Znów w siodle Z przyjemnością ułożyłem pytania dla zespołu Rhabstallion. Ich debiutancki album "Back In The Saddle", który paradoksalnie ukazał się dopiero w 2021 roku, trafił bardzo w mój gust. To zresztą świetne, klasycznie brzmiące granie, osadzone głęboko w NWOBHM. Trudno więc przejść obok nich obojętnie. Basista Graham Hooper wystąpił w imieniu zespołu i odpowiedział wyczerpująco na wszystkie pytania. Mam nadzieję, że z jego wypowiedzi dowiecie się czegoś więcej o albumie, ale i o samej grupie. Dobrze, zatem zostawiam Was z, myślę, ciekawą lekturą! HMP: Witam! Cieszę się, że mogę zadać kilka pytań. Jak się macie? To chyba pierwszy wywiad dla Heavy Metal Pages? Graham Hooper: Tak, to nasz pierwszy raz, kiedy z wami rozmawiamy. Dziękujemy za zainteresowanie zespołem.
znajduje się większość naszych nagrań i niektóre na żywo z telewizji BBC. Ułożyliśmy to na tej płycie chronologicznie i możesz usłyszeć, i naturalnie poczuć, wszelkie zmiany w dźwięku na przestrzeni lat jakich dokonaliśmy w studio.
Zawsze musi być ten pierwszy raz. U was z kolei fonograficzny. Nie licząc kilku taśm demo dawno temu, to tak naprawdę pierwszy duży longplay ukazuje się dopiero w 2021 roku… Jesteście szczęśliwi, że w końcu do tego doszło? Jesteśmy absolutnie zachwyceni, że w końcu udało nam się nagrać ten album. Musimy podziękować Golden Core Label i ZYX Music za zaufanie, kiedy podpisali z nami kontrakt.
Nie ukrywam, że najważniejszym powodem tego wywiadu jest właśnie "Back In The Saddle". To może po kolei… Kiedy powstał pomysł na to, żeby napisać album? Dobre pytanie! Żeby ustalić plan akcji… To było podczas dnia spędzonego z Tommo pod koniec 2017 roku. Zaproponowałem, żebyśmy złożyli zespół z powrotem, ale na tym etapie nie byliśmy pewni, co przyniesie przyszłość. Z radością mogę powiedzieć, że od początku
riału był i nadal jest niewiarygodny. Powiedziałbym, że spełniło się marzenie, a każdy z członków zespołu wniósł dużo od siebie. Tommo jest naszym dyrektorem muzycznym i kiedy podrzucamy mu nasze pomysły, stara się nadać im kształt i formuje je w utwory, które mają sens. Następnie ćwiczymy je i dopieszczamy to tak, że kiedy docieramy do studia, praca jest już tak naprawdę skończona. Podczas prób bardzo ciężko pracujemy, i produkt końcowy zazwyczaj nas zadowala. To chyba było niezłe doświadczenie znaleźć się po tylu latach w studio… Jakbyś porównał sposób pracy z latami 80. a teraz? Wiadomo - sprzęt… Ale są pewnie jakieś plusy i minusy z jakimi Rhabstallion zderzał się na początku działalności i w momencie rejestracji debiutanckiego albumu. Powrót do studia był fantastyczny! Tak, sporo zmian zaszło w procesie nagrywania. Muszę jednak powiedzieć, że większość z nich znacznie ułatwia życie. Co ważne, w tym projekcie udało nam się ukończyć nagrywanie na północy Wielkiej Brytanii przed covidowym lockdownem i wtedy technologia naprawdę nam pomogła. To, że mogliśmy przejść przez proces miksowania lub produkcji na południu Anglii i masteringu w Kanadzie bez wychodzenia z domu, było niewiarygodne! Gdybyśmy wciąż pracowali z rzeczami typu ośmiościeżkowe taśmy, życie byłoby znacznie trudniejsze. Album brzmi jakby wyciągnięty z archiwum. Trafia idealnie w uszy wszystkich maniaków klasycznego, angielskiego heavy z początku lat 80. Zapytam więc wprost - były jakieś sztuczki z realizacją, czy po prostu przynieśliście swoje stare klamoty, wpięliście gitary i zaczęliście grać tak samo, jakbyście zatrzy mali czas? Od pierwszego dnia, na próbach, brzmienie Rhabstallion było oczywiste. Naprawdę nie musieliśmy zbyt wiele zmieniać, poza włączeniem trzeciej gitary. Kiedy piszemy nowe kawałki, styl mieści się w samych utworach w momencie ich wypuszczenia. Być może z lekkim południowym akcentem na niektórych z nich, ale na pewno nie ma wątpliwości, że jest to brzmienie Rhabstallion.
Foto: Rhabstallion
Oczywiście, niektóre utwory są nowymi interpretacjami starszych numerów, które graliśmy dawno temu, jak "Day to Day" i "Sioux Child", które zawsze cieszyły publiczność. Jednak nowe kompozycje po prostu znalazły się na swoim miejscu i wierzę, że uchwyciliśmy brzmienie z naszych wcześniejszych lat. Wyszło to samoistnie. Nie myśleliśmy o tym zbytnio. Dla wyjaśnienia, naszym pierwszym nagraniem, które zostało wydane, było "Chain Reaction", które znalazło się na kompilacyjnym albumie "The New Electric Warriors" wydanym przez wytwórnię Logo Label w 1980 roku, a następnie wydaliśmy własnym sumptem singiel "Day to Day", a potem "Breadline" w 1981 roku, zanim rozwiązaliśmy kapelę w 1984 roku. W 1994 roku znowu na krótko się spotkaliśmy. Spinal Tap Records poprosiło nas o to. Stworzyliśmy płytę CD "Day to Day", na której
144
RHABSTALLION
2018 roku, kiedy zaczęliśmy próby, było jasne, że silna więź w zespole i osobiste doświadczenia każdego z członków dały pewność bardzo ekscytującej przyszłości. Dzięki sprawnemu pisaniu utworów w zespole, od pierwszego dnia było jasne, że należy skupić się na nagrywaniu i wydawaniu tego, co będzie miało być naszym debiutanckim albumem. Podsumowując, przypuszczam, że "Back in the Saddle" było czymś, co po prostu musiało nadejść. Nie mieliśmy wtedy podpisanego kontraktu z żadną wytwórnią, czuliśmy, że po prostu musieliśmy to zrobić! Napisać materiał to jedna sprawa, a zarejestrować - druga. To jeszcze pewnie świeże zdarzenia, możesz zdradzić więc, jak przebiegała sesja/sesje? Dreszczyk związany z pisaniem nowego mate-
Tytuł jest bardzo wymowny - "Back In The Saddle" to tłumacząc na polski "Z powrotem w siodle". Rozumiem, że teraz dopiero Rhabstallion się rozkręca i następne albumy będą trochę szybciej, co? (śmiech) Możesz się śmiać, ale z przyjemnością mogę powiedzieć, że mamy pięć nowych utworów w zanadrzu i jesteśmy gotowi do ich nagrania. Kiedy zrobimy ich jeszcze sześć, wejdziemy do studia, ponieważ widzimy następny album jako płytę z dziesięcioma lub jedenastoma utworami. Nagramy dwie partie po sześć i zobaczymy, co potem. Chciałbym również zapytać co działo się z Wami przez te wszystkie lata, od kiedy w 1984 roku grupa uległa zawieszeniu? Ja odłożyłem bas i prowadziłem firmę poligraficzną. Grałem tylko kilka gościnnych występów. Woody grał w Tredegar i Cloven Hoof, Stu grał w kilku lokalnych grupach, podczas gdy Tommo i Jack byli częścią różnych innych zespołów, głównie Lost Weekend, który wydał chyba siedem albumów. Część kawałków na "Back In The Saddle" nagraliście na nowo. Wcześniej były dostęp-