To celebracja wszystkiego, co do tej pory udało nam się osiągnąć w metalu Rozmowa z frontmanem Judas Priest przypadła na idealny moment. Dokładnie w rocznicę wydania "Painkillera", kilka dni po okrągłych, 70. urodzinach Halforda, w roku, w którym "Point of Entry" skończyło 40 lat i w którym Priest zaplanowało niespodzianki z okazji 50lecia istnienia. To nie tylko specjalna trasa koncertowa, przeniesiona na 2022, ale również wyjątkowe wydawnictwo "50 Heavy Metal Years in Music" - składanka dostępna na CD i winylu, a także w specjalnym boxie kolekcjonerskim, zawierającym, poza kompletną dyskografią zespołu, również kilkanaście niepublikowanych wcześniej koncertówek. Rob wyjaśnił jednak nie tylko stojącą za tym przedsięwzięciem ideę i odniósł się do wszystkich wymienionych rocznic, ale opowiedział też o autobiografii, ulubionym filmie, wchodzeniu w buty Ozzy'ego Osbourne'a i planach zaaranżowania kompozycji Judas Priest na orkiestrę symfoniczną, przy wszystkim odznaczając się typową dawką brytyjskiego humoru. Choć było to spotkanie z wyjątkową dla historii metalu osobą, udowodnił, że w każdym swoich wcieleń jest prawdziwy. Jako frontman największego zespołu heavymetalowego, artysta, przyjaciel i - po prostu - człowiek. HMP: Spotykamy się o ciekawej porze, bo w Polsce już prawie "żyjemy po północy", ale każda pora jest dobra, żeby porozmawiać z Metalowym Bogiem. Rob Halford: (śmiech) To świetnie! Jestem bardzo podekscytowany tą rozmową. "Living after midnight, rockin' to the down!". Przeczytałam twoją autobiografię. Czytało się ją jak dobrą powieść, co nie jest zaskocze niem, skoro jesteś tekściarzem i lubisz dobrą literaturę. Jest jedno pytanie, które muszę zadać. Czy po wydaniu książki udało ci się w końcu spotkać z Noddym Holderem? (W "Wyznaniu" Rob pisał, że mimo że on i front man Slade spędzili całe dzieciństwo i młodość mieszkając obok siebie, nigdy nie udało im się porozmawiać na żywo - przyp. red.) (śmiech) Nie, nadal nie spotkałem Noddy'ego. Wiele razy próbowaliśmy się umówić, ale wiesz, teraz on jest na jednym końcu świata, ja na drugim. To się wydaje nieprawdopodobne, że nigdy na siebie nie trafiliśmy, gdy mieszkał blisko mnie, w Beechdale, tuż za rogiem, tak jak napisałem w książce. Nasz dobry przyjaciel, Jude, który pracuje jako techniczny w ekipie Priest, przyjaźni się z Noddym i spotykają się w każde święta Bożego Narodzenia, więc trzymam kciuki, że w tą przerwę świąteczną również ja w końcu go spotkam. Gwarantuję, że zdjęcia z tego wydarzenia obiegną cały internet, więc na pewno się dowiesz, jeśli będzie to miało miejsce (śmiech). Czy postrzegałeś pisanie książki jako finałową część swojej własnej terapii? Wiesz, nigdy nie doceniałem, a może nawet nie dostrzegałem terapeutycznego znaczenia słowa pisanego i opisywania fragmentów własnego życia. Aż do momentu wydania książki wszystko, co ludzie o mnie wiedzą, powinni byli odczytywać z mojej muzyki. Muzyka, którą "mówimy", jest naszym życiem, w niej tkwi przesłanie. Nie chodzi tylko o moje życie, ale o życia wszystkich członków Judas Priest. Możliwość prawdziwego wyspowiadania się w formie książkowej była dla mnie nietypowym doświadczeniem. To była ciekawa podróż. Wszyscy nosimy masę wspomnień w naszych głowach i gdy w końcu pojawia się możliwość, żeby przenieść je na papier, a nawet nagrać
audiobooka, jest dziwnie. Wiesz, do tej pory nawet nie przeczytałem gotowej książki, ponieważ to ja nią jestem! Nie słyszałem też nagrania, bo nim również jestem. Wielu muzyków tak ma. Kończymy pracować nad płytą i zajmujemy się kolejnym projektem. Od dawna nie słuchałem, na przykład, studyjnej wersji "Screaming for Vengeance". Nie potrzebuję, w końcu byłem tam i to ja ją nagrałem. To, co chcę przez to przekazać, to że jeśli mówimy o książce jako terapii, to cieszę się, że udało mi się to zrobić, ale po jej skończeniu przyszła pora, żebym przeszedł dalej, do następnej wielkiej rzeczy, czymkolwiek ona będzie. Kilka dni temu skończyłeś 70 lat, więc spóźnione wszystkiego najlepszego, Rob! Bardzo dziękuję, jesteś pierwszym polskim metalheadem, który złożył mi życzenia urodzinowe. Wiem, że jedną z twoich największych inspiracji jest Pavarotti, który najlepiej śpiewał po 60 roku życia. W nawiązaniu do muzyki klasycznej, czy widzisz podobieństwa pomiędzy nią a heavy metalem? Już Deep Purple wprowadziło ją do rocka, inspirując się Bachem. Chciałbyś kiedyś zaaranżować stare numery
Priest na orkiestrę? Czy techniki klasycznego śpiewu pomogły ci przy trenowaniu własnego wokalu? To bardzo dobre pytanie. Z przyjemnością stwierdzam, że dla mnie, osobiście, Priest najmocniej zbliżyli się do tego, o czym mówisz, gdy nagrywaliśmy "Nostradamusa". Tak, pojawiły się tam takie partie. Jest tam jeden utwór w którym śpiewam po włosku. Starałem się przywrócić w nim ducha Pavarottiego. Od czasu wydania tej szczególnej płyty myślę, że byłoby wspaniale usłyszeć całego "Nostradamusa" instrumentalnie w wykonaniu orkiestry. Jeśli masz jakieś znajomości wśród polskich muzyków grających w orkiestrze symfonicznej, możesz im przekazać, że Metalowy Bóg wzywa ich, żeby to wspólnie zrobić (śmiech). Myślę, że byłoby to coś pięknego. Każdy aspekt "Nostradamusa" prosi się o to, żeby przedstawić go słuchaczom w takiej wersji. Na "Nostradamusie" skupiliście się na tematyce przepowiedni. Postrzegasz obecny, trudny czas jako spełnienie się jednej z nich? Jak odnajdujesz się podczas pandemii jako muzyk i uduchowiona dziś osoba? Myślę, że Nostradamus był niezwykłym człowiekiem. Z pewnością miał wyjątkowy dar jako wróżbita. Istnieją tacy ludzie. Pisałem o tym w biografii, gdy w jednym z klubów spotkałem kobietę podającą się za medium i powiedziała mi po śmierci mojego partnera, Brada, rzeczy, o których tylko my dwaj mogliśmy wiedzieć. Są różne znaki, sygnały, na które nasz mózg nie zwraca uwagi. Na co dzień wykorzystujemy jego możliwości w niewielkim stopniu. Ale są ludzie, którzy potrafią dostrzec więcej, obdarzeni czymś szczególnym. Zaraza, plaga i wszystko to, o czym mówiliśmy na "Nostradamusie" - możemy teraz tego znów doświadczyć. To przerażający etap w historii ludzkości. Tym ciekawiej byłoby przełożyć tę płytę i doświadczenia na musical. Wszystkie ludzkie tragedie były i mogą być przetwarzane na muzykę. Już od czasów "there'll be bluebirds over the white cliffs of Dover again". Muzyka pozwala dostrzec element duchowości i człowieczeństwa w każdym traumatycznym wydarzeniu. Przejdźmy do składanki 50 Heavy Metal Years, którą teraz wydajecie i specjalnego boxa pod tą samą nazwą. Utwory, które się na
Foto: Judas Priest
JUDAS PRIEST
151