szeć na słuchawkach. Ściana dźwięku powstaje w fazie miksu, z tym że wpierw nagrywamy kilka ścieżek tej samej gitary rytmicznej z użyciem czterech różnych mikrofonów oraz dwóch różnych wzmacniaczy. Posługujemy się również cyfrowym modelarzem Kemper. To się sprawdza.
Porzucajcie wzorce i próbujcie coś nowego Wrze, zieje, kipi, buzuje, chlupie i pulsuje, ale "najważniejsze, jak go wykonano, czy brzmi wiarygodnie, oraz czy zamysł twórcy ma szansę trafić do właściwej grupy słuchaczy" - rozmyśla basista, kompozytor i wokalista Adriano Troiano po wydaniu najnowszego albumu swojego Distant Past pt. "The Final Stage". Pozornie, jest to solidny, ale niewyróżniający się tradycyjny heavy metal. Dopiero po bliższym zapoznaniu się z tą muzyką okazuje się, że daje nam ona kopa poza strefę komfortu. Stanie się jasne, że nie wszystko w klasycznym heavy zostało już wymyślone, kiedy spojrzymy na cel tworzenia oraz słuchania muzyki z alternatywnej perspektywy. HMP: Czy Distant Past to już regularny zespół, a może nadal projekt z okazjonalnymi koncertami? Adriano Troiano: Założyłem Distant Past jako projekt studyjny (w 2002r. - przyp. red.), do którego realizacji zapraszałem przyjaciół oraz gości specjalnych. Chciałem nadać życie własnym kompozycjom, a miałem ich sporo. Po wydaniu koncept albumu "Rise of the Fallen" (w 2016r., wraz z Agnusem McFive znanym z Gloryhammer) zechcieliśmy pograć trochę na żywo. Cześć muzyków mojego poprzedniego zespołu Emerald wsparła nas w organizacji jednego występu. Nie utworzył się z tej grupy stały line-up, więc poszukałem innych osób, z którymi mógłbym wspólnie skomponować następny longplay. W jaki sposób nowi muzycy Distant Past uczą się grać Wasze utwory? Ogrywaliśmy wszystko, dopóki byliśmy niezadowoleni. W przeciwieństwie do wcześniejszych albumów, "The Final Stage" aranżowaliśmy wspólnie i każdy mógł wyrazić własną opinię. Dzięki temu wszyscy czujemy najnowsze kawałki. Inaczej z wcześniejszymi utworami - tych uczyliśmy się w międzyczasie. Najpierw samodzielnie w domu, a później zespołowo podczas prób. Fajnie usłyszeć starszy materiał w interpretacji nowych muzyków. Rozumiemy się doskonale, cieszymy się wspólnym graniem i uzyskujemy intensywność brzmienia porządnego zespołu. Zależy nam obecnie, aby zaprezentować to publiczności na żywo. Czekamy na sprzyjające okoliczności. Czy odczuwaliście przy tym presję, aby nowe kompozycje okazały się bardziej przystępne dla publiczności klubowej? Po prostu zabraliśmy się za tworzenie krót-
58
DISTANT PAST
szych numerów, z refrenami dającymi się śpiewać przez tłum. W przeszłości chciałem przekazywać rozmaite historie poprzez własną muzykę i w związku z tym ich struktura wychodziła złożona, progresywna. Np. "The Hell of Verdun" z LP "Utopian Void" opowiadał o I Wojnie Światowej, dlatego zabiera słuchaczy w muzyczną podróż, nie składając się z prostych motywów, lecz z wielu zmian dynamiki oraz nastroju. Z nowym składem czułem się tak, jakby to był dla mnie całkiem nowy etap. Myślałem w ten sposób, że jeśli słuchaczom się to spodoba, to naprawdę będę usatysfakcjonowany, ale niezależnie od ich opinii, i tak warto się starać. Teraz wiem, że ludziom fajnie słucha się "The Final Stage". Jaki Twoim zdaniem wpływ ma rozpoczy nanie komponowania od gitary basowej na ostateczne harmonie Distant Past? Granie na basie w studiu pozostawia mi więcej czasu na kwestie produkcji oraz na aranżowanie detali, ale zazwyczaj komponuję posługując się gitarą prowadzącą. Mam szczęście współpracować z osobami o znacznie lepszym warsztacie wykonawczym ode mnie. Mogę polegać na ich inwencji odnośnie dodatkowych melodii, a także w fantastycznych solówkach. Ścianę dźwięku słychać niemal wszędzie na "The Final Stage". Jakie macie podejście do "redukcji hałasu" podczas edytowania utworów? Szczerze mówiąc, magia dzieje się w fazie miksowania. Produkcją zajmuje się VO Pulver (Poltergeist, Gurd) - jest najlepszym znanym mi fachowcem w tym zakresie. Jego brzmienie jest warte milion dolców! Zazwyczaj rejestrujemy instrumenty oddzielnie. Każdy decyduje indywidualnie, jak dokładnie chce siebie usły-
Co symbolizuje "smok" w openerze "Kill the Dragon"? "Kill the Dragon" lub "Kill the Demon" (pierwotna nazwa) to ostatni numer napisany przeze mnie jeszcze dla zespołu Emerald. Odświeżyłem go sobie i postanowiłem umieścić go na albumie. Lirycznie jest podchwytliwy, bo chodzi w nim o opuszczanie strefy komfortu. Smok odpowiada wewnętrznemu strachowi przed porzucaniem utartych wzorców i próbowaniem czegoś nowego. Po skompletowaniu wszystkich kompozycji, ów wątek perfekcyjnie wpasował się na sam początek. Zawiera bowiem wszystko, co najważniejsze w Distant Past 2021. Czy dobrze słyszę, że solo gitarowe w "Staring At The Stars" wpisuje się w bliskowschodni styl? Pozwól, że zapytam Lorenza (…) Jego intencją (gitarzysta Lorenz Laederach - przyp. red.) było uchwycenie stylu Bliskiego Wschodu, ale zainspirowała go jedyna szwajcarska melodia folkowa w skali minor, "Guggisberg". Wspomniana w tekście góra znajduje się tuż obok miejsca, w którym on mieszka. Wciąż pamięta bezchmurną noc, podczas której wpatrywał się tam w gwiazdy wraz z dziewczyną. Podczas wizyty w Lucerne dwa lata temu odniosłem wrażenie, że szwajcarskie społeczeństwo jest dosyć mocno zaangażowane w międzynarodowe misje militarne. "The Lion Monument" dedykowane szwajcarskim strażnikom poległym podczas Francuskiej Rewolucji to może już historia, ale sam widziałem rozwrzeszczany tłum maszerujący środkiem ulicy, co miejscowy świadek wyjaśnił mi tylko jednym słowem: Erdogan! Możliwe, że to akurat nie Szwajcarzy, lecz Turcy. Nie wiem. Fakt, że zdarzają się u nas liczne demonstracje związane z problemami innych krajów. Nasz demokratyczny system umożliwia ludziom głosowanie we wszystkich sprawach. Przedstawiciele Szwajcarii nie mogą zdziałać nic bez zgody obywateli. A gdyby jednak zrobili coś wbrew woli mieszkańców, sprawnie zebrałoby podpisy w sprawie referendum. Więc tak czy owak, ludzie głosują. Swoją drogą, ciekawe, że nie mamy jednego Prezydenta, lecz siedmiu.