pearls, attracting the girls (śmiech). Cały kawałek ma być dobrą zabawą, tak jak solówka, które się w nim znalazła. To radość pomieszana z chciwością, chęcią zagarnięcia całego bogactwa. Myślę, że miejsce na zabawę znajdzie się w każdym numerze Running Wild. Wybacz, że to powiem, to dosyć osobiste skojarzenie, ale linia wokalu w zwrotkach w tym kawałku bardzo kojarzy mi się z "Red Hot" Mötley Crüe (śmiech). (śmiech) Tak! Graliście z nimi pierwszą większą trasę przed zmianą image'u, czy w jakiś sposób na was wpłynęli? Pewnie, ale myślę, że więcej inspiracji Mötley Crüe słychać w "Wings of Fire", ze względu na styl riffowania. Na ten konkretny pomysł wpadł Michael, żeby ten kawałek był bardziej jak Mötley. W naszej muzyce słychać echa wielu zespołów, zaczynając od AC/DC. Myślę, że na moje pomysły miało wpływ wiele czynników. Czasem myślę, że nie chodziło nawet o dobre solówki czy rzeczy w tym stylu. Mogły nie być dobre. Wiesz, w tamtych czasach podobała ci się muzyka, bo lubiłeś konkretny zespół. Ciekawi mnie, czy pamiętasz koncert w Polsce zaraz po wydaniu "Under the Jolly Roger", na bardzo ważnym dla nas festiwalu, Metalmanii, w 1987r. Ludzie sami domagali się, żebyście przyjechali, wysyłali tysiące próśb na kartkach pocztowych. A organizatorom wydawało się, że mało kto będzie was znać. Oczywiście, bardzo zapadł mi w pamięć. To dzięki temu, że byliśmy mocno zaskoczeni tym, jak przyjęła nas wtedy publiczność. Próbowaliśmy zrobić sobie na hali pamiątkowe zdjęcie i nie mogliśmy znaleźć z niej wyjścia, tak uczepili się nas fani (śmiech). Byli wszędzie! Zastanawialiśmy się, co się do cholery dzieje i co mamy zrobić. To był świetny koncert. Jeden z pierwszych dla tak dużej publiki, dziesięć, może osiem tysięcy osób. Niesamowite doświadczenie. Co prawda graliśmy już wcześniej sporą trasę z Mötley Crüe w podobnie dużych obiektach, ale to oni byli wtedy gwiazdami, nie my. Skoro masz tak dobre wspomnienia, to czy planujesz uwzględnić Polskę na najbliższej trasie Running Wild? W tym momencie sytuacja koncertowa jest bardzo niepewna. Zdecydowaliśmy się nie akceptować więcej propozycji grania na festiwalach, dopóki nie będziemy mieć pewności, że koncert będzie mógł odbyć się bez żadnych przeszkód. Widzę, że sporo dużych zespołów ogłasza teraz trasy ku uciesze fanów. A później muszą je odwoływać. Nie wiem, czy to właściwe zachowanie w tej sytuacji, bo w ten sposób się ich zawodzi. Wrócimy do tego tematu, gdy wszystko wróci do normy. Rozumiem. Dziękuję ci za dzisiejszą roz mowę. Mam nadzieję, że nowa płyta zostanie dobrze przyjęta przez fanów - osobiście dobrze się przy niej bawiłam. Dzięki! Również mamy taką nadzieję. Do zobaczenia. Iga Gromska
8
RUNNING WILD
Jesteśmy gotowi! Chyba każda kapela, czy to młodsza, czy też starsza ma pochowane po szufladach jakieś szkice, pomysły lub nawet całe gotowe utwory, których z różnych względów nie udało się nagrać. Bywa, że tego typu utwory zalegają w szufladzie przez długie lata, zanim dany zespół zdecyduje się do nich powrócić. W przypadku Cirith Ungol było to niemal... 45 lat(!). Jak jednak mówi stare mądre porzekadło: "co się odwlecze, to nie uciecze". Po świetnym albumie "Forever Black", zespół wypuścił na rynek EPkę "Half Past Human" zawierającą utwory powstałe jeszcze przed wydaniem ich debiutu. Na tym wydawnictwie w dużej mierze skupiła się nasza rozmowa. Rob Garven oraz Greg Lindstrom opowiedzieli, jak w ogóle doszło do tego, że się znają. Co ciekawe, pierwotnie nie połączyła ich muzyka, a zupełnie inne wspólne zamiłowanie. HMP: Witaj Rob. Cieszę się, że znalazłeś czas na kolejny wywiad dla magazynu HMP. Rob Garven: Bartek, to ja Ci bardzo dziękuję. Widzę, że HMP tworzy kronikę historii zespołu od naszego ponownego zejścia się w 2016 roku, za co jestem Wam bardzo wdzięczny (właściwie to pisanie owej "kroniki" rozpoczęło się znacznie wcześniej - przyp. red.) Fajnie, że mamy przyjemność znów dzisiaj z Wami porozmawiać! Z racji faktu, że to Greg jest autorem wszystkich utworów, które znalazły się na naszym najnowszym wydawnictwie, poprosiłem go, aby pomógł dokładniej odpowiedzieć na niektóre Twoje pytania. Bardzo mnie to cieszy. W zeszłym roku wydaliście pierwszy pełny album studyjny po Waszym powrocie na scenie. Mam na myśli oczywiście "Forever Black". Rok później robicie swym fanom prezent w postaci EP zaty tułowanej "Half Past Human". Jestem pod wrażeniem Waszego tempa wydawniczego. Wygląda na to, że chcecie nadrobić stracone lata. Rob Garven: Taki jest plan. To był pomysł Jarvisa, aby zrobić EPkę jako przystawkę między daniami głównymi. Wielu naszych fanów prosiło o ponowne nagranie kilku starszych, nieco archaicznych kawałków, a teraz właśnie trafił się na to idealny moment. Zdecydowaliśmy się na te konkretne utwory, ponieważ wszystkie miały w sobie motyw "Bestii", co znajduje również odzwierciedlenie w dziele Michaela Whelana będącym okładką tego mini albumu. Wszystkie utwory z tej EPki zostały wyciągnięte z Waszych głębokich archiwów. Jak w ogóle przetrwały do naszych czasów? Czy mieliście jakieś wersje demo lub nagrania z prób? A może przez te lata istniały one tylko w Waszej pamięci?
Rob Garven: Te cztery kawałki w tamtych czasach były jednymi z naszych standardów. Myślę, że Greg, Tim i ja przypomnieliśmy sobie je niemal natychmiast i mogliśmy je odtworzyć z pamięci, więc zdecydowaliśmy się wydobyć je z długiej hibernacji. Trzy z tych piosenek pojawiły się również na albumie z 2004 roku innego zespołu Grega, mianowicie Falcon. Greg Lindstrom: Mamy stare taśmy z prób z lat 70-tych wszystkich czterech kawałków, chociaż tylko "Route 666" został nagrany z wokalem. Niestety był to mój wokal. "Shelob's Lair" zostało napisane, gdy Neil Beattie był naszym wokalistą, więc graliśmy to wiele razy na żywo ze Neilem za mikrofonem, jednak nie zachowały się żadne nagrania. Wszystkie te piosenki zostały napisane zanim Tim oficjalnie dołączył do zespołu jako wokalista, więc graliśmy je na żywo jako utwory instrumentalne w późnych latach 70-tych. Czy proces nagrywania tym razem przebiegał standardowo? Rob Garven: Utwory były nagrywane w podobny sposób, jak wszystko, co do tej pory zrobiliśmy w naszej karierze, zaczynając od dobrze przemyślanego demo, które wykuliśmy z płynnego metalu w naszej sekretnej kryjówce. Potem nadszedł czas na pracę w studio. EPka została zarejestrowana i nagrana w studiu naszego kumpla z Night Demon, Armanda Johna Anthony'ego, gdzie zrealizowaliśmy nasze ostatnie trzy projekty. Czujemy się tam bardzo dobrze, a jego wiedza i umiejętności naprawdę stworzyły ciężki dźwięk, którego potrzebowaliśmy. Mam wrażenie, że kawałki, które możemy usłyszeć na "Half Past Human" są bardziej rock'n'rollowe, niż Wasza późniejsza twórc zość. Chcieliście nadać im jakąś konkretną moc i chwytliwość? Rob Garven: Myślę, że chcieliśmy nadać tym utworom nową tożsamość oraz uczynić je cięższymi. Wszystkie zostały napisane w latach 1975-1976, stąd też hardrockowy klimat. Napisał je Greg, a on zawsze był typowym rockmanem. Greg Lindstrom: Kawałki te są produktem czasów, w których zostały napisane - od połowy do późnych lat 70-tych. Główne części kawałków są w takiej samej formie, jak zostały napisane 45(!) lat temu, ale dodaliśmy tu i ówdzie linię melodyczną, której nie było w oryginale. Jimmy dodał piękną linię gitary do początku "Half Past Human", która naprawdę daje mu kopa. I może z wyjątkiem "Route 666", jest to pierwszy raz, kiedy Tim je zaśpiewał.