Życie jest krótkie, więc daję z siebie wszystko Doro jest niepodważalnie królową metalu - ale poza tym, nie tylko prywatnie, także królową dobrego wychowania i człowieczeństwa. Rozmowa z nią okazała się bliższa atmosferze spotkania z przyjaciółką przy kawie, niż onieśmielającego spotkania z gigantem gatunku. Nie ma drugiej osoby, dla której fani byliby ważni do tego stopnia, by zastąpić jej rodzinę i od kilkudziesięciu lat zawsze stawiać ich zawsze na pierwszym miejscu. To nie są tylko puste słowa. W naszej rozmowie Doro wspominała o fanach prawie przy każdej możliwej okazji. Jak sama twierdzi, dobrem, które wysyła w świat, chce się odwdzięczyć za dobro, które okazali jej nie tylko słuchacze, ale też blisko związane z nią legendy, w tym Dio i Lemmy. Niedawno zrobiła dla świata coś jeszcze - nagrała na nowo kultowy dziś album "Triumph and Agony" w wersji koncertowej. Jak się okazuje, szykuje jeszcze więcej niespodzianek - nową solową płytę, trasę i… odwiedziny w Polsce. O planach na przyszłość, pracy we własnej wytwórni i miłości do wszystkiego, co oldschoolowe, opowiedziała w rozmowie dla Heavy Metal Pages. HMP: Po pierwsze, bardzo się cieszę, że możemy dziś ze sobą porozmawiać i gratuluję świetnego nowego albumu, wersji live "Triumph and Agony", dziś już mającego status klasyka. Brzmisz równie dobrze, co w latach 80.! Doro: (śmiech) Dziękuję, świetnie się bawiłam mogąc go znów zaśpiewać! Granie na żywo jest zawsze najlepszą opcją. Brzmienie, fani, żadna płyta nagrywana w studio nie może się z tym równać. W zeszłym roku planowaliśmy tyle tras, festiwali i wszystko zostało odwołane. Kiedy wróciłam do studia, zaczęłam pisać piosenki na nowy album. Pomyślałam, że naresz-
między Sweden Rock i koncertem w Hiszpanii. W sumie skończenie prac zajęło nam pół roku. Musieliśmy naprawić trochę rzeczy w mixie, wiesz, zawsze trafi się jakieś spięcie w kablu, hałas, niechciany feedback. Dobrą stroną tego wszystkiego był fakt, że każdy z nas mógł pracować w swoim domowym studio. Wydanie live albumu to w dzisiejszych cza sach świetna opcja, żeby podtrzymać kontakt z fanami, gdy granie na żywo jest utrudnione. Czy to również był powód, dla którego zdecydowaliście się na taką formę?
Tak, fani są dla ciebie wyjątkowo ważni. Macie bardzo bliską relację. Oczywiście, to zawsze był, jest i będzie najważniejszy aspekt mojej pracy. Fani są w moim życiu numerem jeden. Nic nie może się nawet zbliżyć do tej pozycji. Mówiłaś też o blu-rayu. Album będzie wydany również na CD, winylu i w specjalnym boxie. To świetna rzecz dla kolekcjonerów i wielu fanów, ale czy ty, osobiście, również wierzysz w fizyczne wydania? Wiem, że kolekcjonujesz materiały z przeszłości. W metalu zawsze chodziło o płyty, kasety, plakaty, ale to się zmienia. A może takie rzeczy pozostają niezmienne? W końcu trzy lata temu stałaś się numerem 1 w Niemczech, jeśli chodzi o sprzedaż winyli. To był pierwszy raz, gdy zajęliśmy pierwsze miejsce, byliśmy tacy szczęśliwi! Uwielbiam wszystko, co jest oldschoolowe. To zupełnie inne doświadczenie, niż stykać się z rzeczami tylko w internecie. Lubię móc trzymać coś we własnych rękach, szczególnie okładki winyli. Wkładki, ilustracje, to wszystko zawsze miało dla mnie ogromne znaczenie. Lubię też samo brzmienie płyty winylowej, jest o wiele cieplejsze. Co do naszego nowego albumu, powiem więcej, wyjdzie również na kasecie. A w specjalnym boxie znajdą się też naszywki, przypinki i warlockowa figurka, inspirowana oryginalną okładką "Triumph and Agony". Dwie małe postacie. Kiedy w zeszłym tygodniu zobaczyłam prototypy, uznałam, że są takie urocze! Będą świetnie wyglądać obok figurek Kiss (śmiech). Trudno mi uwierzyć, że ktoś jeszcze ma odtwarzacz do kaset, ale stwierdziłam, że musimy to wydać również w tym formacie. Ja jeszcze mam! Będę musiała kupić to wydanie (śmiech). Naprawdę? (śmiech) To zdecydowanie coś dla prawdziwych kolekcjonerów. Kompletny oldschool. Oczywiście, płyta trafi też na serwisy streamingowe, żeby mogli jej też posłuchać ludzie, którzy w całości przerzucili się na ten sposób. Ale dla mnie stara szkoła wydawania i słuchania muzyki ma szczególne, większe znaczenie. Nadal zbieram płyty zespołów, które mi się podobają. Jestem jeszcze szczęśliwsza, gdy ktoś sprezentuje mi jakiś bootleg, często dostaję takie rzeczy od fanów. Czasem pokazują mi różne, dziwne wydania i pytają "widziałaś to?", a ja myślę, "muszę wiedzieć, skąd to masz!" (śmiech). Lubię kolekcjonować to, co jest dla mnie w jakikolwiek sposób ważne. Wierzę, że fani czują to samo.
Foto: Tim Tronckoe
cie mamy czas spotkać się całym zespołem i coś nagrać, ale każdego dnia coś nas zaskakiwało. Na początku nasz gitarzysta nie mógł opuścić Włoch z powodu lockdownu, później nie mogliśmy pojechać do Stanów, więc zamiast pracy w studio zaczęłam przeglądać nasze archiwa. Trafiłam na zdjęcia i nagrania z czasów "Triumph and Agony". Pierwszym festiwalem, jaki nam się nawinął, był Sweden Rock i właśnie wtedy postanowiliśmy zagrać tę płytę w całości. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. To było tak magiczne, że stwierdziliśmy, że musimy wydać Blu-Ray z tego wydarzenia. Na początku chcieliśmy wydać też DVD, ale stanęło tylko na tym. To mix po-
28
DORO
Tak, oczywiście! Podczas grania na żywo uwalniany jest zupełnie inny duch, inne emocje i chcieliśmy je przekazać również fanom. Nie tylko mix, ale również późniejsze oglądanie tego koncertu dało mi sporo radości. Minęło dużo czasu, ale wszystko powoli wraca do normy. Praca nad tą płytą pomogła mi też rozruszać się w studio. Jak mówiłam, nie może się to równać z byciem w trasie, ale kocham tam przesiadywać, pomaga mi to utrzymać spokój ducha. Nie miałam czasu, żeby popaść w depresję (śmiech). Moje myśli były skupione tylko wokół tego, że mogę zrobić coś dla fanów, co, jak miałam nadzieję, im się spodoba.
Byłaś również grafikiem. Wiem, że kochasz sztukę i, oczywiście, prace Geofrrey'a Gillespie, twórcy wielu okładek Warlocka. Zastanawiam się, czy to był twój pomysł, żeby na okładce wersji live "Triumph and Agony", umieścić oryginał pomieszany z kolażem archiwalnych zdjęć. Tak, to mój pomysł! Mam tu jednego grafika i zawsze tłumaczy mi, które rozwiązania są możliwe, a które nie. Pracujemy razem już od naprawdę długiego czasu, czasem dzwonię do Geoffrey'a i pytam, czy może namalować coś nowego. Oboje jesteśmy tym tak samo przejęci, ale faktycznie, to był mój pomysł, żeby stworzyć ten kolaż. Oryginalna okładka zawsze wydawała mi się ikoniczna, ale postanowiłam, że trzeba umieścić tam też fragmenty zdjęć z występów na żywo i oczywiście fanów wszystkie te podniesione ręce, jeden koleś trzyma nawet piwo (śmiech). Takie detale są super