniej kilka razy. Po kilkuletniej przerwie (Michele Luppi śpiewał w Secret Sphere 2012 do 2020 roku, przyp. red.) powróciłeś do Secret Sphere. Secret Sphere doskonale dawało radę z Michele Luppi, jednak Michele zaangażował się w Whitesnake, a także miał błyskotliwą karierę pozamuzyczną. Odleciałem, gdy zapytali mnie o powrót. Natychmiast się zgodziłem. Tęskniłem za występowaniem na scenie wraz ze swoimi starymi kumplami. Wszystkie problemy związane z moim odejściem przestały mieć znaczenie. Co uważasz o "Portrait of a Dying Heart", "The Nature of Time" oraz o nowej wersji "A Time Never Come"? Że znacząco różnią się nie tylko od mojego stylu, ale też od tego, co Secret Sphere robiło wcześniej. Podziwiam, że zdobyli się na odwagę, aby spróbować grać coś innego, niż oczekiwano od marki Secret Sphere. Gdybym jednak sam miał ponownie zaśpiewać całe "A Time Never Come", to jeszcze bardziej postarałbym się je zmienić w stosunku do oryginału. I to nie tylko odnośnie interpretacji czy też w warstwie melodyjnej, ale również napisałbym inne liryki i tak bym zakręcił całością, aby wydawanie tego starego materiału w nowej odsłonie było uzasadnione artystycznie. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Michele Luppi odbiegł od mojej starej wizji. Analogicznie, bardzo chciałbym wykonywać na żywo numery z jego albumów "Portrait of a Dyiny Heart" i "The Nature of Tiime", ale robiłbym to po swojemu. A jak myślisz, dlaczego zdecydowano się akurat na "A Time Never Come"? Bo fani zawsze uważali go za nasz najlepszy longplay, chociaż najstarszy spośród nas miał w tamtych czasach zaledwie 23 lata. Chodziło więc o to, aby podkreślić wagę dokonania zespołu, ale w dojrzalszych okolicznościach. Czy zatem wskazałbyś "A Time Never Come" jako na drugi album, po który nowi fani powinni sięgnąć zaraz po zapoznaniu się z "Lifeblood"? Myśle, że tak. Sięgnięcie po oryginalną wersję "A Time Never Come" po wysłuchaniu "Lifeblood" mogłoby mocno zainspirować wszystkich, którzy doceniają sztukę oraz swobodną ekspresję. Najnowszy opublikowany przez Was post na Facebooku krzyczy: "Go Italy Go!". Ano właśnie, wygranie przez Włochy Mistrzostw Europy w piłce nożnej to następna sprawa, której chciałbym Wam entuzjastycznie po-